Marek Gajowniczek


Sąsiad - Jurek, szwagier i ja


W zrujnowanym lokalu na Pradze, 
Który kiedyś salonem był.
Nie ma okien i nic nie poradzę. 
Na prawników nie było sił.


Wychowano tu wiele pokoleń. 
Czasem dobrze, a czasem źle,
Ale nikt tu nie tańczył po stole.
Szanowano, co było w szkle! 


Każdy swoją dorzucał dolę.
Przesiedziało się nieraz do dnia.
Miał tu swoje życiowe przedszkole -
Sąsiad - Jurek, szwagier i ja.


Gdy ferajna wydoroślała -
(Śpiewać o tym - już nawet grzech),
Gazem w okna hołota strzelała,
Że z niej niby, za głośny, był śmiech.


Kilka latek mineło bez mała.
Podzieliło się pół na pół!
Lecz tradycja na Pradze została,
Choć nie taki liczył się stół.


Pozostało w nas od pokoleń,
Powiedzonko - każdy je zna.
Nie odmawiam! Ja czystą wolę! 
Sąsiad - Jurek, szwagier i ja.


Z kamienicy ruina została.
Przedwojenny właściciel był.
Kancelaria go wycyckała.
Miasto resztki wypruło z żył.


Choć niełatwo nas było postraszyć,
Żeby przetrwać to wszystko do dziś -
Każdy musiał gdzie indziej się zaszyć,
Gdy kazali na bruki iść.


Każdy z nas w życiu wiele swym przeszedł.
Każdy swoją historię ma!
To nie Leszek, lecz twardy orzeszek!
Sąsiad - Jurek, szwagier i ja.


Obalimy, gdy słania się Hania,
A orkiestra nam w duszach gra.
Innych uczą na Pradze przetrwania -
Sąsiad - Jurek, szwagier i ja!
 



https://truml.com


print