Sztelak Marcin


Zacienienia


 
W pełnym świetle czają się mroki
zaśniedziałych luster.
Odbijające obce twarze,
pełne pogardy.
 
Strach roi podskórne bóle,
aż do pęknieć nabrzmiałych konturów
papierowych postaci.
 
Które wiatr rozwiewa niczym liście
w zapuszczonym parku. Gdzie wypijamy
bez zająknięcia codzienną porcję 
niechcianego błogosławieństwa.
 
Tylko że łzy na koniuszkach drżących
palców to efekt nieustannej 
pełni księżyca. Głęboko wbitej
w odwrotną stronę najciemniejszej nocy.
 
Kiedy staramy się policzyć wszystkie
spadające gwiazdy.
Te od niespełnionych życzeń i żałośnie
utraconych chwil życia.
 
Co to miały nic nie znaczyć.
A przynajmniej według matematyki.



https://truml.com


print