Neni


zakole rzeki


Chwyciłem ukwieconą kiść wiśni.
Tak chciałem wchłonąć w siebie trochę przyrody.
Taka wola.
Takie prawo.
Taka piękna wiśnia.
I jak to możliwe, żeby wolna wola
była niezgodna z prawami przyrody?
 
Chwyciłem ukwieconą pięść wiosny.
Tak chciałem wchłonąć w siebie tłuściutkie pakieciki pręcików.
Taka wola.
Takie prawo.
Taki prosty kwiatostan.
I czy są powody, żeby wolna wola
była niezgodna z prawami przygody?
 
Chciałem ukradkiem pleść wiosny.
Tak chciałem chwycić w siebie tłuściutkie pakieciki pręcików.
Tak mnie woła.
Takie prawo.
Taki prosty krwiostan.
I czy pod wodą wolna wola
bywa niezgodna z prawami przygody?
 
Chciałem ukradkiem pleść wiosną.
Tak chciałem upleść w sobie tłuściutkie pręciki.
Tak mnie coś wołało.
Tak mnie przyciągało.
Taki prosty krwioobieg.
I czy pod wodą wolna wola
bywa niezgodna z przygodami prawa?
 
Chciałem ukradkiem wieść pluski.
Tak chciałem upleść w sobie tłuściutkie pąsiki.
Tak mnie coś wiodło.
Tak mnie przyciągało.
Taki prosty dźwięk.
I czy pod wodą wolna wola
bywa?
 
Chciałem ukradkiem pleść łuski.
Tak chciałem na grzbiecie mieć wypustki.
Tak mnie coś wiodło.
Tak mnie przyciągało.
Taki prosty czas.
Czy wolna woda tak
woła?
 
Na tym zakolu rzeki na początku lat osiemdziesiątych poprzedniego wieku
na płyciźnie z naniesionego przez nurt piachu
kąpało się pięciu chłopaków.
W pewnym momencie postanowiliśmy pójść z prądem wody, bo
łacha się nam znudziła. Nie wiedzieliśmy, że po kilku metrach
podwodny prąd wyrzeźbił w dnie głębinę.
Nurt rzeki nie pyta, tylko pcha. Ze spaceru nigdy nie wróciło trzech
chłopaków. Ja wróciłem.



https://truml.com


print