smokjerzy


Błazen


Satyr w podupadłym teatrze 
jednego aktora 
sztuka bez podmiotu i kontroli 
kreator przenajświętszej nierzeczywistości 
fanatyk samego siebie  
  
uszczelniam granice szemranych półprawd 
tucząc strach jak świnię broniąc głupoty 
jak niepodległości 
  
Szczerząc zęby do boga którego wymyśliłem 
na swój kiczowaty obraz mdlące 
podobieństwo 
  
epatuję grzechy przodków 
  
Z wykałaczką w jednej dłoni 
pilotem od telewizora w drugiej 
wysadzam w powietrze tłumy mężczyzn 
kobiet dzieci starców 
  
i tylko ból przy wydalaniu 
kac 
cebula 
miłość do ojczyzny 
uciążliwa czkawka 
wyciskają ze mnie pragmatyczne łzy 
stygnącego błazna-patrioty 
 



https://truml.com


print