Florian Konrad


Papierowe dzieci


łapią się za ręce
taki udawany cmetarz, łąka z drzemiącą
wewnątrz bielą. przestrzeń pomiędzy palcami - 
 
statyczne szalenisko, niby tętniące gwarem
jednak - kamienne, dyskoteka, na którą spadł 
niewystygły popiół. próbujemy szukać kogokolwiek
po datach, twarzach 
odbitych na muszlach porcelanek
 
pozornie - nikogo nie ma
przemarznięci żołnierze, cudem uratowani 
alpiniści - oni wszyscy - w gorącą zamieć
 
domyślamy się, że panuje 
zazdrość wsteczna, sięgająca głębiej, niż kość
bohaterowie oraz łajzy, odkrywcy pustyń na Księżycu
i pan - pierwszy zdobywca, przecieracz szlaków
- jakby mieli za złe, że dopisujemy
nowe wersy, że umiemy czytać alejki
 
dzieciaki wracają do domów
- ciągle gapimy się w ziejącą wyrwę
jaka została na placu zabaw 
 
rozpadlinę, w którą można
krzyknać dowolne słowo
echo powtarza jedynie
 -późno -óźno -źno



https://truml.com


print