Sztelak Marcin


Konsensualny koniec świata


 
Nie przychodzi już na naszą ławkę.
 
W obliczu pożegnań wszystkie uporządkowania
stają się obłędem.
Szeptem liczymy sekundy dzielące
czas na uśrednienia.
 
Trzy:
 
Z perfidnym uśmieszkiem spoglądam
w oczy szatana:
przepraszam, ale nie ma pan nic
do zaoferowania.
 
Może jednak.
 
Dwa:
 
Piekło zamarzło, jak zawsze
w okresie zimowym. Do diabła,
już nie umiem jeździć na łyżwach.
 
A podobno się nie zapomina.
 
Jeden:
 
Jasne, uklęknę.
Nadzieja umiera ostatnia, głupia,
mimo wszystko matka.


Oraz pozostałe eufemizmy, półprawdy,
ćwierćsłówka.
Już można rzucać świnie
przed wieprze.
 
I jeszcze:
 
Zero.



https://truml.com


print