Marek Gajowniczek


Pozdrówcie lasy świętokrzyskie


Zebrałem w bajkę leśne dziwy
o prawdziwku wielkim - prawdziwym,
gdy trudno jest określić z góry,
który borowik jest ponury.
 
Tomy spisało wielu skrybów
o toksyczności starych grzybów,
lecz żaden nie poddał ocenie,
czy kapelusze, czy korzenie,
bardziej dla ludzi są szkodliwe?
Zdawałoby się, że pawdziwek
rosnący obok sromotnika
niebezpiecznych wpływów unika.
Tak winno być, a jednak czasem,
zatrute cieki są pod lasem.
Spadają z góry kwaśne deszcze.
Nieznany wpływ miewa coś jeszcze.
 
Nie można wykluczyć przypadku, 
nieujawnionych leśnych dziadków,
a taki w zdrowym, starym borze,
zepsuć powietrze całe może.
 
Zbliżał się sezon grzybobrania.
Wysyp i szaleństwo zbierania
i w niejednym domowym planie
widziano duszone, w śmietanie,
pachnące, młode, borowiki.
Cieszyły już pierwsze wyniki.
I na raz spadła na zbieraczy
gorycz zdziwienia i rozpaczy,
że prawdziwek - najpierwszy w lesie
dziwny zapaszek w sobie niesie.
Oglądano go z każdej strony.
Trochę za bardzo był czerwony.
 
Wyrósł nad wszystkie inne grzyby,
ale na pewno był prawdziwy!
Nie rozumiano skąd... dlaczego...
ta kwaśna gorycz bije z niego?
 
Stąd, mimo właściwego czasu,
nie wchodzili ludzie do lasu,
a grzyboznawców wciąż pytali:
Czy było zdrowe, co zbierali?
Próżno pisali dziennikarze,
że zapaszek ten zniknie w parze,
jeżeli dobrze się przysoli.
Nikogo brzuszek nie zaboli.
Nie zmieni gustów wielkopańskich
prawdziwek wielki, choć szatański.
O wiele bardziej są złowieszcze
przy szatanach toksyczne kleszcze.
 
Lecz to już inny wiersz wyłuszczy.
Wołaniem tylko są na puszczy
skryte morały pseudobajek
o tym, co dzisiaj wstrząsa krajem.



https://truml.com


print