Belamonte/Bożydar


Miłość do.. - z tomu Spotkania i rozmowy


Nie wiem gdzie zamieszkało słońce
w czyim brzuchu się odradza
podświetla łabędzia i drzewo będąc ich życiem
krzakiem gorejącym ciała
wszystko odbija jego lot
jest lotu chwilowym skamienieniem
wyrazem słowem życia
spotkaniami by przelać z ust w usta grzeszne
święte piękne złe czyny
tego anioła upadłego która błądząc
dochodzi do prawdy

stare struny rozpadające się w promienie
kształty uczuć w poezji rozpryśnięte
wędrują wzbogacone
drogi światła
element wnoszący zmartwychwstanie
wyraz do twarzy
ogólniki i powszechniki z ciał miliona i nienawiści miliona
z wylanych łez
osoby i wartości w społecznościach mrówek i ryb

pomiędzy listowiem w perspektywie okna
moje oczekiwanie
okno - znaczący rekwizyt życia

Ona tu nie przyjdzie
nie wypełni mnie światłami
grzęźnie w pyle zagrzebana matka
odbita we wszystkim, daleko odrzuca mnie

pewnie szuka okazji by się zapomnieć
choć przekonuje o swej cnocie
Prawie nigdy do końca się nie zapomina
Tylko już czasem gdy nikt nie czuje jej bólu

Wszystko ją atakuje
podłogi, suszarki do włosów, dzieci, motocykliści
Jej własne nogi, lęki, piwo
niosą ją pod samochód,
by mogła zmarnować kolejną szansę,
a potem płakać i chcieć współczucia

Tylko śmierć może ją uspokoić
nie szanuje się
nasze podobne piekła zaprzyjaźniają się
bariera moja czy jej

Rozkosz tej słabości zawstydza ją,
tego nie może zabraknąć
i twarz ukrywa,
takiej twarzy się nie pokazuje

Wtedy się oddala, spełnia kieliszki
nie spełniając obowiązków miłości
lekceważąc wszystko
wesoła dziwną wesołością
życia swego szukając
już całkiem bez dokumentów
ale z oczami wciąż nieobecnymi
bez życia.



https://truml.com


print