Florian Konrad


Hipergamia


jasne, że nie zasługuję - szepczę w przypływie szczerości
 
odwarunkować, wyzbyć się odruchów
- awykonalne, nienawykły do ciebie ślepiec
zgubiłby się na rozstajach pustyni
(powietrze słoneczne zwiastuje burzę
sól i piach cisną się do oczu niedowiarków)
 
a tak -  jeszcze gonię wiatr znad Antarktyd
ścigam się z duchami niedoszłych dziewczyn
mają kryształki w żyłach
(bez przesady - szkło, żaden bursztyn)
twarze dzieci wyryte w pamięci komórek, aparatów
 
wspomnienia mieszają się z przywidzeniami
każdego dnia oddalam się coraz bardziej 
mężczyźni zapisują nowe strofy w źrenicach
pań, koleżanek, obcych miłości
 
może i kiedyś je znałem, zanim imiona 
stopiły się w jedno: niewymawialny supłek
 
jako artysta i partacz osiągnąłem mistrzostwo 
w dziedzinie akwaforty: twój portret rozciąga się
od Bugu aż po drzwi mego pokoju
powieki przykrywa miedź
 
bezwartościowy grosik zamknięty w medaliku
na szyi ostatniego twórcy
waży więcej niż planeta, kontynent
niepodzielny sen
 
szukaj i wróć, nie przestawaj wierzyć
że nie ma przebudzenia



https://truml.com


print