Ananke


Puch i wiatr


Za ciężcy by się wznieść,
zbyt lekcy by osiąść na stałe,
wrastamy w niby-mosty,
pędząc na oślep ku przeznaczeniu.
 
Ja wymownie milczę,
ty dwuznacznie odwracasz wzrok.
Potykając się o własne błędy,
nieuchronnie dobijamy dna.
 
Kompulsywnie zacieramy granice,
by stworzyć je na nowo.
Jak wahadła odbijamy się od siebie
czując jednocześnie euforię i ból.
 
Z ilu jeszcze obcych okien
będziemy dzień za dniem ulatywać,
zanim moja dłoń wykiełkuje w twojej.



https://truml.com


print