Florian Konrad


Kojec świętego Guineforta


na czterech- w życiu! nie lubię się łasić
siedzę więc przy stole, wyprostowany w harmonijkę
 
córeczka państwa chciała pogłaskać
oparzyła dłoń o nimb
wyje czerwonym głosem
 
przeklęta niestabilność. odkąd dałem się uskrzydlić
 raz jestem przyziemny, piszę podania
 o przyjęcie do grona
 to znowu- o wydalenie z paczki przyjaciół 
latam wśród cirrostratusów
 
mój jest las, w którym się grzęźnie
 próchnica w kościach, czas widmowy (przesunięto 
metrykę o cztery - pięć lat, bym starzał się
równo z ludźmi)
 
według niektórych - to upadla 
ale - co w zamian? książki?
wszystkie są mętne w piwnych oczach
opowiastki o łańcuchach z masła, złotej budzie
zdychaniu z nudów przed szkłem
 
nie pozostaje nic innego, niż- dochłeptać
i biegiem, w wieczne PONAD
zwiedzać kosmosy kryte słomą
gdzie żyjątka aż proszą się, by je pożreć



https://truml.com


print