gabrysia cabaj


Jeż w rękawiczkach


Coś by się chciało, albo kogoś uratować, 
choćby jeża,
który był w kanale nie wiadomo od kiedy,
o suchym pyszczku -
bierze się więc jeża ostrożnie, z włosem,
jak kulę nieszczęścia
i mówi do niego: tu tu, do ogródeczka,
pod okap,
pod paprocie.
 
Nieba chciałoby się przychylić, żeby tylko
napił się z pudełka,
żeby jadł z ręki, spojrzał choć raz człowiekowi
w oczy oczami jak czarne perły.
 
I podgląda się, czy kula będzie żyć,
czy się rusza -
co i rusz podchodząc -  aż nagle go nie ma.
 
Od tej chwili wiadomo -
jeszcze w zagąszcz patrzy się długo,
czy liść jaki drgnie, 
cień może przemknie...


.



https://truml.com


print