Sztelak Marcin


Klątwy



Piekło jest wybrukowane i tak dalej,
ale stopy bolą od ciągłego dreptania
pomiędzy przekleństwami.
 
Kolejny dzień z życia ekskomunikowanego
na własne życzenie zaczyna się od próśb
– nadaremnych, powszedni pleśnieje,
winowajcy natrętnie walą do drzwi.
 
Pora uciekać, lecz za oknem świat bezustannie
pluje przez ramię, prosto w twarz.
Po trzykroć biją dzwony, kundle wyszczekują
requiem.
 
Jedyne wyjście to posiąść wiadomości,
bez rozróżnień moralnych.
Później zalec przy drodze, czekając
powoli zarastać spokojem .
 
A nuż następne stulecie przyniesie
odpoczynek, wieczny.
Bez potrzeby rozgrzeszeń.



https://truml.com


print