Sztelak Marcin


Trawestacje



Schyłek lata, chcieliśmy wierzyć
w nieskończoność. Przynajmniej w wąskim zakresie
jutra. Odległego niczym drugi brzeg życia,
jednak na wyciągnięcie ręki.
 
Tylko że nikomu nie chciało się sięgać,
skoro już splątane ciała przybrały
jak najwygodniejsze pozycje.
 
Ćwiczyliśmy je z zapamiętaniem,
szczególnie gdy noce były zapchane gwiazdami
aż trzeszczały w szwach.
 
Gdzieś poza horyzontem jesienie
pyszniły się zachodami barw.
Biorąc to za dobrą monetę wyrzucaliśmy
reszty przez lewe ramię.
 
Wiedza, że należało je zbierać przyszła
zbyt późno. Pozostał tylko ironiczny uśmiech.
I miejsca całkowicie puste.
 
Bez nas. Albo dla.
Zresztą kroki wypiła ziemia. Do dna.



https://truml.com


print