Deadbat


Drepcząc po mokrej trawie [z:] Depthresja


Kłamstwem słów duszę prawdy usiłuję ścigać
W ciemność patrzeć bez lęku i widzieć
mimo że wpół-ociemniały
a on jest nieledwie szczenięciem
narodzonym dopiero co przed chwilą
może przed stu laty
(czas taki nic tutaj nie znaczy)

Nie widzę celu w ciemnościach samotny
Szamoczę tu i ówdzie zostawiając swój zapach
szczenięcy wilgotny i ciepły

Po polu biegnę wyimaginowanym
z włosem czarnym rozwianym
Po polu pustym i cichym
(którego istnienie potwierdza wyłącznie fakt że ja zaistniałem)
i rosa czarnej nocy chłodzi moje łapy
i wiatr wieje często zimny przenikliwy

Po  drodze biegnę którą w bez znaczenia czasie
(kiedy życie wprowadzało zmiany
może przed stu laty)
tak wielu biegło i wielu  
deptało tą trawę
lecz biegnę przecież wciąż naprzód choć taki nierówny
tak smutnie nieudany
to zaraz  bez granic szczęśliwy jakbym dostał puchar na rasowej wystawie
(bez granic - znaczy formy i czasu - 
nieświadomy - nawias się nie zamknął lecz przeformułował i zanikł zupełnie

Nadal nieświadomy lecę
(we własny oddech zasłuchany)
miliardów tych co biegną z boku tam przede mną
i tamtych za mną
co wkrótce rozpoczną swój wyścig 

Po drodze drepczę
formuje znaczenia i je formułuję
Odpowiedź a może czasem zapytanie
zaklinam nieświadomie w jedynie sobie możliwy systen wierzeń
ja - jednoosobowe stado plemię z jedynym przedstawicielem

w zamroczeniu z własnej zwierzęcej formy emocjami
ja dzban stłuczony źle wypalony i źle uformowany
biegnę z nim w dzień co niczego nigdy nie rozjaśnia 
odu świtu do zmierzchu
(aż Odpowiedź unieważni wszelkie moje pytania)

Idę coraz boleśniej świadomy
że w pustkę i nicość biegnę
własnej bez-formy uformowanej przez fakt samego trwania
lecz kierunku już zmieniać - nie warto - nie będę

I tylko ten jazgot ulic
tylko ten cichy skowyt
cichy żałosny i milknący skowyt



https://truml.com


print