Yaro


u schyłku dnia


już późno nastała jesień
skrada się na przedmieściach
woda w pobliskim stawie mętna
 
spojrzenia spod powiek w amoku 
blisko sklepu 
w dłoni jak kamień zielony
butelka prawie pusta
jak słowa w ich ustach
 
na drzewie liść drzemie 
szary blask cienie 
zmierzcha ma się do snu
 
życie marne biedne ale wieczne
słowa na pożegnanie bez nadmiaru życzeń
co ma być to będzie
obyś wrócił po kolędzie
 
smutny obraz za szkłem 
w kieliszku w kilku kroplach na dnie zamykam rozdział
zanurzam palec sumuje kilka dat
kreski wyryte w futrynie 
już czas
zakręcam krótkim łykiem 
marszczę w grymasie twarz
 
jutro nie nadejdzie 
kilka zmian w życiorysie 
tęsknoty po kieszeniach monet brak
w oknie stróż straszy noc
 
urywa się film znikł prysł jak wyprysk 
budzę się w ramionach
blisko tylko ciebie być



https://truml.com


print