Marek Gajowniczek


Fajerwerki na odchodne


W pobliżu sejmu, na skwerku,
jest stoisko fajerwerków,
a przy nim ogromy ruch
z opozycji partii dwóch.
 
Jest już lista kolejkowa.
Każdy chciałby przypakować,
coś odpalić i wystrzelić.
Poruszyć obywateli.
 
Coś się kończy. Ma być głośno!
Proszę petardę donośną,
by zadrżały mikrofony
w rękach niezadowolonych.
 
Dla mnie tamta gruba rura!
Wysłała mnie agentura,
bym przeciw ustawom złym,
zrobił jak największy dym!
 
Proszę wielkiego bengala.
Telewizja chce odpalać.
Chcę tamtego! Ten za mały!
Dotąd były niewypały!
 
Wszyscy wrzeszczą wielkim chórem.
W Sylwestra poleci w górę,
rozbłyśnie, a potem zgaśnie
to, co tu sprzedają właśnie.
 
Kramik stoi przy ulicy.
Nie ma koca i gaśnicy.
Handluje się nowocześnie
i może odpalić wcześniej.
 
Obawiają się przechodnie
widząc polityków z ogniem,
którzy podchodzą do Budki.
Mogą być poważne skutki!
 
Przepis się zbyt szybko zmienia,
a nie było pozwolenia!
Pętakom się trzęsą spodnie,
a to tylko sztuczne ognie.
 
Wielki błysk na pożegnanie,
a nic po nim nie zostanie.
Może tylko trochę smrodu
nie z obchodów, lecz z odchodu.



https://truml.com


print