Emma B.


szaro, buro i blokowo


dzisiaj nie mam się czym pochwalić, bo pławiłam się w samotności domowej. Kto mógł wyjechał na narty, a ja rozumiem co to za radość szusować po śniegu i cieszę się, że oni mogą i przymykam oczy wspominając białe zimy na Kasprowym, w kotle Goryczkowym, Bukowinie, czy Małej Fatrze.
Jeden z najwspanialszych znanych mi wierszy, moim zdaniem, jest pełnym mądrości wiersz księdza Twardowskiego, którego chętnie cytowany dwuwiersz brzmi: spieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą. Można go interpretować na wiele sposobów. W moim przypadku cieszę się, że wykorzystałam czas sprwności fizycznej na narty, podróże, pływanie. Teraz gdy los zgotował mi wiązankę problemów zdrowotnych mogę odtworzyć te wspaniałe przeżycia, które były moim udziałem, bo zdążyłam.
Czuję pod stopami narty, chłód lasu i pęd powietrza, spoglądam z kolejki w Suchy Żleb i nie będę ukrywać, że marzy mi się prawdziwy zjazd do kotła Gąsienicowego, ale marzenia są nieporadną rekompensatą realu.
Obijam się po mieszkaniu, jakiś erzac spaceru między blokowiskami, rozgoryczenie z powodu marności architektury, która mnie otacza. Na pustych ścianach kościoła, żadnego załomka, sterylny postmodernizm pana Cęckiewicza niczym nie zaskoczy. Mieszkania - jawią mi się jako sześciany z małymi ślepiami okien i chociaż od 20 lat sobie wmawiam, Basiu nie jest źle, tu jest zielono, tu przestrzenniej i czyście, cyklicznie dopada mnie depresja architektoniczna spowodowana nijakością otoczenia. Może barwne ogrody są rozwiązaniem, może. Teraz szarobura zima nie daje szans na poprawę nastroju. Odzywa się syndrom kaczki, przecież moi sąsiedzi są szczęśliwi, od zawsze są w blokowisku, że też ja musiałam zapuścić korzenie w eksplozji baroku, u boku Talowskich, Szyszko Bochuszów i innych. Biedna zmanierowana kaczuszka.



https://truml.com


print