Nevly


na pograniczu


grzechu jesteś cała poprawnością
całości dopełnieniem rozkoszy świtem
taka mokra piękniejesz w modlitwach o niebo
na piedestale uczuć szum wiatru
uskrztdlony po stokroć twoim oddechem
wiję gniazda na poczet domu
jedyna gwiazdo jedynej nocy
z zachodem słońca
studenci w wolnym czasie imprezują
my w wolnym czasie nie mamy czasu
jedynie roczny zapas szeptów
jesteś wszystkim po to bym utonął pomiędzy
falami ud malujesz nieuchronność zdarzeń
spieniona zachłanność
kiedy tak płonę niczym fenomen
poczęcia łowię bogów karmisz piersią
prosto w delirium błądzące po omacku
usta drogą do dreszczy
pośród łanów zaplecione kłosy
zabierz różowe majtki z mojej twarzy
seksowna po raz trzeci nad ranem
dotykam jedwabiu skóry naprężonej do granic
ziarnami ta bajka zdaje się nie mieć końca
pomówmy teraz o twoich ramionach
nie śpiesz się podbijam stawkę
rozchylasz je lekko jak płatki róży
w których trwam aktywny
po korzeń kiedy wyrastasz kwiatem
pełna tajemnic
jakie oddałaś mi w wieczne posiadanie
bez słów zakamarkami ciała i duszy
jesteś wilgocią dopełnieniem rozkoszy światem
jeszcze piękniejsza w modlitwach o świt

ale tak zupełnie poważnie
bez tytułu jest zajebiście
skazanego na ciebie
aresztuj mnie pomiędzy wierszami



 
 




https://truml.com


print