Pietrek


kadisz za niewiernych


szkic na kolanie

w domu obumarłej miłości
żałobnicy stadkami
pogodnie ćwierczą

o nieboszczce

giętkie wszystkie są języki
te złe dobre i łany złociste
tylko się oblizujących

w domu pogrzebowym pan doktor
z panem od ceremonii bracia
w surdutach z syjamskiej korporacji

profesjonalnie stopniują powagę

siostrzyczki niemiłosiernej łagodności
wzlatują bezszelestnie jak duchy
nietoperzy rozsiewając zapaszek

ostatnie tchnienie miłości wciągnięte
łapczywymi nozdrzami astygmatyków
rozchodzi się po zapadniętych płucach

akurat tyle śmierci
i tyle świętości
by starczyło na tydzień
powszednim skłonnościom


nad trumną zmarłej miłości szepcze się
wzwodząc blade wcześniej płatki uszu

diakryty dreszczy tatuowane sokiem z limonek
pod wpływem którego skóra żałobników twardnieje
kurczy się i na nic kąpiele w rosie oślim mleku
we łzach

bo jest już po ceremonii duch miłości oddany
nakarmiona jej ciałem ziemia ogień woda i powietrze
są syte przyszedł czas na spory o porządek spadku

a wszyscy liczą

nie - spodziewana
mnoży się rodzina


miłości która
rozdała wszystko

za życia

naga umierając
w ubłoconej koszuli



https://truml.com


print