Filip Kaczmarczyk


Wspomnienie


Agacie i Rafałowi

Zdaje się, że wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku. Zdawać by się mogło. Idziemy nierównym, chwiejnym krokiem. Nasze buty, cóż, są jakie są. Często niewygodne, często pokazowe. Buty świadczą o człowieku? Być może. Polaka za granicą poznaje się po butach. To też mądre. Poznaje się raczej lub też po torbach, po zawartościach. Wyjmiesz z niej wszystko. Tak na wszelki wypadek. To bardzo daleko. Mama da czapkę na zimne poranki, spodnie dżinsowe, mocne, farmerskie, rękawice – do pracy. Pieniądze dostaniesz od taty – niech sobie nie myślą! I talizman na szczęście. Wyruszysz i już nic nie powróci. Utracisz wszystko co miałeś. Poranne wstawanie, szyk książek na półce, zapach wstającego słońca. Zgubisz mocne postanowienie poprawy. Ktoś kiedyś powiedział: z każdej podróży wraca się innym, już nigdy nie jest się tym czym było się przedtem. My cię tu zresocjalizujemy. Już na początku podróży zakłuje cię serce. To nic, głupstwo. W porównaniu.
 
Gdy się tam znajdziesz nic nie zrozumiesz. Staniesz na stacji, zapalisz papierosa i głośno odetchniesz. Pomyślisz z przerażeniem, z ulgą przerażającą, to nie koniec, to dopiero początek. Powitania przebiegną szybko. Z początku lekkie podekscytowanie, nowe miejsce, wrażenia, rozmowy. W kolejnych dniach wszystko będzie nowe. Jasne noce, śnieg w lecie, trawa na dachu. Otrzepiesz się z kurzu, wrażeń, emocji i wróci codzienność. Ale już nie ta co była kiedyś. Ta codzienność będzie inna.

Czy przez ocean czy przez ląd – zapomnisz. Nie zapominaj! Mógłbym krzyczeć całą noc, ale zapomnisz. Oplecie cię to wszystko i zapomnisz korzeni, a razem z nimi zapomnisz siebie. Kim jestem dzisiaj? Nie wiem. Pamiętam letnie niedziele w kościele, moją pierwszą komunię, rower przy rzece, wypalanie ścierniska, sadzenie drzewek, przemarznięte winogrona w październiku. One smakowały najlepiej. Siadałem wtedy na ławce, oskubywałem kiść i rzucałem w trawę. Później było gorzej. To było jeszcze w podstawówce. Później, nie życzę nikomu, było gimnazjum. To straszne czasy. Na każdy swój sposób.

Praca, jedzenie, sen, praca. Ludzie dobrzy i źli. Praca lekka i przyjemna, ciężka i niestrawna. Tęsknota. Deszczowiec i gumowce to podstawa w lesie. Zwijanie ogrodzeń, rozstawianie ogrodzeń, naprawa ogrodzeń, zbieranie kamieni, wysypywanie kamieni, malowanie, sprzątanie, pilnowanie dzieci (to głupstwo, wesołe). Wir pracy potrafił wciągnąć, ale rzadko, oni nie lubią się przemęczać. Właściwie nie było zmartwień, było szczęście. Ogólnie rzecz biorąc. Nawet gdy były, były nowe, wyjątkowe, i wspólne, radosne zmartwienia. No i globalne lęki o przyszłość – raczej wymuszone. Ja nigdy specjalnie się nie lękałem dalekiej przyszłości. Bardziej bałem się jutra, wtedy mogłem się zabić.

cdn

Piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=w3AVrf3pY2Q



https://truml.com


print