eljot-a


Level 14 o miłych facetach


Jeśli dobrze jest coś wyolbrzymiać u faceta, z którym się nie jest, to tylko wady. Fioletowy też ma już niekrótką listę: uwielbia dzieci, zajmuje się niepełnosprawnymi, kocha swoją rodzinę, piecze ciasteczka, ma pasję i jest tak bardzo, bardzo miły. Ugh, kto by to zniósł?
 
Zastanawiam się, co mogłabym robić z miłym chłopakiem. Przecież musiałabym być cały czas miła. Cały, kurwa, czas. I uśmiechnięta. Przecież to jest nie do wykonania. Na pewno nie mogłabym wspominać o tym, że czasem lubię zapalić, że jak mam naprawdę podły okres to potrafię dwie paczki w dzień, że zapijam się kawą aż wyskoczy mi serce, że klnę jak szewc, bo mam wrażenie, że bez przekleństw moje słowa są za małe, za mdłe, za przezroczyste - na pewno nie mogłabym o tym mówić. Bo to nie jest miłe. I sympatyczne. I uśmiechnięte. 
 
Pytam poważnie. Co ja, człowiek z permanentną depresją, syndromem pani Bovary, nerwicą natręctw, schizofrenią, a nawet astygmatyzmem, mogłabym dać miłemu facetowi?
 
Wiem tylko, o co chodzi w rozmowach z miłymi facetami. Z miłymi facetami jest tak, że nie masz szans podyskutować z nimi o głębi jakiegoś filmu lub książki, bo oni mają na to zwyczajnie wyjebane, oni mają swoje książki i swoje filmy, i nie muszą dawać się wciągać w pseudointeligentne rozmowy o jakiejkolwiek głębi czegokolwiek. Nie. Mili faceci za to jakimś magicznym sposobem wyciągają z ciebie od razu, że lubisz cytrynowe babeczki, masz nogi po matce i mogłabyś nauczyć się wkręcać śrubki. Mili faceci zachęcająco wysyłają ci zdjęcia ciasteczek, które pieką, zamiast bez przerwy strzelać w ciebie erotycznymi aluzjami, do których przywykłaś już tak bardzo, że czujesz się dziwnie, kiedy nagle ich brak.
 
Na samą myśl o miłym facecie uśmiecham się. Świat się kończy.



https://truml.com


print