eljot-a


Level 3 o najgorszych snach


Chciałabym mieć dobre sny.
Byłoby o wiele łatwiej, gdybym miała dobre sny.
Wierzę, że świat pozwoli mi kiedyś mieć dobre sny.
 
Wierzę, że moja podświadomość przestanie w końcu za ich pomocą rzygać wszystkimi śmieciami, jakie zbiera przez cały dzień. Że zapomni o ludziach, którzy wyuczonym tekstem mówią mi, jaką jestem ignorantką; którzy próbują analizować, dlaczego robię to, co robię.
 
Czasem zdarzają się sny pozornie dobre. Takie są najgorsze, bo kończą się nagłym, ostrym bólem. Ich tematem jest zawsze to, co w życiu się zwyczajnie spierdoliło - wszystkie niedotrzymane obietnice, niespełnione plany, niezrealizowane fantazje.
 
Ostatnio miałam taki sen. Był w nim Ten Facet. Była to niesamowita hybryda snu o rzeczach, które mój umysł chciał wyrzygać i o tym, co mogło się udać. Czyli najgorsza z najgorszych opcji. Obudziłam się w jego łóżku, wszystko było tak cholernie słoneczne i nierealne. Przez ułamek sekundy widziałam otoczenie, jak w kiczowatej, spowolnionej filmowej scenie. Prześwietlone słońcem, ledwie dostrzegalne drobinki kurzu wirowały w powietrzu, stare meble połyskiwały i tworzyły ten specyficzny klimat przytulnego, ale nie sprzątanego od jakiegoś czasu pokoju. Wyszłam na wąski, długi korytarz, rozglądając się, dlaczego go nie ma, i po chwili dostrzegłam przez okno, że stoi na balkonie budynku naprzeciwko i rozmawia z jakimś mężczyzną. Spostrzegł mnie.
 
Reszta obrazów to już tylko beznadziejne ustawianie nas w milionach konfiguracji, z których jedna jest gorsza od drugiej. Siedzę na blacie w jego kuchni i piję kawę. Patrzę na niego i po raz pierwszy od trzech lat czuję się na miejscu. Potem jestem w jego ramionach, do których idealnie pasuję - okazuje się, że jesteśmy puzzlami, które po prostu musiały stanąć obok siebie, żeby zorientować się, że są dla siebie właściwymi elementami. Ostatnia scena to ja, siedząca na jego kolanach. Biorę jego twarz w dłonie i to jest tak cholernie naturalne, że ta twarz jest moja i mogę jej dotykać, kiedy zechcę i całować kawałek po kawałku. I jest przede wszystkim radość. Ja byłam radosna jak nigdy, a jego uśmiech był taki łobuzerski. Zupełnie jak na tym zdjęciu, które lubiłam.
 
Najbardziej w tym śnie nie lubię tego, że mógł się wydarzyć naprawdę. Już prawie wyciągnęłam ręce w jego kierunku. Już założyłam buty, żeby wyjść mu naprzeciw. 
 
Obudziłam się więc z natrętnym uciskaniem żołądka, które nie minęło przez dwa następne dni, i które czasem jeszcze powraca.



https://truml.com


print