Istar


oswoić


tak. chodzimy na wódkę, regularnie. demoralizuję chorobę. nie tylko ja, pan przepisał mi lek o trudnej do wymówienia nazwie. jedna tabletka i nie trafiam w sedno. mówię heloł ludzie, jestem stąd, a oni - nikt tu pani nie zna. prosze wracać do siebie. żebym to ja wiedziała gdzie aktualnie znajduje się moje miejsce. kiedy myślę o podróży w kolejne, nawet jeśli tylko to dwa przystanki tramwajem, dręczą mnie jeszcze pewniejsze siebie lęki. biorą się ze mnie, proszę mi nie mówić, że to coś spoza. widzi pan, każdy był kiedyś dzieckiem - a ja, zastanawiam się jak to możliwe, że urosły mi piersi, wyładniałam, a teraz nie przypominam żadnej z tych kobiet. do mnie mówią eks, albo była.

ze wszystkich wartości czarodziejską moc przypisuję byciu. człowiekiem o słabej płci, a silnej woli nieodmawiania. tak poznaję ludzi. a kiedy cierpią - cierpię z nimi niemożliwe. nie dotykam tej prawdy, ale złudzenie. wszystko to ból jednaki. 

wystraszył mnie pan twierdząc, że mi się pogorszy. bo dziś wieszałam pranie w deszczu. wsiadłam na rower i zamiast do sklepu pojechałam za miasto. nie mogłam wrócić, bo nie pamiętałam drogi. kolejna z pańskich rad, nie oglądać się za siebie. usiadłam pod drzewem. drzewo oparło się o mnie. widzi pan, pan się dziwi, a ja to poczułam. a co pan powie na to. ptak przyniósł mi w dziobie pisklę. masz - powiedział - ja nie wykarmię. wybrał mnie na matkę.
przez to drzewo. dałam mu wytchnienie, a ono sprowadziło na mnie szczęście. teraz się zadomowię. ze wszystkich, ta na pewno nie jest oznaką choroby. a pan kieruje mnie na odział. pomyślał pan? o tym bezbronnym stworzeniu? i co ja powiem drzewu, co powiem ptakom kiedy przylecą na wieść o nim. a mnie nie będzie. a młode zdechnie. 

na oddział przyjęli mnie o dziewiątej. kilka godzin później ścieli drzewo. pisklę przeżyło noc, ale o świcie odleciało. z tego puchu inne wyłuskały coś dla siebie. resztkami zajął się wiatr. i nawet nie mam o nim wspomnień. miejsce zrobił mi człowiek. pościelił łóżko, podał kilka powodów. nakarmił i zaprowadził do kościoła. pokazał w co wierzyć, a czego się bać. i zamknął drzwi za sobą. i jakby nie było końca. jakby choroba zmagała się sama ze sobą - wyszłam.

a pan mówi, że wróciłam do zdrowia. tak, jest tyle drzew. ale już do mnie nie mówią. i tego się boję. że wyzdrowieję z życia.



https://truml.com


print