Emma B.


Władysław Hasior zadziwił


dziś w nocnym dzienniku kilka słów o kolejnej wizycie w MOCAK'u. Nie bardzo chciało mi się pchać na drugi koniec Krakowa, na fabryczne Zabłocie, ale skoro powiedziałam, że będę to głupio było zawieść, poza tym intrygował mnie Hasior, bo kojarzyłam go raczej ze złomową rzeźbą i płonącymi happeningami, więc ciekawa byłam co zaproponuje kurator wystawy. Było na co popatrzeć. Uwielbiam takie rzeźbiarskie kolaże, podziwiałam jego wyobraźnię i perfekcyjne wykonanie prac. Zastanowiło mnie wszechobecne przenikanie elementów ewangelicznych i obyczajowych. Duży procent dzieł nawiązywał do symboli wiary. Tytuły prac też zastanawiały, świetnie dopełniały wyobraźnię materialną artysty. Warto iść. Tyle Hasiora w jednym miejscu to wielkie wydarzenie i odczytuje się go teraz chyba lepiej niż pół wieku temu, gdy zaczynał ożywiać w swoich rzeźbach i kolażach fragmenty porzuconych przedmiotów.
Sporo zdjęć z wystawy na moim blogu, bo tu się nie zmieściły w konwencji artystycznej. Jedno może zamieszczę, chociaż mimo wysiłków, żadno nie jest artystyczne. Artystyczne wielce są za to prace mistrza Władysława Hasiora, czego zdjęcia zupełnie nie oddają



https://truml.com


print