Filip Kaczmarczyk


Cisza


Od pewnego czasu przeraża mnie cisza. W zabezpieczeniu zakładam słuchawki, douszne, dokanałowe, domózgowe. Włączam wszystko, włączam wiadomości, reklamy, sport, nagości. Rzadko. Widzę, że kończą się sekundy, chwila dzieli od przepaści w ciszę. Staję na rzęsach, wybieram utwór. Dzięki wszystkiemu, zawsze w odwodzie pozostaje muzyka. Utwory znane, lubiane, przeze mnie.
Kiedyś, gdy schodziłem całkiem rano, co niedzielę, wielbiłem kuchenną ciszę przerywaną ciepłymi promieniami słońca. Będzie piękna niedziela, mówiłem w duchu. I była.
Dziś tęsknie do tych dni, do tych ciepłych, zielonych niedziel, z nogami na kamieniach i głową na ławce. To mój dom, ale też moje serce. 
A właśnie. Pan ma serce? Ja? Tak, raczej tak, chyba tak, chyba nie, raczej nie, nie mam, na pewno nie mam. No bo właściwie jak to jest. Po czym to poznać. Do krwii wystarczy zwykła pompka. Tak mi się wydaje, że do dziś miałem serce. Miałem serce do każdego stworzenia na ziemi, do oddychania i wstawania, do zapychania prześcierdła między ścianę a łóżko. Do stawiania wody na parapet, do mówienia dobranoc, do mycia naczyń. Trudno powiedzieć w którym momencie mnie oszukano, albo w którym zgubiłem prawdziwe serce. A co jeśli ja je dawno zakopałem? Nie, to nie możliwę proszę Pana. Tak spać na siłę bez serca niepodobna. 
Ale jeśli, załóżmy, że tak, jeśli się da, a moje serca dawno temu zostało przy brzozie, przy grudce ziemi, przy śmiesznie małym wodospadzie, przy ciepłych rogalach z pobliskiej piekarni, przy rzece, moście i krzewie, przystanku, drodze. Skąd mam wiedzieć kiedy i gdzie zostało zakopane.
Nie, to chyba niemożliwę. Ale jeśli to co stanie się z nim teraz?



https://truml.com


print