Kasiaballou vel Taki Tytoń


jak się zdradza serce, albo o pozornej estetyce, upragnionej w chwili, która nigdy nie uświęci okrutnych dłoni bezdusznego ogrodnika


W moim tylko kaktusy i Tośka mówi, że właśnie dlatego to nie jest dom, kiedy nie jest prowadzony kobiecą ręką. Zamiast zapachu emanującego z kielichów, zamiast słodkiej, wazonowej woni używam odświeżacza, tylko po to, żeby mieć kolejny pretekst do otwierania okna - nawet w środku zimy. Bo nie znam innego sposobu, żeby uzewnętrznić wnętrze, wygestykulować zewnętrze, które nie wyraża zgody na wpatrywanie się w agonię. Cóż z tego, że nacieszę zmysły różaną kompozycją, dyscyplinowaną wprawnymi palcami sztukmistrza ikebany? Dla kilku spojrzeń, dla kilkunastu kwiecistych oddechów, dla niezliczoności dyskretnych dotyków, dla zmysłowego błądzenia po muślinowych płatkach, dla ulotnego momentu, kiedy słowiki unoszą kąciki ust ku niebu... I może morze mi w głowie zaszumi - z przyziemnych korzyści, miernych apanaży, prymitywnej satysfakcji, chociaż amputuje sktrzydła u ramion i redukuje do etykiety namacalnej pospolitości? I ja mam wyrazić zgodę na powolne i nieuchronne odchodzenie?  Mam doznawać ekstazy, patrząc na misterium, na egoistyczne spełnienie, aż po nekropolię, zakrawającą na nekrofilię? W świetle jupiterów spod sufitu i tylko dlatego, że w sumie w godnej, bo w kryształowej oprawie? Wybacz, ale to nie na moje ręce.



https://truml.com


print