Veronica chamaedrys L


mężczyzna jest


zwykle mówisz zabieram cię na spacer do sekretnego ogrodu
daj rękę a ja wolałabym żebyś bez słów poszukał dłoni
co powiesz na spotkanie przed północą pod montmartre
 
i nie myśl że chodzi o władzę  czy wspinanie po schodach
podam ją nie chcę narażać się na rozgoryczenie i żal
spotkania palców to nie corrida lecz potrzeba dotyku
 
dzięki tobie znowu znalazłam się w paryżu na pont des arts
spojrzałam z góry wydaje mi się że krążę jak chomik
w przezroczystej kuli szukam środka ale nie mogę oderwać
 
obrotowa figura inercja gdyby tak mieć skrzydła choćby
biedronki zbyt ciężka jestem patrzę na barki na most
to nic że palce skute że nadają się jedynie do amputacji
 
przecedzam świt dłońmi pytam słońce o jutro przecież
ono powinno wiedzieć jak zbudować kroplokształtny dom
na sekwanie jak pomalować barkę czerwienią zachodów
 
siedzę cichutko  żeby ciebie nie zbudzić piję łykami
sycę się twoim oddechem czekam na świetlisty
deszcz i księżycowe kałuże rozjarzające bruk   
 
w miejscu gdzie obiecany taniec



......................................

zwykle mówisz *
zabieram cię na spacer do sekretnego ogrodu daj rękę 
wolałabym żebyś bez słów poszukał dłoni
nie chcę narażać się na rozgoryczenie i żal 
spotkania palców to nie corrida 
  
dzięki tobie znowu znalazłam się w paryżu na pont des arts 
obrotowa figura inercja gdyby tak mieć skrzydła 
zbyt ciężka patrzę na rzekę barki i most 
to nic że skute palce nadają się jedynie do amputacji 
  
przecedzam świt widząc jak słońce buduje
kroplokształtny dom na sekwanie 
maluje barkę czerwienią zachodu
  
cicho patrzę gdy śpisz
nasycona twoim oddechem czekam na deszcz 
księżycowe kałuże rozjarzają bruk    
  
w miejscu gdzie obiecany taniec 



*druga wersja



https://truml.com


print