Monika Joanna


wyjście (nie)ewakuacyjne


- Dzień dobry, kochanie. Dzwonię by dowiedzieć się, czy nie masz nic przeciwko, że wpadnę dziś wieczorem na noc z tobą, piękna.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko! Nie mam też papierosów, pończoch, wina, miejsca w torebce, pieniędzy na nową sukienkę, a kot zjadł mi szminkę.
- Kupię wódkę, świeczki i kiełbasę.
- Kup, postaw na wycieraczce, zadzwoń i idź sobie.
- Ale mam niedosyt, wiesz, żona narysowała czerwoną linię na granicy łóżka i muszę mieścić się na sofie.
- Poszukaj sobie innej kochanki, lubię gdy wpadasz, ale nie wszystko na raz, na razie potrzebuję numeru telefonu do Marcyśki.
- Po co?
- Ma moją książkę, tomik rudej poetki i wino gruzińskie, moje ulubione. I jeszcze zwinny język.
- Trójkąt?
- Kochany, kochany, trójkąt to możesz sobie wyznaczyć na trasie kwiaciarnia, łóżko z żoną i praca. Moje mieszkanie nie pasuje do schematu. Ostatecznie możesz wymienić kwiaciarnię na sklep jubilerski.
- Chcesz perły?
- A po co? Nie przyjmuję oświadczyn od nikogo, nie bierz tego do siebie. Mam taki styl bycia.
- Nie wierzę, że to twoje ostatnie słowo.
- A ja nie wierzę w przepowiednie, horoskopy, sny, wróżby i męskie obietnice. Chociaż jeden Michał jest całkiem niezły.
- Zdradzasz mnie.
- Oczywiście. Ale miałeś zrobić zakupy, kup whiskey, ser i salami. I idź sobie, nie lubię nieudaczników. A, poproszę jeszcze bukiet orchidei i ulubione perfumy. Buź!



https://truml.com


print