Arti


w podświadomości... zakamarki ucieczek


tyle niepisanych ról musiałem odegrać
wśród czarnych domostw załamując ręce
przygnieciony listkiem czterolistnej

koniczyna nie wskrzesza już namietności
a kiedyś to była miłość
przynajmniej tak mi się wydawało
teraz jedynie chwile ujęte z życia
prześwietlają kliszę zwaną domem
pręgierz w cieniu nocy porósł cieniem mchu
puste słowa pozostawiając bez imienia

zgubiłem się to nie gniew
po szóste strach ale pojawiłaś się
słońcem w zielonym swetrze
mówiąc chodź ze mną na karuzelę
potem zjemy watę cukrową

promieniami czułości rozdając nadzieję
twoje kołysanki stały się powodem mojego istnienia

pójdźmy na truskawki i poziomki
w uroki wsi w listy dokończone bardziej niż myślisz
niezaprzeczalni dotykiem
takim pełnym i prawdziwym
co to sam w sobie jest jedyny taki i jeden
potrafi wiecej i więcej
bez improwizacji i defraudacji tropików

spotkaniem
wędruję zwycięsko na dwa palce
włożone w wilgoć jedwabnych marzeń

twoja skóra

liczę nietoperze
porozumiewając się z tobą
jedynie za pomocą ultradźwięków

rozumiesz

słabnę już tylko wtedy
kiedy nie ma cię obok



https://truml.com


print