Arti


żar


światło zgasło tuż za horyzontem
niebo widnokręgiem czarny mrok ogarnął
nie widział gwiazd nie widział księżyca
żar z papierosa dał nadzieję marną

przygnieciony myślami otoczony nocą
przez żar spogladał w duszę własną
nie miała kolorów nie dostrzegł w niej marzeń
zbyt było ciemno... zbyt ciasno

znów siedział w przedziale pociągu donikąd
turkotem kół patrzył przez okno
tam jasne słońce sielskim krajobrazem
nadzieją złożyło mu pokłon

błyskiem iskry z błękitnego nieba
promieniem jutra wreszcie się uśmiechnął
żar z papierosa upadł wprost pod nogi
zadumany usiadł i szczęśliwy westchnął

nie wiedział do końca co robi w pociągu
dokąd jedzie gnany przeznaczeniem
podświadomie czuł że to jego podróż
że wtulił się jej pragnienie

rozmarzony wdychał rześkie snu powietrze
przedział wypełnił cudny zapach wspomnień
dziwnie znajomy i wciąż go pamiętał
woni bzu nie da się zapomnieć

niepewnym wzrokiem spojrzał prosto na nią
siedziała tak piękna wymarzona snem
uśmiechem źrenic patrzyła mu w oczy
to była ona ... pachnąca bzem

świat zawirował połączyli usta
spragnione siebie aż do bólu kości
nie ważne już było dokąd podążali
gdzie wiezie ich pociąg miłości

była tylko ona on i zapach kwiatu
magiczny afrodyzjak marzeń
bez względu na to co przyniesie przyszłość
i dokąd dojadą ... są razem

wtuleni w siebie turkotaniem kół
coraz szybszym w rytmie pożądania
promieniem nadziei pieścili swe ciała
żarem namiętności zrzucając ubrania

uniesieniom rozkoszy nie było końca
połączeni w jedność tulili istnienie
całowali gorączką i patrzyli w oczy
odnaleźli pociąg... był ich przeznaczeniem


obudził się szczęśliwy i jak nigdy dotąd
zapalił papierosa nie dostrzegłszy żaru
zmysłami na niebie zaświeciło słońce
prześwietlił duszę czarem jej kryształu



https://truml.com


print