. .


Tydzień walki z rakiem


Liryka zasługuje na sprawne wykonanie. Jeśli porównać ją do pierścionka - powinna łączyć bezbłędność rzemiosła
z niepowtarzalnym wzorem.

Można nosić sztuczną biżuterię, ale nikomu chyba nie przyjdzie do głowy nazywanie tombaku złotem, nawet zgrabna podróbka pozostanie podróbką. Z wierszami bywa inaczej - jeśli pasują do swetra, pory roku, nastroju - biada temu, kto podważy ich wartość.
Nic, że z masowej produkcji, skoro się komponują i wpisują, a w dodatku łatwo je przyrządzić i przełknąć.

I pewnie tak ma być. Tyle rzeczy ginie, cicho, bez sprzeciwu, ustepując miejsca imitacjom. Jednak czasami trudno odwrócić głowę i ominąć z milczeniem pokornych przegranych, tak niedzisiejszych, że tylko im gwiazdę przyczepić na ramieniu.

Na litość, poezja potrzebuje wrażliwości. Nie tej mojejnej, błyszczącej jak kolczyk w pępku. Niech gryzie, niech odbierze sen i resztki dobrego samopoczucia, niech dotknie, ale za cenę zmiany, którą wprowadzi do świata czytających. Nie dla przytaknięcia, dla swojskiego " to to, tak tak, rżyciowo bardzo, jak u mnie zupełnie".

Tydzień walki z rakiem to slogan, ale siła rażenia ostatniego słowa jest taka, że można od niej polec, jeśli się nim beztrosko bawić. Trzeba do niego sapera. Czy jestem poetą? Czy jestem saperem? Precyzyjnym i gotowym na wszystko? Chyba nie, ale nawet jeśli zabawka wybuchnie, zrani - pozostanę przy swoim.To w końcu tylko wiersz, więc bez przesady. To tylko tekst. Ech.



https://truml.com


print