laura


Pojednanie


 .         Nadszedł czas na pojednanie szarej myszki z czarnym kotem. Trzynasty piątek wydaje się idealną datą na spotkanie dwóch sprzecznych „emowartości”, wcielonych w ludzkie postacie. Dzień pt.: „(Po)Życie  i pojednanie nasze” się rozpoczął. Witasz mnie jednym ze swoich życzliwych uśmiechów, w progu mieszkania, a ja wchodzę do środka, uśmiechając się uroczo. Zabieram swoje rzeczy, z utrzymanym szczękościskiem na twarzy. A ty wcale nie czujesz się skrępowany moją obecnością. Jesteś pewien, że szczebioczę ze szczęścia… Jeszcze tylko wyciągam pomadkę spod łóżka i mam już wszystko. Jestem gotowa do wyjścia. Proponujesz herbatę z grzeczności. Odmawiam. Bo czas. Bo praca. Bo szkoła. Bo dom. Bo tramwaj. Bo bilet. Bo drobne. Bo karta bankowa. Bo… Miłość… „Nie chcę ci przeszkadzać. Do zobaczenia” – rzucam na koniec, jakbyśmy mieli spotkać się jutro.
            Spójrz jak pięknie przędę dla ciebie sieć wymyślonych słów, złożonych z pustych obietnic. Podoba ci się ta opcja? Mi nie. Biedna główka pyta: „dlaczego?”. Czy Sz. P. E. N. kiedykolwiek postawił coś innego na piedestale niżej od swojego sumienia? Błąd. Powinno paść pytanie: czy ty je w ogóle posiadasz? Nie chcesz o tym rozmawiać. Rozumiem. Też bym nie chciała na twoim miejscu. Ale nie jestem tobą, Słodki. I wbrew tego, co myślisz, ja mam sumienie.
            Nadszedł czas na spotkanie z niezłomną, nieczułą Prawdą. Stań przede mną i powiedz mi kim jesteś. Nie będę marudziła. Nie będę płakała. Nie będę krzyczała. Nie będę prawiła morałów. Wysłucham cię bez zadawania pytań. A później odwrócę się, odejdę i już nigdy się nie zobaczymy.
            Albo wiesz co? Nie zależy mi na tym, co u ciebie zostawiłam, choć jest tego wiele. Weź pudełko i zapakuj do niego wszystko, co po mnie zostało. Później je spal. Spal je w ognisku wiecznego chłodu. Dzięki temu nie będę musiała na ciebie patrzeć.
            Wiesz, możesz wybrać sobie własne zakończenie tej historii. Później zrealizuj je w swojej wyobraźni – przecież ja i tak nie istniałam, nie istnieję i nie będę istnieć, w twoim świecie snów. Odejdę cichutko, zostawiając cię w tej słodkiej nieświadomości. Z tym zimnym, mdłym zapachem spraw beznadziejnych, urojonych. Nie spojrzę na ciebie, wędrując ścieżką zbudowaną z niespełnionych marzeń. Podążysz za mną. I razem pójdziemy. Zasnuci mgiełką goryczy. Czas zamilknie, bo będzie już za późno. Przestaliśmy być tym, czym być powinniśmy. Dlatego przemkniemy obok siebie niezauważeni. Może spotkamy się znów na drugiej stronie życia.



https://truml.com


print