zaczęłosięodjabłka


trochę inna bajka II


Wtorki są najlepsze, maleńka. Mało klientów, dziewczyny snują dym i ploty w damskim kiblu. Nie odpowiada Ci to, odchodzisz gdzieś na bok, mimo ostatniego coachingu intergracyjnego. Lubisz ciszę, więc pasuje Ci towarzystwo Piotrka. 
Rozmowy z nim wyglądają trochę jak rzucanie zaklęć. Jego gesty są płynne, twoje ręce ucznia niezdarnie dukają. Na początku było trochę niezręcznie. W socjalnym pierwsza wspólna przerwa nie obyła się bez mrugnięć i chrząknięć, straconych słów wypowiedzianych nie do tego ucha. Wstydzisz się trochę swoich prób, widać jak płynnie jak porozumiewa się z Anetą. Chociaż im nie potrzebny słuch, ani dłonie. Z Anetą nie umiesz się tak dogadać, twoje ręce ciągle jeszcze nie układają się w sens. Ona z kolei nie umie oblekać znaczeń w dźwięki a jedyne słowa które odczytuje mają dla niej kształt dłoni. 
Sobotnie kolejki nie mają końca. To jeden z tych dni kiedy czasoprzestrzeń potyka się na czwartym wymiarze i spowalnia trybiki zegarków. Liczysz czas do przerwy. 
"Dwadzieścia siedem pięćdziesiąt sześć" Piotrka, jest pełne sęków i drzazg. Ten jegomość tam chyba w ogóle go nie usłyszał. Poprawia pasek, spodnie opinają mu brzuch i zwisają na patyczkowatych nóżkach. Och, to jeden z tych co noszą dwusetki od tak związane recepturką. Zwraca trolowaty nos w stronę Piotrka i pyta ile.  
Nie do tego ucha. Piotrek spokojnie pakuje zakupy jegomościa. 
Kasujesz jak możesz najszybciej towary, masz złe przeczucia. 
-Ja tylko jeden towar- jakaś "jestem - miła - nie - możesz -mi-odmówić" wciska się bez kolejki. Próbujesz wytłumaczyć że chcesz iść na przerwę ale wywołujesz tylko spojrzenie godne królowej śniegu. 
-Jle?  
Bronisz się. Takich klientów bez kolejki było już czterech ale klientka jest z tych co znają swoje prawa, każe ci się nie ośmieszać i kasować, bo ona się śpieszy. Terminal się blokuje. 
-ILE?  
-Dwadzieścia siedem pięćdziesiąt sześć- ty wiesz że to najbardziej poprawna artykulacja na jaką go stać. 
- Co do cholery, pan mówisz? -   facet nabiera powietrza, dysząc.  
- Naćpał się i do pracy przyszedł!! -  
Terminal ani piśnie. Klientka mówi ci coś o tym że ludzie którzy się nie starają nie powinni mieć pracy. Nie widzisz sensu tłumaczenia jej że magia obwodów elektrycznych jest ci jeszcze bardziej obca niż jej dobre wychowanie.   
Udało się. Zamknęłaś kolejkę i rzucasz się na pomoc. 
Trochę późno, bo facet wychodzi, wyrzucając z siebie opinie o narkomanach. Lekko zawstydzona żona wyciąga go ze sklepu. Towary zostają na taśmie, trzeba będzie zrobić zwrot.   
To już taki czwarty przypadek w tym tygodniu. 
Po przednim razem Piotrek nie wytrzymał i zszedł z kasy wkurzony. Dziś po prostu wygląda na zrezygnowanego, wyciąga ręke i poprawią wisząca obok kasy tabliczkę. Jego gest tym razem był chyba zrozumiały dla wszystkich. "Czy te litery są za małe czy co?" Kręcisz przecząco głową. Większość klientów nie robi problemu, proszą o powtórzenie ceny raz, drugi. Odpowiadając mówią głośniej.
Kiedy Aneta przychodzi po męża, na pytanie jak tam odpowiadasz "wszystko w porządku", dbając o to żeby usta dobrze oddały kształt słów. Z jej radosnego machania rozumiesz tylko "super". Odchodzisz zanim zada to samo pytanie mężowi.



https://truml.com


print