laura


Fałszywe obrazy


.        Jesteś mi jak śnieg na mrozie w zimie, która jest miłością dla drogowców. Latem twój chłód był ukojeniem, ale teraz przeszywasz zimnem. Mróz otulił jezioro moich uczuć grubą warstwą lodu, pozostawiając mnie na dnie, bez powietrza. Na pożegnanie szepnąłeś: „do zobaczenia”, jakbym była jedną z tysiąca jednakowych, nic nieznaczących twarzy. Kiedyś byłam tą jedyną, której dane było wejść do twojego świata snów. Kłamałeś. Kłamałeś mi prosto w oczy, mówiąc: „kocham”. Prawdziwa miłość nigdy się nie kończy. Może się zmieniać. Może się mienić wszystkimi kolorami tęczy, niczym drogocenne kamienie w blasku słońca. Ale nigdy nie wygasa. Zawsze pozostaje w sercu choćby iskra.
        „Kochać to coś irracjonalnego, to niedzisiejsza fantazja, coś, czego nie da się wytłumaczyć, coś, co nie jest praktyczne, coś, co samo w sobie jest swoim jedynym usprawiedliwieniem”. Kochać to oddawać całego siebie i przyjmować kogoś takiego, jakim jest, nie próbując go zmieniać. „Bądźmy rozsądni” – zawsze powtarzałeś. Zakochanym rozsądek nie w głowie. To jak kazać pijanemu iść prosto, a trefnisiowi – zachować powagę. Oto twój miłosny racjonalizm: „kochajmy się, dopóki mamy złudzenia, kiedy je stracimy, lepiej się rozstańmy. Gdy tylko ujrzymy przed sobą kogoś rzeczywistego, a nie kogoś, kogo sobie wyobrażamy, rozejdźmy się”. Czy to on nas zgubił?
         Nikt tak pięknie nie posługiwał się eufemizmami jak ty. Potrafiłeś pieścić moją duszę sztyletami słów, które przeszywały mi serce w kilka sekund. Żyłam miłością, umierając z cierpienia za każdym razem, kiedy zapadała między nami zima. Kiedy ty cieszyłeś się świeżym powietrzem, ja dusiłam się w jego gęstej powłoce, którą byłam otoczona. Lepiej było odwrócić się plecami, niż spojrzeć Problemowi prosto w twarz. Łatwiej było powiedzieć: „nie wiem”. Ale nie, już nie będziemy się kłócić. Przecież i tak nigdy nie miałam racji… Starałam się jak mogłam. Znosiłam wszystko ze stoicką cierpliwością. A teraz mnie zostawiasz. Tu, gdzie moim cieniem jest tylko cierpienie, znajduje się mój pokój bez ścian. Stoję w nim samotna, patrząc wnikliwie na stopklatki złożone z naszych chwil. Wspólne marzenia już dawno zdmuchnął wiatr, niczym zeschłe liście. Zastanawiam się jak wypełnić pustkę, która zapełniła cały mój świat. Mogę usunąć cię z listy znajomych, ale nie wymarzę wspomnień. Nie zapomnę. Jak rysa na szkle, odbiłeś piętno na moim sercu, gdzie pozostaniesz na zawsze, czy tego chcę czy nie.



https://truml.com


print