gabrysia cabaj


Poranek


Mieszka w moim oku na suficie w kuchni. Ośmionogi tymczasowy eksplorator szybu wentylacyjnego. Szary użytkownik rogu na podłodze niedaleko butli z gazem. Nic sobie nie robi z hałasu wirującej pralki, jak człowiek, który się budzi od lat tuż obok lotniska lub trakcji kolei podmiejskiej. Dzisiaj o mało co zginął z niezbyt czułej ręki, gdy spokojnie przechodził skwerem rękawicy ochronnej na Placu Haczyka. Gilgotki nic nie dały - brnął ku dołowi z determinacją kloszarda, który albo śpi, albo czegoś szuka. Pamiętam, że mój ojciec niedługo przed śmiercią też miał sublokatora, tyle że w łazience: rozmawiał z nim jak równy z równym, żeby potem opowiadać wszystkim o jego życiu. Nie wiem jak tamten skończył; tego ostrożnie nabieram na patyczek do czyszczenia uszu, niosąc w stronę okna, ale on nie chce - szybko rozwija nić, żeby dopaść posadzki i zwiać w jakiś kąt, gdzie pierz rośnie. Z tego też powodu unoszę rękę coraz wyżej, lina wydłuża się, on z niej spada. Pomogę mu. Teraz wacik na końcu patyczka jest kołem ratunkowym lub tratwą, którą płynie na zewnątrz - w jasny już ocean dnia.



https://truml.com


print