Marek Gajowniczek


Długa droga


Powoli. po cichu,
usiadłem w kąciku
i patrzę.

Uczę się uników
od różnych komików
w teatrze.

Przesuwa się scena.
Coś było i nie ma,
a pierwszy rząd nieruchomy.

Widocznie partyjni
są mało mobilni
na listach ról ulubionych.

Kto nie jest na scenie,
pewnie nie istnieje.
Żelazna spada kurtyna.

Szum umilkł na sali.
Ktoś światło zapalił.
Dramat się właśnie zaczynał:


Pojedziemy jeszcze kiedyś,
gdy nam dobry los pozwoli
gdzieś daleko od tej biedy,
beznadziei i niedoli.

Zapomnimy na dni kilka
o tym co zostało w domu.
Zdecydować może chwilka.
Wyjedziemy po kryjomu.

Może zdarzyć się w tym roku -
nawet jeszcze tego lata,
z nieznanych boskich wyroków
jakiś zastrzyk, lub zapłata.

Powiem ci w ostatniej chwili
i natychmiast wyruszymy.
Wczoraj światło odłączyli,
a my w dobry los wierzymy.

Pukali do nas z opieki,
ale im nie otworzyłem.
Pokończyły ci się leki.
W totka znowu nie trafiłem.

Nie martw się. Miewam przeczucie,
że się wszystko jeszcze uda.
Autobus znów nam uciekł.
Chodź! Przed nami droga długa.


Brawa! Brawa! Brawa! Brawa!
Wspaniała była zabawa.
Aktor bardzo wczuł się w rolę,
ale ja komedię wolę.



https://truml.com


print