Belamonte


Na oślep


jak biec to tylko na oślep

kochać wiatr
nie widząc granic
tylko czując

bo tylko tak drży ziemia
i płynie krew
z przepaści zakrytej zasłoną

na oślep do końca bez końca
w rozmiary ogromne

w zanik i wściekłość absolutne
do mgły do wolności śmierci
i do zmartwychwstania

bez planów płynie rzeka
bez celu grzmi
bezinteresownie matka karmi dziecko
bez lęku wojownik uczestniczy w bitwie
bez sensu pisze się wiersz

i krzyż nas znajduje na oślep
i piękno którego dotykamy
i czyste - nieprzefiltrowane...
a szczęście i rozkosz to błędni rycerze moi

oplata bluszcz bramy cmentarzy
w zwierzętach wypala się święty ogień
żeglarze szukali nowych lądów i dni
żyli w rozmowie z bezkresem pragnień
z pełnią Boga na pustyni życia

trzeba w zawikłaniach
wzajemnych ukąszeń zwolnień
przeniknięć pozostać otwartym
na nieskończoność

posłuszeństwo to wolność absolutna
szalona mądrość

wojny są bezkresnym wrzynaniem się w siebie
opór podnieca
lecz lęk pęta

jak bać się to tylko
w oazach ostrożności
tam śmierć pożera od wewnątrz
nosi naszą twarz
niewidomi składają się w ofierze
bóstwom przerażenia

a ja chcę jak ogier biec w step
jak żyła złotej krwi
torować sobie przejście

zewsząd tutaj
i dalej przed siebie
potrącając o strunę którą jestem

bezinteresownie to na oślep
jak dziecko



https://truml.com


print