Patrycja


kanion


Wśród nagich oddziałów smukłych wierzb,
schylających swe ramiona w pośpiechu,
dzień nieśmiało odchodzi. Zarzucam więc zmierzch na barki
jak wypchany tobołek i patrzę w zamyśleniu na rozkrzyczane ptaki. I naglę słyszę :

kochaj cichutko, w milczeniu jest bezmiar i wąwozy porośnięte mostami...



https://truml.com


print