26 january 2021

Mocno subiektywna analiza serialu "Dr House"

Gregory House to taka trochę kobieta, pomimo widowiskowych prób brylowania męskością, całą emocjonalność (matka ceniąca więzi ponad wszystko) przekuwa każdego dnia z nieustannym, czasami przerastającym go wysiłkiem, w intelekt poświęcając się mu bez reszty samemu uznając, że nie będąc wyjątkowym jest nikim (ojciec-wojskowy). Znajduje punkt równowagi wewnętrznej daleko od społecznej normy dla niej, jednak jakoś społecznie sobie radzi - przynajmniej do czasu, dzięki właśnie przekonaniu o swojej wyjątkowości, którą regularnie musi potwierdzać wobec bólu psychicznego i fizycznego dla siebie i w obecności innych. Będąc nieszczęśliwym, nękanym bólem nałogowcem jest więc lepszym lekarzem i wie o tym. Jako jednostka wysoce racjonalna (poprzez umiejscowienia rozumu na pierwszym miejscu w osobistej aksjomatyce) wybiera świadomie mniejszą jakość życia w zamian za własną wyjątkowość. Potem jednak stwierdza, że "chce być szczęśliwy" co wywraca jego dotychczasową racjonalność cierpienia i udowadnia, że również on nie wystarcza samemu sobie, niezależnie jakim geniuszem by nie był, w zakładzie na śmierć siebie-geniusza House'a musi się zgodzić przechodząc niejako kolejne etapy odchodzenia – zaprzeczenie (po odtruciu chce wyjść), bunt (rozwalę wasz system), negocjacje (zobaczcie, współpracuję), depresje (kolejne porażki) i akceptację (powrót do zakładu po stracie ukochanej), W tym czasie jego dążenie do szczęścia staje się więc niejako świadectwem kapitulacji racjonalności przed potęgą emocji, zwłaszcza więzi międzyludzkich (matka). Języka emocji uczy się niemal jak małe dziecko (upośledzony pod tym kątem ojciec) napotykając uczucie romantyczne (matka) bez głębszego jednorodnego i racjonalnego sensu (matka), za to z wieloma głębokimi znaczeniami, i wręcz 'mitologicznym" podwójnym zakończeniem (romans z mężatką w psychiatryku). To uświadamia mu, że brak racjonalności także może być sensowny - może dawać szczęście wbrew rozumowi, czyli coś, co Taub cały czas powtarza na ekranie swoim zachowaniem (nieustannie miotany pragnieniami zdradzenia żony) a Wilson (najlepszy przyjaciel) zdradzając żonę z pielęgniarkami a potem angażując w związek z własną pacjentką. Ta głupota mądrości pozwala mu „wyluzować” i przyjąć pomoc nowego „przyjaciela” – szefa swojego oddziału z zakładzie i terapeuty na ponad rok. Pomimo, że przecież nie wierzy, że człowiek może się zmienić zgodnie z jego własną najpopularniejszą obok: „Wszyscy kłamią” doktryną: "Ludzie się nie zmieniają". Próbuje jednak i żywi niemal chrześcijańską wiarę - "wiarę wbrew nadziei", że jest w stanie być szczęśliwy, pomimo wcześniejszej jawnej pogardy i poniżania wszelkiego autoramentu wyznawców wierzących choćby w taką 'Istotę wyższą" a nawet, sam wcześniej (w kwestiach medycznych) określał się mianem Boga. Próbuje więc, kulinaria, zagadki medyczne itp. lecz ludzie się nie zmieniają i nawet wypracowany, wymarzony i najbardziej naturalny jego pomysł na związek z Cuddy (szefowa) na dłuższą metę się nie sprawdza, bo przecież - ludzie się nie zmieniają. Sam zresztą mówi że nie ma prawa działać na samym początku tego związku, znając siebie i Cuddy wie jakie procesy muszą między nimi nastąpić.. Tragizm postaci dr House polega dla mnie na tym, że się nie myli i wobec tragicznej właśnie świadomości marności ludzkiej jednostkowej egzystencji i jej stosunkowo krótkiego bytu podejmuje kolejne decyzje i próby walcząc z tą „szklaną ścianą” która z jednej strony go upośledza i ogranicza jako człowieka z drugiej konstytuuje jako kogoś nadprzeciętnego. Pięknie zobrazowuje on często swoim działaniami „nie wprost”, czym naprawdę jest wolna wola i jak często niewiele de facto da się zmienić, tym bardziej nie znając, oraz tak naprawdę nie chcąc znać samego siebie a jedynie ogólnoludzkie mechanizmy psychospołeczne. Niestety ojcu udało się także to - wyhodował w Gregorym głęboką niechęć do samego siebie i własnych słabości. Cecha dobrego żołnierza (ojciec) a w jego przypadku świetnego diagnosty. Jednak podstawową porażką jaką według mnie odnosi dr House to upadek jego tak pracowicie i kosztem poświęcenia wszystkiego dookoła łącznie z sobą stworzonego przez siebie modelu niezrozumianego geniusza, ostatecznie ten wzorzec upada i to dla czego – dla pragnienia jednostkowego szczęścia, kojarzącego się mi w tym kontekście ze szczytową formą egoizmu – House nie zmienia się więc tak bardzo, po prostu uczy jak wykorzystywać bardziej ucywilizowane, akceptowalne społecznie mechanizmy w celu zaspokojenia swoich potrzeb. Choćby takiego „niekaleczenia” status quo jego własną cyniczną analizą wypowiadaną na głos niezależnie od okoliczności. Alternatywą jednak w tym przypadku było już jego samounicestwienie, co być może sugeruje, że dążenie człowieka do doskonałości to w praktyce dążenie jego do samounicestwienia (w Bibli Bóg przestrzega przed pragnieniem zobaczenia go „twarzą w twarz’, także mity innych nacji zawierają opowieści o człowieku pragnącym posiąść całą mądrość i jego strasznym końcu będącym konsekwencją takiego pragnienia). Daje ta teza niezbyt optymistyczne prognozy co do przyszłości ludzkiej rasy przynajmniej w skali jednostkowej i indywidualnej. Każdy człowiek chyba nosi w sobie jakąś, mniejszą bądź większą, lecz podobną brzydką ranę przykrytą latami dopracowywanymi maskami – jak ktoś kiedyś mi powiedział: - „egoista. To człowiek któremu życie dokopało”- I zawsze ofiara (nie każda) szczególnie łatwo staje się oprawcą zgodnie z naturalnym prawem przyrody, mającym formę gry o sumie zerowej czyli – „twoja strata to mój zysk” którą tak łatwo przecież przyswoić cierpiąc z rąk jakiegoś oprawcy. Dlatego także ten obraz jest dla mnie wartościowy. Nie ma to dla mnie wiele wspólnego z tym ile wybaczamy geniuszom, w serialu dr Cuddy (– przełożona) jest przedstawiona jako wyjątek od reguły - wszyscy Hausa zwalniali a nawet Formana (jeden z pracowników) nie chciano już na pracownika jako "zepsutego" już nieformalnym myśleniem swoistego pariasa świata medycyny - House'a, co obrazuje ten świat medycyny jako ku....wsko sztywny i mający w pierwszym rzędzie na celu tzw. "czysty tyłek". Pomimo faktu, bezsprzecznej sławy Housa. Świat przedstawiony nie jest więc specjalnie pobłażliwy, albo na taki usiłuje wyglądać – obserwujemy jak House trafia do aresztu z widokiem na więzienie za termometr w policyjnym odbycie, w ramach niepotrzebnego badania a jeden z pacjentów niemal uśmierca Hausa z broni palnej, za zmuszenie go do wyjawienia własnej zdrady. Wobec praktycznej przypadkowości życia potwierdzonej osobistym doświadczeniem (bezsens śmierci ofiary zawalenia wieżowca którą z całych sił ratował) House uwalnia się od reżimu racjonalności, dostrzega jednak tym mocniej absurdy konwenansów, rytuały ciążą mu, ponieważ nie są dla niego intuicyjne, „naturalne” i przez to bezrefleksyjne. Często wyśmiewa je głośno i otwarcie jako nieskuteczne, służące manipulacji i często próbie zamaskowania czyichś prawdziwych intencji, na koniec jednak sam idzie na kompromis stara „dopasować” własne działania do granej właśnie formy dramatycznej, nie jest w tym może doskonały, jest niecierpliwy, przez co jednym niewłaściwym słowem potrafi zniszczyć cały wspólnie dotąd wypracowany efekt, jednak ostatecznie poniekąd godzi się na „podcięcie skrzydeł” dla większej ogólnej szczęśliwości – świat serialu staje się wtedy nieco niczym huxleyowski „Nowy wspaniały świat” z którego bohater, wyznawca wolności jako jedynego źródła ludzkiej godności może wyjść obronną ręką tylko w jeden sposób - uciec.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1