15 march 2014

Sanatorium

To było takie sanatorium. Z początku dorośli kojarzyli je z uzdrowiskiem, dzieci z kolonią karną. Gdy turnus dobiegał końca, dzieci mniemały, że zostały uzdrowione, a dorośli nabierali przekonania, że wysłali je tam za karę. Jak spoglądam na to wszystko przez pryzmat czasu, to z jednej strony rozszczepia się Lot nad kukułczym gniazdem – tyle, że podopiecznym skrzydła jeszcze nie wykiełkowały, natomiast wszechobecne były kraty, karty z gołymi babkami, kolorowe pigułki do śniadania i personel w białych kitlach, a z drugiej Miasto zaginionych dzieci – tyle, że nie miasto, tylko zamknięty obiekt w scenerii bez rodziców i Świętych Mikołajów. I wszystko w odcieniach szarości, albo kręconego kamerą z ręki naprędce, w stylu starego kina Godarda.
A zresztą, gdzie byś nie polazł, to jest zamknięty obiekt, ekwiwalent samotności, przepuszczony przez filtr nieuchwytnych ludzi ponad – rządu albo innego ustrojstwa. Planeta ci ciąży jak kula u nogi. No chyba, że jesteś jednym z tych rusków, co łażą bez linek pomocniczych po drapaczach chmur, albo tych szajbusów – fruwających wiewiórów, co to zlatują w tych swoich szczelnych ortalionikach z wysokich skał, ślizgając się po przyziemnym powietrzu.
Tam, w sanatorium, rodzice zostawiali swe latorośle, by mieć czas tylko dla siebie, jak za dawnych lat. I mimo tego, że mieli czas tylko dla siebie, doskonale wiedzieli, że już nigdy nie będzie, jak za dawnych lat. Odcinali młode pędy, napychając im reklamówki domowym żarciem, owocami i przetworami od babć. Pamiętam tęsknotę za rodzicami, jak ból, ale nie ból zęba, tylko taki, że nie będziesz miał do kogo otworzyć mordy, żeby pochwalić się nowym resorakiem, albo zwrócić uwagę na prawdziwy, szybki, sportowy samochód . Była to tęsknota czysto pierwszodniowa. A potem, z każdymi kolejnymi ich odwiedzinami, myślałem sobie, niech już wracają do domu, albo żeby następnym razem nie przyjeżdżali w ogóle. Dobrze mi było z chłopakami. Wtedy o każdym wiedziałem milion rzeczy, teraz postaci wychodzą zdeformowane, ze zbyt dużymi głowami, które z trudem przeciskają się przez furtkę zapomnienia. I być może w niebywałym wręcz wysiłku o każdym z nich uszczknąłbym pół zdania.
A w bloku C ulokowano niedostępne dla nas na dzień powszedni dziewczęta. Krążyły plotki, że ta część budynku, swą nazwę zawdzięcza rozmiarom ich biustów. Przez kraty na werandach można było je podglądać. One chętnie rozbierały się w oknach, ale niezbyt wyraźnie prezentowały się z naszego skrzydła, z kilkudziesięciu metrów. Był taki gość, Oświęcim na niego wołali, bo raz, że chudy jak patyk, a dwa, że stary lał go pasem wojskowym. Ale swoją pozycję w naszym stadzie zaznaczył posiadaniem lornetki, która szybko rozwiała nasze wątpliwości co do rozmiarów biustów dziewczyn z bloku C. Na dyskotece mogliśmy je podziwiać i dotykać, lecz tylko nieliczni przełamywali kraty wzajemnej wstydliwości. Ewenementem na skalę turnusu okazał się Daro, który z ogromnym zapałem rysował furgonetki, ambulanse, auta osobowe, i wszelkie pojazdy zmotoryzowane w najdrobniejszych szczegółach. Z przodu, z tyłu, z boku, z góry i we wszelkich skrótach perspektywicznych. Zasłynął też jako autor ogromnych kutasów we wzwodach, tryskających spermą, które wpychał dziewczętom pod spódnice na dyskotece. Uciekały w popłochu, wrzeszcząc, że jest obrzydliwy i że naskarżą przełożonej.
Już łatwiej działało się na basenie. Tam dziewczęca czujność usypiała pośród harmonii plusków i okrzyków – ujawniały pełną krasę, ostatecznie przekonując nas co do rozmiarów swoich kiełkujących atutów. Anita nie wierzyła, że jako sześciolatek mogłem mieć kartę pływacką. Dobrze jednak, że rodzice wtedy przyjechali w odwiedziny i mi ją przywieźli. Moja karta przetargowa do jej bliskości cielesnej. Pamiętam, jak w szoku poprawiała sobie jedną ręką żółty strój kąpielowy z niebieską otoczką, pod którym na baczność stały same sutki, a drugą w niedowierzaniu trzymała moją kartę z niebieskim paskiem. Anita miała 12 lat i od tamtej pory, uwielbiała mnie przytulać do swoich sutków, które wyczuwałem pod jej bluzką.
Jak to w sanatorium, przemiał osobliwości graniczył z kosmosem. Niektórzy mieli tylko skoliozę, lewą stopę za krótką, ortopedyczne buty, łóżko naciągowe z ciężarkami, garba, albo inne ustrojstwo. Życie Krzysia toczyło się kołami wózka inwalidzkiego, którego sam nawet nie mógł wprawić w ruch. Był sparaliżowany od stóp do głowy. Mimo, że słowa sensownego nie potrafił sklecić, nikt się z niego nigdy nie zaśmiał. A wierzcie mi, że wtedy nie było dla nas rzeczy nie śmiesznej (jak na przykład popiersie Korczaka w sali od historii, któremu do nosa wszyscy pakowali palce). Natomiast Krzyś cały czas się uśmiechał. Jakby paraliż zawładnął wszystkim częściami jego ciała, zapominając o ustach. Trójkę Drombo kilka razy usiłowano wyrzucić dyscyplinarnie. Ale nawet oni nie śmiali się z Krzysia. Nikt nie znał ich imion, chociaż we wszystkich z nas tkwiła ta pewność, że jeden z nich musiał mieć na imię Damian. Chodzili w oparach papierosowego dymu, potrafiąc dematerializować się przez ściany, albo między turnusami i blokami. Udawali obłożnie chorych, żeby móc zaczepiać młode pielęgniarki.
Bo to było takie sanatorium. Z początku dorośli kojarzyli je z uzdrowiskiem, dzieci z kolonią karną. Gdy turnus się kończył, dzieci mniemały, że zostały uzdrowione, a dorośli nabierali przekonania, że wysłali je tam za karę.


number of comments: 21 | rating: 13 |  more 

.,  

Znakomity tekst, Birczin. kapitalny, choć czysta narracja. wiem jak trudno skupić uwagę prozą bezdialogową, czyli - nie smęcić. zrobiłeś perełkę. prowadzisz czytelnika za nos: tam, gdzie chcesz, żeby się uśmiechał przez łzy - robi to. tam, gdzie ma śmiać się w głos - robi to. tam, gdzie jako rodzic/dawniej - dziecko czuje ból/wstyd - czuje. precyzyjnie dotykasz wrażliwych punktów. tak robi pisarz. gratuluję, Birczin. to jeden w lepszych tekstów na Trumlu.

report |

birczin,  

Jeju, dzięki, nie spodziewałem się. Ostatnio się zraziłem nieco do dialogów ;) fajnie, że mnie czytasz. Pozdrawiam!

report |

.,  

Z powodu miłości do poczucia humoru, też Twojego - umarłam przy karcie pływackiej. ;) albo czujesz instynktownie, albo już wiesz, jako to działa :))))))

report |

birczin,  

wiem instynktownie ;))

report |

Drwal,  

Przeczytałem z zainteresowaniem, coraz lepiej, jeszcze trochę więcej dyscypliny. PW

report |

birczin,  

Dziękuję, nad dyscypliną z batem stoję ;)

report |

bosonoga,  

Zostawiam punkcik i pozdrowionka :)

report |

birczin,  

Dzięki, pozdrówki! :)

report |

Aśćka,  

ciekawe:):), dziecko opowiada z perspektywy dorosłego o przeżyciach z dzieciństwa, które zafundowali dziecku dorośli, którzy sami byli kiedyś dziećmi itd itd itd:) - parksałam śmiechem co zdań parę:)

report |

birczin,  

Miło mi również :)) dzięki!

report |

Ania Ostrowska,  

fajnie opowiadanie, przeczytałam niemal na jednym oddechu do ostatniej kropki. Powtórzenie fazy z początku zamyka klamrą w sposób bardzo naturalny, wydaje mi się, że każda inna puenta byłaby sileniem się na oryginalność, bardzo trudną przy takim temacie. Dla mnie jest to tekst na duży plus. Nawiasem mówiąc, piszesz w bardzo charakterystycznym dla siebie stylu, niedługo z zamkniętymi oczami będę mogla powiedzieć: to jest proza birczina :) Każdy chyba ma swoje ulubione zwroty czy określenia, nawyki językowe, których używa bezwiednie, a które bez pudła zdradzają autora. To samo zresztą dotyczy komentarzy, - bez względu na maski, które się zakłada, z bóg jeden wie, jakich powodów, ale dla mnie nieakceptowalnych, uważny czytelnik bez trudu rozpozna, kto pisze. Pozdrawiam :)

report |

birczin,  

Tak, każdy ma swój styl poprzedzony inspiracjami i poszukiwaniami w ulubionych pisarzach jego własnej drogi. Jeśli ktoś prześledziłby co ktoś inny ostatnio czytał, to chyba bez trudu by odgadł o czym lub co napisze następne. Ach, ale proza birczina brzmi strasznie wyniośle.. Ale spoko, dzięki, poupajam się tym troszeczkę, a co. Z komentarzami, rzeczywiście jest podobnie Aniu. Dzięki jeszcze raz i pozdrówki!

report |

Magdala,  

Birczin, pisz, kiedyś o Tobie usłyszymy, jak zmarnujesz talent, to będę Cię zza grobu straszyć!!!!!

report |

birczin,  

Tam talent, konfiguracje słów, tyle. Proszę mnie tu nie straszyć metafizyką, nie zawstydzać proszę też! :)

report |

mua,  

dzięki za wskazówki ;)) gdy już tam dotrę - jak znalazł

report |

birczin,  

jeśli masz wehikuł, no chyba że ze swoją latoroślą...w każdym razie zapraszam ;))

report |

Aśćka,  

a Ty Autorze Sanatorium gdzieś się Podziewał!? :) to pytanie retoryczne na dzieńdobrywieczór:)

report |

jeśli tylko,  

no właśnie? :)

report |

birczin,  

Bimbałem tu i ówdzie, kurczaki siekierką internet mi rozpierwszy raz ;)

report |

Aśćka,  

u la la, Raskolnikov niemalże:)

report |

birczin,  

albo zapiski z marchwiego domu :P

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1