6 december 2013

6 december 2013, friday ( Pies który latał )

Ksawery urodził się ponad morzem, wysoko nad chmurami, a o jego narodzinach mówiono we wszystkich wiadomościach. Jak mało kto miał szansę na błyskawiczną popularność. Opinie o jego osobowości również ustalono z góry. Ksawery miał być szybki, gwałtowny i bezlitosny. Początkowo starał się wyjść tej opini na przeciw, a nawet jej sprostać. Rzucał się na ziemię z prędkością samochodu, zaśmiecał plaże, gonił spacerowiczów, którzy mimo ostrzeżenia, szwendali się po promenadzie. Potem zainteresowały go morskie fale. To dopiero była zabawa! Uderzał z pasją w wodę, która w odpowiedzi unosiła się gniewnie, tocząc z wściekłości pianę. Jednak po pewnym czasie poczuł się samotniony, przecież on tylko chciał się bawić, był jeszcze dzieckiem. Dlaczego morze tak się złościło zamiast dać jak dobry dziadek poszarpać za białą brodę? Dlaczego ludzie uciekali z krzykiem?
Postanowił ruszyć w głąb lądu, starając się nie zwracać na siebie uwagi, ale gdziekolwiek się pojawiał wywoływał panikę i katastrofę. Jego siła rosła i choć nie chciał, zmiatał z dróg samochody, zrzucał dachy z domów. Ścigały go przekleństwa i złorzeczenia.
Tymczasem w Krakowie, w jednej z kamienic Pani szykowała się do wyścia na spacer z psem. Pies zachowywał się jak zwykle czyli zupełnie niepoczytalnie. Ganiał wokół swojego ogona jakby to była całkiem nowa rzecz, którą właśnie odkrył w swoim życiu. Nie był zbyt bystry I tylko sporadycznie wykazywał śladowe ilości inteligencji, np. wiedział, że aby obsikać jakieś drzewo musi wyjść z domu, a do zatem musi mieć ubraną obrożę, a Pani nie założy mu obroży jeśli będzie się kręcił jak młynek. Pies na chwilę przysiadł i jakoś wytrzymał zakładanie niezbędnych elementów, po czym puścił jak szalony w dół schodów, ciągnąc za sobą właścicielkę.
To, że mógł narazić jedyną żywicielkę na połamanie wszystkich kończyn jakoś nie zaświtało w jego małym łebku. Kiedy wypadli na ulicę, zaskoczyło ich, że o tej porze jest tak pusto. Pani nie była poinformowana co też mogło sprawić, że nigdzie nie było widać ludzi, nie oglądała tv, nie słuchała radia, nie korzystała z internetu. Była dziwną osobą, oderwaną od rzeczywistości i jak mógłby ocenić pewien ogół, aspołeczną czyli poetką.
Nagle na końcu ulicy pojawił się on, przygnębiony, szalony i lekko znudzony Ksawery. Od dłuższego czasu nie spotykał na swojej drodze żywych istot. Media uprzedzały jego nadejście i wszyscy woleli chować się w bezpiecznych miejscach oglądając relacje na żywo z perspektywy wygodnego fotela.
Nic dziwnego, że widok Pani z Psem na pustej ulicy wywołał w nim dzikie uczucie szczęścia, szaloną tęsknotę i niepohamowany odruch radości. Łopocząc swoim długim płaszczem, (aktualnie nosił się w stylu wagabundzko-romantycznym) i nie zważając na walące się po drodze drzewa, przewracające kosze na śmieci, przesuwające samochody, ruszył w ich stronę. Porwał Panią w ramiona, zawirował, uniósł nad ziemią i już miał zabrać na spacer w chmurach kiedy poraził go potworny jazgot. To Pies szczekał w bardzo nieprzyjemny, raniący uszy, sposób. Jazgotał jakby był chory na szkarlatynę, cholerę albo inne świństwo. Ksawery zamarł a potem wyrwał Pani smycz z dłoni i uniósł Psa do góry. To wystarczyło, żeby krzykacz zamilkł i z opuszczoną mordą spoglądał na oddalającą się ziemię, malejącą figurkę właścicielki, na niknący w dole świat.
Latanie mu nie przeszkadzało, w jego pustej głowie było jak psi sen, należało machać łapami i czekać cierpliwie aż wszystko wróci do normy czyli ziemia do obwąchania, ewentualnie obsikania. Nawet on wiedział, że robienie tego pod wiatr nie ma większego sensu.
Tymczasem Pani spoglądała w górę z otwartą buzią i wyglądała niezbyt mądrze. Nie była pewna co robi się w sytuacji kiedy następuje psie wniebowstąpienie
Na wszelki wypadek usiadła na ławce i postanowiła poczekać na rozwój wypadków.
Czas mijał, a na ulicach zrobił się ruch, odpowiednie ekipy zajęły się robieniem porządku a właściele odstawili swoje samochody na wytyczone miejsca. Pani siedziała na ławce i zastanawiała się co ten wybijokno w długim płaszczu wyprawia z jej zwierzakiem i czy jeszcze długo to potrwa, bo zbliżała się pora kolacji a ona lubiła regularne odżywianie. Była dobrej myśli, jak to osoba nigdy nie oglądająca wiadomości.
Rzeczywiście Ksawery z Psem powoli zaczęli opadać, po pierwsze rozmowa się nie kleiła, wynikało z to z różnicy poglądów, jeden miał ich aż za dużo, a drugi żadnych z wyjątkiem jednego: micha ma być pełna, pchły won! Na takiej płaszczyźnie trudno o owocną dyskusję. Zwyczajnie powiało nudą.
Po drugie naturalną koleją rzeczy Ksawery zaczął zanikać i tracić swój impet.
Pani zamyślona siedziała na ławce i wpatrywała się w swoje dłonie spokojnie ułożone na kolanach kiedy usłyszała radosny jazgot i już po chwili obskakiwał ją Pies robiąc ze swojego ogona owłosione śmigło.
-Wróciłeś- wyszeptała wtulając twarz w dobrze przewietrzone futro- Najwyższa pora, zaraz kolacja!
Już mieli ruszyć kiedy usłyszała delikatny szum za sobą. Odwróciła się, ale nikogo nie zobaczyła, Pies szczeknął ostrzegawczo.
- Ksawery?- zapytała, używając imienia zmarłego męża
Nikt nie odpowiedział. 
-Ksawuś nie możesz już zabierać Psa na spacery!- zawsze lubiła mieć ostatnie słowo i nawet śmierć tego nie zmieni.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1