Belamonte

Belamonte, 17 february 2013

Julia (dwa puzle)

- Słabość, żałość, czułość - Czy to miłość?

Nikt tak nie mówi, na białe karty księgi nie wylewa łez
Słowa mają znaczenie praktyczne i mgliste
A symbole powszechne i nieosobiste
Nie widziałem od dawna słów spowiedzi, westchnień
Próśb o niewiarygodne zrządzenie bogini Wenus
Ludzie nie majaczą, nie puszczają soków wbrew sobie
Nie bezosobowią się przepychem snów, rojeń wyciekłych z oczu
Bezwolnych
Takiej dezindywidualizacji nie ma
Takiego odkrywania głębi, takiej zatraty w życiu

Nikt nie upija się nawet by prosić o miłość
Bo wszyscy szukają jej w samochodach i willach
Istnieje tylko to co ma praktyczne znaczenie
Seks dla bezdusznych wiedźm to czasami jeszcze zatracenie
Lecz powszechne i powszednie i gdzie szukać miejsca dla siebie

W śmierci sennej, w rzece, w lęku o smaku wina, rozkładu
W przetapianiu się na miecze tnące powietrze
I stopnie schodów wałęsające się odśrodkowo wzwyż
Nie wiadomo po co, nie wiadomo gdzie
Nie wiadomo z kim, nie wiadomo kiedy
Nie wiadomo kto z kim 

Jutrzejsze spełnienia, sztywne uniformy
Cienie słów odkrytych w pieczarach zagubienia
Dla świętych krów?

Lepiej zagnieździć się w obrazie muszli na dnie morza
Tam odpocząć od tych, które są wulgarne
Tam pozwolić na powstawanie delikatnych kształtów
Tam stawać się sobą lub przyjmować gości
Rybki, piasek, listowie, szum
I gościa nad gościami
Na dnie wciąż śpiących

Może ta przypadkowa kobieta to maska mojej śmierci
Jej ciało daje spokój
Zdolność głaskania po twarzy, ramionach i dłoniach  
Służę im za wcielenie a oni dostarczają mi ubrań
Kto pragnie? Dusze czy my? Oni czy my?

Jesteśmy wyodrębnieni
Jesteśmy chorzy
Jesteśmy mostem
Zamieszkajmy  w strumieniu
Ktoś nieźle dobrał Te dwa Ożywione puzle

- Prawda że ładnie ze sobą wyglądamy w lustrze?


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 9 february 2013

Burza

zbiera się od lat
dawno przeszła
oddychała śmiercią i malutkimi pyłkami
zwierząt biegiem
prężącym się dzieckiem
wirem skał i powietrza

dziś smukliła grzbiet kota, ciśnienie na wyżynach podniosła
zgubiła pantofelek
odtąd pająki szukają księżniczki w podróży doślubnej

jutro się zagęści w szklance osad, będzie purpurowa suknia nieba
potopiła narody w soplu lodu
kłębi się kolorytem uczuć
Wielka Rodzina

wyruszyli pielgrzymi nicości do gwiazd
w oczach Ziemi odbitych w moich
cały sen zszedł na Nową Ziemię ukształtowaną Bożą Ręką
unicestwiony na tarasie wygłasza proroctwo męki mrówek
konających w zawieszeniu

pomiędzy promieniami a ciekawością okrutnej dziewczynki i jej wiernego psa
a mną a rzeką a winem a latem a Bogiem, jej dziadkiem...
przez balustrady wychylenie w mrok Grobowca Lovecrafta
gdzie wijące się macki żywych trupów głaszczą plecy
zimny śluz

przebiegają wyładowania po chmurach, po rześkich lasach
dziś zawsze jutro wielkie OKO i jego sny spływające na Ziemię
kiedy ja śnię i snom każą się materializować wole niczyje
bożych krówek węży niepokój powietrzny
ziemi utrata w przesileniu burzy
ponowne osiadanie poziomów, powrót na najniższe orbity
bazy i przyczółki silnych mężczyzn i kobiet utrzymane
wyłonił się zmierzch nad jeziorem

szczupak płynie martwy, rzeka przeniknięta wolą światła
zabiłem go błyskiem który chciał pożreć jego mózg
który stworzył mój mózg
wpadła mu śmierć którą chciał pożreć do gardła
ja byłem jej posłańcem a ptaki ogłaszały zwycięstwo
wiecznego powrotu życia
taki Los stało się chwila

Dagmara pięknie zatańczyła na 35 leciu w Gminnym Ośrodku Kultury
wróciło wszystko do normy w tych tańcach niespokojnych duchów po burzy
do wieloocznej ferii barw w spokoju dnia

...i tak te odbicia w genie, ten zapis świata
wpływa w rozwarte kobiece uda
jak ciąży nie przerwią może odnajdzie się
Czysta Rozkosz w tym wszystkim
w dziesiątym pokoleniu Buddów

przypomnienie chwili -
dwuletnia Maja łapie wijącego się węża z drewna
ukręca mu głowę i rzuca na podłogę
bez chwili zastanowienia


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 1 february 2013

Oddech ostatni

Dużo ważnych egzaminów życia nie zaliczyłaś. A gdy od początku idzie źle nie można spokojnie żeglować dalej. Powinno być inaczej. Taki obiekt zaczyna sobie to z czasem uświadamiać, przypominać, żałować, rozumieć - czuje się słodko i źle, a świat czeka - w czasie i istnieniu nic się nie zmieniło. Nadal masz przed sobą szczyty gór, za górami krainę szczęśliwą Sindbadzie...

To z jednej strony dobrze, że zostają nam jeszcze spóźnione inicjacje i wiara w Dojście Do Siebie. Uparte choróbska i pokonywania lekarzy - pseudobogów przesilają się wciąż na drodze ozdrowieńca odrabiającego zaległości życia. Droga - nasza nisza w świecie - na której są właściwe jej zadania do rozwiązania...

Nie lubię tanich egzaltacji, jestem robolem zwykłym, moge sie napić wódy, pożartować o babach, moge się zakochać i przekonać o fałszu, a potem znowu iść do przodu, aż się okręt zatrzyma, płatki śniegu zaczną opadać, spokojnie, spokojnie, uspokajać się będzie umysł skrawka terenu ziemi, przyciskać trawy do granitowych płyt, ból odchodzić z ostatnim najwolniejszym oddechem Nagrody, wreszcie w naturalnym stanie - Na granicy - wśród odzyskanych snów zmieszanych z robactwem Ziemi...

Uwolnienie okrętu, za przykładem spadających płatków, za przykładem toczących się idealnych kół po zboczach równin, gdzie między  kośćmi zwierząt hula wiatr, gdzie w szczeliny ziemi wsiąkają igły promieni...

Za przykładem rozpędzonych, rozproszonych, niknących w oddali Napisów...

Myślenie obrazami spoza jaskini, wieczny odpoczynek, bycie w materii, stanie się ptakiem, wodospadem, spokojem pustkowi, bezbolesną ciszą zmierzającą do zapłodnienia i rozwiązania...

Wydychając...
Spadając...
Czekając...


number of comments: 3 | rating: 7 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 december 2012

Znalezisko

tańczących odnajduję
odnajduję twarz Boga, którego nie widziałem
szukam szczęścia, którego nie zaznałem
ale wiem, że czeka

mogę skończyć modele lotu ptaków
maski umierających, krzyki rodzących, ruchy tańczących
wziąść odłożone na później składniki życiorysu
i zająć czymś ręce oraz serce
a nawet trzodę dziewic i piratów
pędzących na koniach w aury wulkanów
wybuchy gwiazd sprzed lat
narodziny pieszczot

dokończyć starego dzieła chłopca
co idzie wieczorem do salonu gier
lub słyszy gołębie i biegnie do parku
a wieczorem wraca pilnie się uczyć
i ogląda starą pajęczynę

pociągi kuszą w koleiny nowe
które są tajemniczym rozwinięciem
od lat  teraz zawsze
pościg Wanów na zboczach Boliwii
listopad, krople deszczu na szybie
lina wyrwana z ręki przez wiatr
nuda zdarzeń i zdarzenie nudy
a nawet potworności, że nie wspomnę o radości
lot do Paryża by załapać niepotrzebnie
niepotrzebny oddech wielkiego świata
odbitego w oczach wspólnoty
połączonej rozrzutem wiary
w spotkaniu na dachu świata

przekwitło-dojrzewa w obliczu księżyca
uciekło-stało się mną
czeka w rdzeniu
języków przekleństw dzieci żeber kobiet snów
w oddechach
które się odwiedzają poprzez mgławice i czasy
sny i ciała
pustkę i pełnię
tutaj i za granicą

czas odnaleziony


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 8 december 2012

Ballada o kapciu

Jestem starym kapciem
O rozlazłych szwach
Co po polach biegał
I se fruwał w las

U zbiegu rzek i brzegu spojrzenia
Był najodważniejszym
Dzieckiem wszechpromienia

Pana nosił w sobie i na łóżku kładł
Sam posłusznie legnąc na podłodze
Czasu szmat

Nie zazdrościł samicom ani wielkim ulicom
Wieżą ciśnień i pluszowym misiem trochę chciał być
Oraz Bogiem
Lubiał pot i kurz i wilgotny stan
Z czasem się pojawiających plam

Nie bał się człowieka i z nim raźno szedł
Na spotkanie tęcz i gór i rzek
Bo w swej wyobraźni duszę w sobie miał
Najuczciwszą duszę jaką widział świat

Wyścielone marzeniami puste wnętrze kapcia
Niesie jego pana
Taka z chmurami, źdźbłem trawy i wiatrem Rozmowa
Przytulanka do dusz i pluszowych misiów

Skąd brał nadmiar życia tego nie wie nikt
Z jakiej rany na odwrocie dni
Rozszczelniły mu się szwy Przyszły ciężkie dni
Pana swego zwiódł na fałszywy próg

Ludzkie pot i łzy
Siostry bliskie Ci
Upodobniasz się
Tracisz zdrowy sen

Pan mię zostawił na brzegu morza
Rozgadał się kapeć Uciekinier Z Fabryki
Duszo mojej duszy
Za jakiś czas będę się napełniał deszczówką

Jedna perła na sto równowag
Jedna wieża ciśnień na sto wampirów z Pizy
Jeden nadmiar na sto wylanych dzbanów -
To Harmonia osiągana przez serce Zbawiciela

Nie zakupię i nie założę kapci nowych dwu
Poczekam...

Jestem Który Był
Jestem Który Będzie

Wyścielone marzeniami puste wnętrze kapcia
Niesie jego pana
Znów...


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 6 december 2012

Piramida (wzrok)

Piramida Ciał Z Okiem
od podstaw mosty buduje iskra w ciałach
dąży do spotkania z samym sobą
ojcem
ciał piramida
porozumienie
drabina
rozbłysk na szczycie
spotkanie ogarnięcie wyjście w przestrzeń
wyższa forma świadomości
poziom najwyższy płonie
wnika we wnętrzności i wnika w zwierciadła
promieni zespolone na szczytach

Poruzumienie Upadających Wież

czyste oko widzi obrazy, rysuje formy
ruchem obrazów steruje jednak
pozaobrazowa pozasłowna tkanka sensu -
dusza zrodzona przez kosmos -
określi wyjście w te formy i taniec form w lustrze

mieszka w uczuciach reakcjach
porzucone skóry wężowe zgliszcza słowa
wciąż żywe
pierwsza była zanurzona w świecie
ostatnia w sobie i w świecie
ostatnia posługuje się świadomą myślą
ostatnia rozmawia z kim chce i jak chce
i wnikać chce w co tylko chce
nawet w siebie
by poznać siebie we wszystkim
by spotkać siebie w odbiciach

w piramidzie ciał zalążek myśli niemy
pnie się do rodzica, do Oka Na Jej Szczycie
co zanurza się w niebieskim welonie
nieruchoma przez wieki, budzona orgazmem wizja
wszystko się poukładało warstwami pokoleń
komórek wzbudzonych do czasu oświecenia
nie wykraczających a potem tak w oku połączonych

Czy to Oko Na Piramidzie podłącza się jeszcze do czegoś?

ciało ma historię, przebudził się układ nerwowy
reszta śni dawne sny z poza niego
sięga coś starszego wiekiem i znaczeniem, biernego
w to coś, w związku z tym zrodzony system ciała
wykracza dniem w ucieczce ciała
powraca nocą w aktywnej wegetacji do domu ciała

Uroboros


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 20 november 2012

No chodź

masz męża, masz dzieci, już druga
... no chodź
muszę iść do pracy, już późno, bądź dobra
... no chodź
już zmieniony opatrunek, trzeba spać
... no chodź
zobaczą nas, to nie ma sensu, jesteśmy inni
nie lubię cię, jesteś za stary, nie znasz życia
... no chodź, twoje ręce leczą, przyłóż je
jesteś cudotwórcą


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 november 2012

Oda do lgnięcia

oddam boską cześć lgnięciu
dopłynę do niego, obejrzę się z jego pokładów w rejsie
w okręgach się zbliżę, niech zwali i skusi i będzie żaglem
w który dmuchać będę i prostować i giąć się
dobijać do bram przewrócony na wskroś, na wyrost, na wspak
doczołgany, doprowadzony, przypchany, przyciągnięty
rozkochany w zagięciach boskiej tkaniny
szwach ubrań, przerwach, łączeniach, uskokach
w nieskrępowanej grze cieni

śmiertelnie życiowo

rozpłynąć się w tych nicościach w których mieszka Bóg
rozlać malinowym sokiem
w szczeliny ognia, w szczeliny samego siebie, szczeliny światła
gdzie mieszka wstyd i tęcza
gdzie wraz ze zmianą kształtów pojawia się tysiąc i jeden dusz

do przyjaciół podążyć dalekich
do głowy ptaków
do chropawej skóry drzew i samic
do doskonałego dnia pełnej świadomości
do czasu, czasów i połowy czasu

w głębie szatana, rozniecić żar


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 18 november 2012

Schizma

Nie ma dla mnie czasu, nie ma czaru, tylko obszar głodu, tylko łóżko przyjaciel nocnych tortur (świadomości oddalenia)
Jako Pająk Głodu od środka chcę budować galaktykę więzi, Oni czekają, są we mnie
, wspaniali wrogowie i przyjaciele z czasów gdy wierzyło się w szczęście - zaparkowałem amfibię na lęku lustrzanym - przecież pustką oddycham, niewiarą w szczęście wpajaną -
Nie znam ich
, nie znam sposobów na życie, jestem martwy, tak chce Biblia
, po ulicach można spotkać włóczące się, dość płodne tutaj, prawicowe niazaspokojone rozkręcone bestie - w ich pokojach męczyć się będziesz jak z duchami piekieł - a szedłem na łąkę, lekkim krokiem od środka, zachęcałem blond włosy i psiaka ze zdjęcia byśmy poszukali świerzych zapachów - a to się zmieniło - ześlizgnęło -
Podejmuję próbę, oby nie torturować obecności co już są - może tym razem zjawią się niezaprzeczalnie zapisani, niezaprzeczalnie wybrzmią, nie wmówią mi grzechu moje chore myśli, nie cofnie się ślimak, łania znajdzie drogę do nieba, otoczą mnie moje ręce, głowy
, oczy, lustra, dendryty z mózgu rozrosną się na niebie, wyjdę z siebie
, ptakiem, statkiem, żeglugą, będę zasypiał obok niej i budził się przy niej
, nieudane dni się pojawią, tragedie, żal, życie i pełnia, nowy lęk, łóżko będzie przyjacielem nocnych rozkoszy (niemożliwości)
, otworzę drzwi na słońce i ujrzę cały wachlarz ludzi, bestii i gadów
, co w mojej sieci będą przebierani jak gruszki ulęgałki w obecności prawdziwej, w ideale szczęścia
, żywego uwikłania całym sobą
, więcej lgnięcia niż wstrętu
i siły, okrutnej dobrej siły...


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 9 october 2012

Angela Braun

Dziewczyna Hitlera, albo o ...
                O ciele i duszy, życiu, pogańskich przejawach złudzeń

Angela Braun myje usta w kremie
pisze listy w języku Suahili
dzikie plemiona sprzedają jej ziarna, sperme
i żebra ze zwłok gigantów

Angela Braun fruwa, je, targana za włosy
krzyczy, biega po lesie, spływa na kawałku kory
dymi z rumowiska skał
wyłania się z mrowiska
krąży po ziemi w pociągach
zamiata wiatrem jak warkoczami
Jako deszcz widziała nasiona w ziemi
ziarna w kłosie, pchły w sierści i krew
na trotuarze, a jako promień słońca...

zgniotła ją ręka pary i grawitacja słońca
pustynia ją ogłuszyła, a trawa oślepiła
mrok ją porzucił, ubrania ją zjadły
porasta blizną na małym skrawku nieba

na rzęsach osiada i drży rosa
w blasku świecy gaśnie powoli wzrok umierającego,
twarz, zawrotne drgania gałek ocznych
zastygają w bezruchu
ślad życia odszedł, pozostało tylko
odbicie świecy w źrenicy
jezioro tonie w zmierzchu
łany zbóż falują
pochylane w swej żółci ku ziemi
jakby szeptały sen złoty rzeki o zasypianiu, wietrze
zapominaniu
                        
                             Żywa dziewczyna poprzetykana śmiercią

Żywa dziewczyna żegluje w łodzi swych kości
dziewczyna robot, anioł maszyna
dziewczyna z drewna, Ewa Braun
jest jej obojętna ludów męka
jęcząca utracjuszka Hitlera, kochanica mordercy -
pisze to martwy, powierzchownie żywy
od czasu do czasu wybuchający trup
zostający trupem nadal po tych atakach
zabójczej czułości
Nawet Hitler ma prawo do swojej namiętności
Anioł z gówna, Anioł z drewna, Anioł
zbierający pieniądze, Anioł kupiec
                            
                             Zagadka życia

Uda rozchylone i wysunięte z tyłu
poza oparcie krzesła, kobiece uda
jej sierść, jej czepek na włosy, jej siateczka
na wzgórek łona, mokra
nasączona
tamujesz krew tamponie, kobieta puszcza
sok jak pękające winogrono
łabędź spija ją, sperma na ustach
pierś falująca

Traktuj mnie jakbym była workiem!
Tak. Tak.

odbyt, otchłań --
zagladam w cienie nocy, gdzieś tam
gdzie zagubił się wilk syty i owca cała
gdzie zagubił się znaczek pocztowy i
stężały pączek róży

łój z głowy, naślinia włosy, wilgotny
tampon, gąbka jej sromu
dziurki peruk, obrączki, pierścienie
nanizane na nitki włosów, lub otoczone
przez rureczki włosów
( martwa przestrzeń pocięta przez budulec
włosów pozostaje sama dla siebie
nieskończonością komplikacji i podziałów
możliwości,
jest też medium dla włosów, z którego
materia włosów wybiera dla siebie formę,
w której to przestrzeni może tworzyć formę,
gdyż tylko w przestrzeni jest ona możliwa )
włosy martwe, włosy rosnące w dół
do mózgu, do środka, włosy hipotetyczne,
potencjalne, asymetryczne, odwrócone skóry
wilkołaków
stare odwrotne puste strony przestrzeni
włosy cienie, odbicie włosów
interpolacja na zewnątrz, czy do wewnątrz
wypchane zwierzęta, świecidełka,
eksponaty, pierścionki na palcach
 - zabrakło życia w jelicie, tam już
nie ma kału,
tylko zabobonny bród

                                     Symulacja trupa, czyli marzenia o życiu

Oddaliłem się od ciebie już daleko,
za siódmą górą za siódmą rzeką
ty stawiasz kroki w bruzdy ziemi, ja
twoje stopy zapominam
ty zbierasz pieniądze na ziemi ( złote
świecidełka? )
A ja na stronach w poczuciu zapomnienia
o realiach życia, w niegodnej nadziei,
chełpliwej, w niepewności,
w chaosie słów
zajmuje się wyławianiem bransoletek
z przełęczy, pieczary odbytu - niebytu
Ratuje się pisząc wiersze
których nie rozumiem, w pustce
symulując bicie w dzwony
w nieznanych kaplicach, na nieznanych
ulicach, w nieobecnych łzach,
w nieogranych rolach
pod ogromnymi sklepieniami niebios
wszystkich planet

ciała barwnych krzyków

Żeby tak się przebudzić do jeszcze jednej
gry o słowa ( nie mam siły odkrywcy )
Więc gdzie ja się pcham, powinienem
budować babki w piasku, rzeźbić,
głaskać i kształtować piach ( marny Pan Bóg )
Niepotrzebnie się oderwałem od tej czynności

                            Bród i ubóstwo ( wyrażania uczuć przeżyć )
                            lądujące od czasu do czasu
                            w seksie i kolorach, he he

oczyścić się, przylgnąć całą powierzchnią ciała
do jej piersi, oczu i zakazanych miejsc
otworzyć flakoniki z pachnidłami
przeczytać dla rozrywki kronike wypadków w gazecie
do porannej kawy
zerwać pieczęcie przesyłek pocztowych
wynieść graty, przeglądać w gazetach
codzienne lokalne rewelacje
położyć się na śniegu, marmurze
chłonąć bez dreszczy i obaw duszny deszcz sierpniowy
w lekkim stroju Adama
nie pamiętając o dziurach, palach,
topielcach, rozpadlinach, minach
przelać krew, wygrzać się na słońcu, żyć
dla niej, tylko dla niej
Kurwa, zespolić się i rozkołysać,
popłynąć w łodzi mych kości,
w mym zdenerwowaniu, w orgaźmie,
w rozdygotaniu, rozkoszy, w kroku
W objęciu nogami mocno, mocno
lampy i szyn tramwajowych, pala, jej talii
( nie wiem, ta chęć obejmowania nogami
to troche homo )
w ruchach, na niej, w niej

Chuj, Gówno, Samotność

słońce oświetla krzewy i bratki tak
że żółkną, stając się
nierzeczywiste, widoki ciał na drugim
brzegu,
skwar znaczą przebudzenie, to mnie
porywa
w rozkład, rozpad, ciszę, seks, miłość
gnać, biec, ja widzę, że świat nadal tu jest
przemyka za oknami pociągu zlewajac się
w bezkształtną miazgę
czekam na znak
mogła byś mnie uczyć jakich chcesz
przyjemności
wynikających z jedzenia, czy wydawania pieniędzy
bo co ty właściwie lubisz, mnie to obojętne,
czy to się świeci, czy to żyje
czy jestem kibicem Rakowa i mam
zapierdolić kibiców Lecha:
- Słuchaj daj złotówke - nie masz - lepiej daj
- sprawdze a jak znajde u ciebie forse
to jest cała moja- słyszysz huju itd. , przypierdalać się
mam po pijanemu do ludzi? Tego chcesz?

Nie odrywajcie mnie od babek piaskowych! he he!

genialny malarz wziął  kubeł farb i
wylewa je po kolei na płótno, żółte słońce
pręgi na skórze
daj wyrysuję ci tatuaż, smoki, fontanny,
pociągi, kwiaty, które pamiętam
wściekłe chlapnięcie
daj wyleję na ciebie wiadro pomyj,
uruchomie kolorowe reflektory

                                Fascynacja ciałem

chłostane nędzarki, agonalne ciała żebraków,
pożywiające się w stołówkach, powoli, bezsensownie,
śmierdzące
porzucone, znieważone, wystawione na
sprzedaż, kawałki mięsa, zdeprawowane,
zniszczone, rozbestwione, czekające
na wejście w nie
zaniedbane, wykorzystane, bezwolne, bezwładne
kochane, żałosne, pięknie chore

                       Alkohol czyli zagadka tożsamości

skóra głowy poprzetykana gładko spiętymi
czarnymi włosami, ich rozkwitem,  ich życiem
w jej życiu, jej zrywem w jej apatii,
jej krwią pełną piwa, która ją niesie ponad nią samą,
przenosi ponad zagrodami dla bydła, wygnańców,
zesłańców, grzeszników
w szum sal, w objęcia
z dala od matki, teraz już wroga
kobieta dojrzała jak napęczniała śliwka,
stara pomarszczona jak zasuszona śliwka
z dala od barier i zakazów, z dala od
mostów i kładek ponad przepaściami
nad największymi górskimi szczytami
w otchłani,
cała w jednym zrywie, mówiąca jednym
głosem, zjednoczona, przemieniona,
wyzwolona
pocisk namiętności,
z dala od siebie sprzed paru godzin
bo to nie ona, to jest ponad nią,
jest ponad własnym wahaniem i wrażliwością
ponad mieliznami, nie poddająca się ocenie

                            Polot czyli , nie o rozum przecież chodzi ( o mnie )

z dala od bioder i sutek, od tańca i muzyki,
od przyjaźni i objęć, od pocałunków i zmierzchów,
od dziewiczych lasów i dziewcząt
z dala od zagród i falochronów
i magmy i soczystości i kości
operując nadgarstkiem w szczękościsku by
uprzejmie namalować dla mnie kościół
z bransoletką na ręce i kości i śmieci,
śmietnik pełen ludzkiego ścierwa, obozy
koncentracyjne i komore spalania silnika
rakietowego i psa połykającego żwir i
wiadro z wodą i wodza zwierzcej armii
odbytnice, ha ha, ośmiornice
odwrotne puste strony, zapuszczone motory
ciężarówek, benzyna wycieka z nich do rzeki
lśni w słońcu zawiesina kolorów
odjazd karawany po złoto, do Afryki
przez morze, przez wodospady, kręte uliczki

korodują fale, świecą odpryski

                             Wszechobecność, duch

wmalowała mnie w kilimy i makaty ze złota
gdzieś w orientalnym miasteczku
na ścianach przędza jedwabnika, z której
wykluwa się obrazami, więzi się w nich
na starym kominie zacieki stworzyły jej obraz
i chmury płynące łagodnie na wietrze
i cętkowana skóra węża, pantery i pióra
wszystkich egzotycznych ptaków

                        Natura samiec

ziarnka pustyni, sekunda po sekundzie
miliony ociekających łez, całe wodospady
wielotonowe bloki powietrza i pyłu spojrzeń
i szmery snieżnych płatków, igiełki nocy
zawładnęły jej snem,
odebrały jej tlen, miłosny życia tren,
woalkę panny młodej mrówki skalały odwłokami,
a czułki motyli zagłaskały białka oczu do czerwoności,
pyłek srebrzysty nocnych ciem osiadł na masce twarzy,
odwróconej w jego nocne wołanie
Zaczyna dusić się tym ciężarem zachłannych
rąk i ust wtłaczjących jej oddech
z powrotem do piersi
egoistyczny samiec złożony na jej brzuchu
i piersi śpi
wywierany przez niego nacisk nie pozwala jej
napełnić piersi oststnim haustem powietrza
poruszyć się
kona w miłosnym śmiertelnym uścisku
bezwolna, poddająca się

wmalowała mnie w rozpadający się dom,
płomienie
zapłakane twarze wiosny i niemowląt
ogniom podobne i górom
dymy kadzideł
tropy ściganych jeleni
rozkrzyczana wypłakuje się na moim ramieniu
topi się w rzece, ryby ucinają jej ręce,
światło zabrało jej pół twarzy
a ja opiłem się mszalnym winem
i wypadam w ślad za nią w ramiona fal
dusimy się krzycząc
ubrana w habit zakonnicy chce usidlić rzekę,
oddychać pod wodą, rzuca się do utraty tchu
histerycznie jęcząc, próbując kopulować z wodą
odradzam się, odgradzam w palącym wstydzie
na oczach jęczącej utracjuszki, która próbuje
rozerwać mi serce swoim żądłem

                              Zakończenie ( śmierć )

A Angela Braun na starym gobelinie,
gdzie jelenia dopada polowanie,
gdy pije oststkiem sił wodę ze strumienia,
jest rzęsą tego jelenia, trzciną
przygniecioną jego kopytem,
perlistymi kroplami w jego gardle,
jego krzykiem,
spokojem drzew przyglądających się temu,
ale głównie jest błyskiem słońca w jego oku,
sierści, jego rzęsą.. tak jego nic
nie wiedzącym światem przeznaczonym
na zapomnienie, który nic o tym jeszcze nie wie,
ale rosa i słońce już wiedzą, ale
rosa i słońce są na rzęsie, więc
ten świat ucieka, uciekł, a polowanie przylatuje,
ale jeleń już nic nie czuje, krzyki jeźdźców i
ujadania psów dochodzą z daleka
bawi się piłką, wspina po górach, pływa
razy i ugryzienia psów nie bolą
A teraz nagle to wszystko wraca do
jego świadomości i czucia
Co za chaos, zgiełk... - straszne...,
ale rzęsa nic o tym nie wie,
rzęsa na niebie, odwłok ważki zanurzony
w rzece.


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 8 october 2012

Słomkowy kapelusz

beztroska słoneczna
na czyjś koszt, światło rozpościera i przenika
w kolorze piwa i słomy, uparzgnięci na lato
na wyświatlanych filmach lasy, kajaki, czyjaś parasolka
słomkowy kapelusz, huśtawki
odgłosy kur w zagrodach, żółte ślepia jaszczurek
świergot ptaków
na plecionce wzór, to ja i moje wyprawy do jarów
do rozpryskujących obrazy i dźwięki i myśli domów
w naturę lękowe zanurzanie w nicość
promień dzierga w szczegółach, w dal rzeźbi
pogania stwory do szukania swego cienia, rozrywa się na strzępy ciał
ja się przemieszczam, one się przemieszczają
wola życia się przemieszcza
w potoku zanurzona ręka Ojca ratuje dziecko
kapelusz popłynął
świat zwinął się w kapeluszu
świat jest ze słomy zbudowany
śmierć ustępuje chwilowo, nie zagarnia widoków myśli przyszłości
ciała są żółte, napój klarowny pozwala widzieć
wszystkie modulacje światła, widać, czuć, słychać
ciężar powiek, zbiegi plecionki rzek, na oczach, na włosach, na kapeluszu
ból przywiązania, rysa pierwszej miłości, lekkość płynie w dal
pod światło wygląda jak stary koc dziadka
prześwity szałasu, pora na cień, na podwieczorek
puszczanie latawców, wilgotnienie, spotykanie się rąk, spojrzeń
stolik pokryty mrówkami, rozlany sok
pejcz bykowiec ostroga kłótnia grzmot deszcz
przyszłość lub przeszłość, plecionka niezrozumiała
czysta, wytchnienie w skwarze
ona i ja nachyleni ku sobie
w siebie wnikający, niezatrwożenie niczym
należymy do siebie, do wątku, do kapelusza
nosimy go na głowie, pod światło w szklance go widać
wielkie wymaganie żeby płakać i się śmiać
i spełniać wiatrakom sny
i bez straty odchodzić, przechodzić
w bezczuciu smutku? w braku ulotności?
nie, w tym zagrzebani jak myszy i robaki
jak w liściach jeże
a potem już wśród robaków mnie jedzących zasypiam
rzeka porywa słomiany kapelusz
co jest do przeżycia w łożu, czemu odwrotność nasycać trzeba
w słowie jest dużo żuków i wspomnień
żegnania się i jej twarz i moja zanikająca
a włosy jej są właśnie słomkowo rude
na ostatnim moście krzyczy ktoś z kim się rozstaję
i w ten splot wchodzą włosy słońce
sieć zmarszczek, brąz oczu, plamki na dnie oka
rzeka niesie słomkowy kapelusz


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 5 october 2012

Koła

są chwile toku życia zdarzeń, wielkie koła
zahaczają i porywają nas i rośliny
coś się myśli, coś się wyśpiewuje, przetacza przez duszę
należa do tego śmierci i urodziny, ale życie to życie
i jego wzrok w śmierć niech nie sięga, każdy rachunek jest na teraz
na wielkie połączenie, w chwilę potem gdy znikasz, żyje pamięć i ślad
ale winniśmy zaraz przylgnąć do gładkiej powierzchni góry i darniny
rzucając w przepaść Do Widzienia !

wejść w wodospad, w koła zataczane przez zmysły, ciała, sny
okrucieństwo chwili, okrucieństwo prawdy
miłosierdzie bez wyrzutu, egoizm uświęcony
brutalność cielesnych funkcji, trening zbrodni i miłości
dla oddechów, dla chwil zachwytu w bliskości, w szacunku dla poświęceń
kobiet, psów, dzieci błądzących i nie kłamiących

bo jest to coś do czego należę wbrew prawu czarnych i białych kłamców
tylko kocham i nienawidzę
tylko sprężenie ciała w obronie
tylko próby pocałunków
tylko wspominania chwil podarowanych nam
przez dążenie oczu, przez dążenie zranionej duszy
przez te zmarszczki wokół oczu, ogień świetlisty w śmiechu
przez żywą część świata w nas rozpiętą wyobraźnią i czułością
nie analizować już nigdy, najpierw zdobyć
potem się odnieść krytycznie

ileż tych ścian do przebicia, ileż tych kół co się spotykają
okręgów wzbudzonych, królestw, światów, przez te ściany się przebiłem w amfibii
muszę na chwilę poczuć je wszystkie, jak przebiegają i nikną we mnie
w pustce, na horyzoncie
w koronach drzew na niebie
przez chwilę sztuk tysiące, lina, przepaść
krótkie uchwycenie historii świata, siebie, potem...


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Belamonte

Belamonte, 2 october 2012

Przebudzenie (Credo utraconej czystości)

Alkohol zrzuca skórę, zrzuca maskę, odsłania prawdę
czyni spontanicznym, uwalnia
Więc powinienem zrzucić skórę
Musi się przecież pojawić prawdziwa radość
odnaleźć dziecko
Otrzeźwieję, obudzę się
Poznałem zło, więc mogę być szczęśliwy
Tylko muszę z powrotem odnaleźć niewinność
bo jak na razie zło mnie trzyma i nie puszcza
Będę wtedy mógł być trzeźwy, stawiać kroki wzwyż
i upijać się na słodko i z umiarem
Będę wolny i bardziej świadomy


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 1 october 2012

Drzewo życia

Buldożery zmiażdżą to drzewo
ale to było i tego nie da się już cofnąć
Zrozumiałem to niedawno i poczułem spokój
Nieważne co będzie, patrzyłem na świat
nie mając jeszcze serca splamionego brudem i udręką

Więc to było szczęście, wiem że to było szczęście
bo mówię to teraz, kiedy nie jestem zbyt szczęśliwy
kiedy jestem pijany
A więc szczęście jako takie nie istnieje
Nieszczęśliwi się upijają
Pijany człowiek jest wiecznie pijanym człowiekiem

Ze wzrokiem zamglonym mogę postawić ten krok
w stronę zachwytu - spacer, słońce, góry -
mogę to kochać, gdy wypiję łyk wina
ale kiedy jestem trzeźwy, słońce i niebo
nie znaczą dla mnie nic

Trzeba iść wyżej i wyżej, a gdy jestem trzeźwy
nie mogę postawić tego decydującego kroku
Kiedy jestem pijany, wtedy dopiero dostrzegam
jak piękne były różne zdarzenia z przeszłości
jak piękna może być przyszłość, samo życie
Kiedy trzeźwieję, już tego nie czuję

Wtedy lekceważę wszystko, przechodzę obojętnie
marnuję okazje, odwracam wzrok, bełkocze
marnuję czas, męczę się, nie jestem poetą
nie potrafię nim być
Więc mam ciągle pić?


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 2 september 2012

Praca (Przystań Zbawionych)

biedny staruszek
tato czemu przyszedłeś zapłakany pod izbę wytrzeźwień
latem któregoś maja
po złego syna

ile lat ci zostało do śmierci?
chyba 13
13 lat Parkinsona
chciałem cieszyć się życiem

w kobietach jest mniej ciepła niż w jednym Twoim oddechu
teraz ja sam jestem Twoim oddechem
mam obrazy w głowie i w domu
dzieci przed wodospadem
to rozłożone uda kobiety, to plemniki
to tak jak z formami
bo ja przypadkiem widzę ptaki, twarz dziewczyny w tramwaju
a one są moim Ojcem

bo robakom niszczę przystanie
tylko dlatego że tak chce tradycja
ale one są i tak nicością, chwilowym przebłyskiem...
a moja praca to jedyny dowód
że żyję i jestem człowiekiem

nie szukam ciszy snów i ciemności
przynoszę świeże kwiaty i owoce
a też jestem nicością...
siecią pająka zachwytu
oddechami pod wodospadem
formami ostatecznymi, ruszającą się tonią, nie snem
w zanurzeniu gdzie nurt gromadzi się, drży
przed zabójczym spokojem biegu rzeki

widzę tam przez formy, widzę formy, czuję w nich
pociągają mnie w przyszłość, w dobre czyny
lub odchodzą  jak jesienne liście

To Przystań Zbawionych


number of comments: 2 | rating: 9 | detail

Belamonte

Belamonte, 28 august 2012

Butwiejący rozkwit (Przystań Zagubionych)

Powoli dojrzewają czarne owoce – ciężkie,  soczyste, kwaśne.
Rodzą się ze mnie, rodzą się we mnie, karmią się mną.
Chciałbym by zwiędły, ale ich korzenie sięgnęły dna.
Wahanie i niepewność to ich pożywienie.
Nie wierzę w przeznaczenie, ale są rzeczy które muszą się stać.

powoli płynie czarny smar
po rzece mojego smutku
wir skamieniały, rzeźba strachu
woda wraca do swego źródła
pamiętam lata szczęścia

– Zjedz ten owoc, niech płynie w twej krwi!
– Po prostu bądź mnie pełna.
– Nieważne co to przyniesie ci;
   możesz posiwieć, cierpieć, bać się.
– Gdybym na świecie był tylko ja i ty, nazwałabyś to szczęściem.

Nie ma nikogo, są tylko sny, melodie
świetliste przebudzenia
i piękne złe ogrody

Padniesz zemdlona, słodki wstręt
Chcę cię skrzywdzić; czy nie rozumiesz, że
kocham cię bardziej, gdy dusisz się? –
bo wtedy jakoś bardziej jesteś

czarne owoce są wieczne
nigdy nie spadają z serca
gdy wzejdzie ich godzina nie obronisz się
gdy przejdzie będziesz bliższy śmierci
a one będą w tobie tkwić, pokryje je kurz i pleśń
a jeśli jeszcze będziesz czuł, napełnisz się ich aromatem
by śnić kolorowe sny

Czarne owoce smakują mi, lubię je.
Nie mogę ich wyrwać, gdyż straciłbym siebie,
okaleczył wszystkie warstwy duszy.
Ale kiedyś już nie będę w stanie
porażki przekształcić w zwycięstwo
i wtedy kurz i pleśń i wstrętny gad, co oblazł mnie,
ukażą mi swoje prawdziwe oblicze.

Piękne jest życie! Spodziewam się wiele!
Jeszcze trzeba stworzyć świat,
w którym mogłyby żyć duchy.


number of comments: 0 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 20 august 2012

Czujny sen (Żagiel 2)

człowiek jest myślącą trzciną
a wiatr karmana jej nie złamie
nie tylko myśli nie tylko jest giętki
i ustawia żagiel myślą
a ten żagiel to on
  
    ale także żagiel który się zużywa
    i łopocze szaro na tle burz i ciszy
    pełen dziur i łat
    jeśli on to żagiel

a ten żagiel ma też mięśnie
które nie mogą przesłonić giętkości
bo wiatru karmana nie zmienisz
ale siła tych mięśni to cud chwały
dzięki sile napina się i nie poddaje
do pewnej granicy
a nie zna jej dobrze nikt

    a co jest statkiem?
    statkiem jest ta chwila, to zamknięcie, ten świat
    on płynie w nim a w nim on
    to Bóg poddany przeznaczeniu
    nie do końca
    bo jest myślącym żaglem

ustawienie jest kluczem, giętkość i opór
krzyki majtków, myśli kapitana, nacisk lin
noc, dzień - są tylko tłem
więc w którym momencie wybieramy?
myślę że cały czas
rezygnacja to też wybór

    ten czujny żagiel musi odpoczywać śniąc
    a śniąc nie może przestać czuwać
    ustala kierunki poznaje granice zanurzenia
    gwiazdom i wiatrom przychyla się w toni snu
    otwiera i kontaktuje


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 20 august 2012

Żagiel

- coś plami mnie co kwadrans, to było wczoraj, przebudzenie
i ciągnący się ślad, a więc nie udało się zapomnieć
  gdy rozwinięta w przeszłość płachta żagla zagarnia mnie ku przyszłości
a znaczenia zabójstw i wojen i zachwytu nad deszczem co szepce
są szkieletem, osnową, wiecznością, światem Form
  więc czy jesteśmy tylko maszynami
i w którym momencie, jeśli to się w ogóle dzieje
  wybieramy?

  podziemna sceneria cmentarzy
przeniesione natręctwa
  pluszowe misie braku prawa do szczęścia
braku pewności, naturalności wyboru, zdrowia
  macka lęku przed dotykiem czegoś do czegoś
macka wyrzutu
  ale to tylko samce i samice,
numery, oczekiwanie na cios, grad
  to lęk przed Prawdą o sobie

  Przeszłość jest bez dróg powrotu
zamknięta zgrana karta


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 august 2012

Przewodnik (Wspólnota)

Wystarczy niebo ! – mojej wyobraźni,
noce i pamięć minionych dni,
w wieżowcu na Manhatanie, w samotności obcych wzgórz –
niebo.. i ta panuje –
wyrzeźbiająca pod zamknięta powieką :
rzeki góry nadzieje rozkosze zmartwychpowstania – cudze, moje własne,
takie same..  złudzenia, nie złudzenia..

Będą więc dziewczyny, oddechy pod wodą, pod wiśnią,
te same próby samobójstwa – co wczoraj? – pamięć podpowie
Sprawdzić czy oddychanie nie jest także tam możliwe..

Materac, stare ważki, koryto, spływ,
Ojciec czekający na odbiór przesyłki z wieczności –
Andrzeja ozłoconego przez odblask słońca w łuskach złotych ryb..
Chmury – one są moją pamięcią –
na równi z życiem pod niebem ceniąc życie pod powiekami.

Co jest tą aleją pełną drzew wysmukłych, którą widzę, gdy w maju słyszę gołębie –
pamięcią czy tęsknotą ?

A gdy jest rześki poranek, a ja widzę,
jak zjeżdżałem z mamą chrzestną i ojcem na rowerach,
ze zbocza góry w stronę rzeki i lasu –
to wspomnienie czy sen na jawie ?

A czym jest to wczoraj, sen, jawa, dzisiaj ? –
ojcem, matką, bańką powietrza,
iskrą światła odbitą w drobinie ze sreberka mlecznej czekolady,
zapodzianą w zakamarkach starego dywanu,
widzianego przez dziecko o poranku, 
leżące na fotelu głową w dół.


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 17 august 2012

Podążania

zieleń wciska się między mury
czerwień między ciała
biel pustyni drżącymi palcami
sen powietrzem
ktoś prowadzi swój pług przez kości umarłych
i błękit przez oczy żywych

aleje rozpraszają lecz dają nowe życie
tak odchodzą dobrzy
studnie i korytarze miast duszą duszę
kurczą rozmiar do zaniku
łąki zagłębiają oczy w szczegóły piękna
ono rośnie kosztem żywego stworzenia

wieczór czerwieni, poranek mlekiem się mieni
istotna zmiana tła, wspinają się kwiaty na górę życia
pędzel snu oczyszcza intencje, przestawia zwrotnice
doskonali boski język, wytwarza surogaty słów i
świadomości
we Śnie zobaczyłem Piękno
czułem ból Tej, Która Jest Pełna Znaczeń

rzeka porywa nawet rybę, nawet ptaka
słońce i rzeka byli przed nami
więc jak można czcić niepewne bóstwa naszych snów
choć to naszych i ich snów rozmowa
jeden się przed drugim chowa
dokonuje się fuzja i przepołowienie
lecz z brudem nie wchodzi się do Świątyni

lubię iść gdzieś nie wiadomo po co
bo wydaje mi się, że dojdę w piękne miejsce
lubię iść z rana w Las milczący mroczny
choć może czekają tam śmierci przygody
i już nie skrzydła motyla na kwiecie zobaczę
ale coś rzuci mi się na plecy z powietrza
z mroku, spod sufitu pogańskiej katedry
ale z czasem zamieniam się w wilka
myśliwego dziwnego czujnego
a chociaż nie wiem gdzie znajdę łoże dla gromady snów
jak komary lecących za mną
jestem szczęśliwy

pola wyrzucą cię prosto w kosmos
ku gwoździom i kłom gwiazd
zamienią w strzygę, upiora, nauczą biegu
który się nie kończy

każdy nowy kwiat jest cudem
górą życia
ale tylko stare wiersze są dobre

drzewo życia płynęło w krwi Adama i Ewy
zjedli jakąś Projekcję
by ani nie żywi ani nie martwi
mogli się plątać w sieci i pragnąć
tego chciał wąż
i pająk

czasem robie to, co muszę, a nie to, co chcę


number of comments: 0 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 15 august 2012

Niepewność Boga

- myśli o Niepewności Boga
naznaczonej pięknym dramatem balsamu wiary
co może jest po trosze zwycięstwem, kłamstwem
gestem rozpaczy przed upadkiem w przepaść, ocaleniem godności
starzejącego się człowieka, który chce uwierzyć

- więc zaczyna wierzyć (subiektywny wytwór cierpiącego egoisty)
ale może tym sposobem odkrywa coś
co go łączy z innymi, co jest wspólne
a czego wiara jest tylko różnym (subiektywnym) symbolem

- w duszę jabłoni, sen, w reinkarnację
odrodzenie się w drzewie
powrót do niego każdej słonecznej jesieni – gdzie, kiedy –
toczy się mała rzeczka w kotlinie
po której falach płynąłeś do taty, pachniało siano
a na wzgórzu pośród drzew mieszkał rogaty, kozi bożek

- a mama miała do nas dotrzeć z zimnym piciem
ale nie znalazła drogi i ten dzień upłynął w oczekiwaniu
więc można tam iść dzisiaj i jutro szukać cieni wśród traw
które Niepewność Boga zawiesiła w oczekiwaniu


number of comments: 2 | rating: 8 | detail

Belamonte

Belamonte, 14 august 2012

Prośby (bramy bólu)

"proście, a będzie wam dane
szukajcie, a znajdziecie"

zdanie rozkazujące (palec wskazujący)
zdanie pytające (palec wskazujązy złączony w kółko z kciukiem)

Dotrzeć do czegoś - zdanie życzeniowe
(wiele typów złóżonych rąk ku górze wyciągniętych
jak szczypce chrząszczy, grzebień koguta,
dwa jajka w  podstawkach, piersi może,
ręce obejmujące piersi) -
wyrażające pragnienie
jest piękniejsze
od wszystkich
innych zdań

Co tam rozkazy, pytania
oznajmiania, drwiny, groźby
Gdy człowiek składa ręce do modlitwy słyszę najczulszą muzykę
najodleglejsze wołanie
wyłaniają się z nocy kierunkowskazy na tysiące dni
szlaki, którymi trzeba iść
Prośba, Prośba
tym piękniejsza im bardziej skierowana w pustkę

Dajcie mi jeszcze płakać
Pozwólcie płakać
Otwórzcie bramy
bym znów mógł płakać
Matko weź mnie na ręce, gdy jeszcze nic nie wiedziałem
Ukarz mi swą twarz
Niech będzie jedną z tych twarzy zobaczoną w chwili szczęścia
Niech to wspomnienie nie będzie się nadawało do zbrukania

Prośby, Prośby, Prośby
Idzie żebrak po prośbie i nie prosi, on o nic nie prosi
Ten człowiek niczego nie chce
Nie pragnie, no może tylko naszej śmierci, zemsty
A Ty moja miła, czy potrafisz naprawdę prosić
i wyrażać życzenia?
Czy masz pragnienia?
Czy przypadkiem nie posiadłaś mądrości?
Szkoda by było

Nie trzeba chcieć śmierci, trzeba chcieć cierpieć
trzeba chcieć żyć


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 13 august 2012

Blokada (drzazga)

To ma być wesołe, że jakiś facet mówi do mnie jak do kretyna?
Wszystko tkwi we mnie? Wszystko tkwi na zewnątrz?
Gdzie jest drzazga. No we mnie. Gdzieżby. Ale dlaczego tkwi.
Dlaczego jej nie wyjmuję. Skąd się wzięła. Ze mnie, czy z poza mnie.
Tak i tak.
Nie, to naprawdę nic nie pomaga.
Powinienem wyśpiewać wszystkie swoje potrzeby, o których milczę.

Witaj maszyno szczera
moja młodzieńcza depresjo
ludzie i pająki
wspólnie sobie ustalali obyczaje, powtarzali się wciąż, bo byli niechętni
pracy zapamiętywania, bo to jest blokada


number of comments: 4 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 13 august 2012

Niewidoczny brak... Pamiętnik Mordercy Życiorys... w ogniu rodzi się moja... śmiech Mefistofelesa...

Niewidoczny brak wód

Piękne są  ptaki o wschodzie księżyca. Wieczne są barwy naszych snów. Miły jest spokojny dzień i zakorzenienie. Brak zbędnych słów, tylko te najpotrzebniejsze: ” Kocham cię, pomóc ci?’’ itd. Także sztuka. Ale wszystko na spokojnie. Uciekłem wnet stamtąd. Ale przecież chyba nie miałem racji.
Potem szukałem odpoczynku. Długo, starannie układałem się do snu. Pisałem pamiętniki z podróży. Wynajęli mnie aniołowie bym nosił ludziom łzy. Wnet to porzuciłem.
Potem byłem adeptem sztuki. Spijałem łzy i krew z ciała Chrystusa. Biegałem za nim po polach. Ale Bóg okazał się być  gnijącym kawałem mięsa. Tylko jego ryk przez wieki jeszcze po jego śmierci biegł za mną po łąkach, tych pełnych beztroski łąkach z dzieciństwa.
Ale teraz śmiech, teraz nic. Rzeczywistości na zawsze cię porzucam, nie chce cię już znać. Zresztą ja nie wiem , co to jest rzeczywistość. Będę chwytał sny.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 august 2012

Dojrzałość

Nigdy nie będę miał wieku
Jestem wieczny
Nigdy  już nie będę stary, nie poznam życia
Wieczny szczeniak

Ale także ponure myśli
niespodziewane
w bezczasie, w głowie mi się roją
Myśli o śmierci, stracie ojca, wojnie
błyskawicach rakiet przecinających niebo
wiecznej monotonnej równinie bez końca
rzeczywistości co jest jak smród, od którego trzeba uciekać
gdy rozrzednie opar snów
Niepewności Boga

Jestem więc stary
Ale jestem też dzieckiem
Dziękuję Ci Losie za ten nieokreślony wiek
Za nieśmiertelność
Mogę przemawiać do wszystkich
Bo naprawdę ja już się nie zmienię !


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 august 2012

W węźle

co chwilę spryskiwanie się wodą lub jej unikanie
raj utracony w bieli, spokój, pustka
oczyszczanie z bieli
zapadnia
podpieranie ścian

życie to głód życia
muszla wypełniona oceanem

zrywam w kółko obręcze
co na skroniach zakłada wiatr

przez most dążę
i w jaskini siedzę

wyciągnięte ręce modlitwy
to przedłużenie wycia wilka i konwulsji plazmy

okręgami studni przygnieciony wzrok
pijawki myśli na ciele
sprawdzanie stanu bielizny, pościeli
to pewnie nerwy się poplątały i zgubiły wątek
cięciwy gotowe wystrzelić w noc

w węźle duszy
nocy i płomienia, wrzasku i cienia, rzeki i lata, matki i kata
wina i przeciągu, gniewu i pociągu
kości i wiatru
w uścisku, w przeplocie, w locie
w przejściu

wasze ścieżki i moje skrzyżowały się
pośrodku tej figury tkwię ja

nad pustym brzuchem gitary
wyrzucającym dźwięk przy szarpaniu owych strun

aż pudło rezonansowe gitary serca przemówi -
życie jest przedłużonym umieraniem


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 11 august 2012

Zawód poety

Poeta w bezsensie pichci sens,
swoją rozpacz podaje na półmisku.
Potem płacą mu za to, czuje się normalny,
jakby to było wytwarzanie jakichś nakrętek,
części maszyn. I tym to jest, ale...
I potem pan doktor od poezji
wkrada się do łask bezdusznego urządzenia
tego świata, ze skłócenia z którym
narodziła się jego twórczość.
Jego rozpacz już nie jest rozpaczą,
jest już poezją i teraz wystawia ją na sprzedaż,
jak towar, chucha na nią, by się podobała,
była jak najbardziej głęboka i piękna.
Ale to jest już martwe. Taki poeta zdradził ludzi,
zdradził siebie, swoje cierpienie.

Nie jest grzechem czuć się lepszym,
grzechem jest tego nie mówić ludziom.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 11 august 2012

Rycerze świtu

To życie to krwawy korpus bojowy
legendarnej armii
Owieczki niewinne wiedzie na zatracenie
spokojna rzeczka wśród palm płynąca
szamotanina z własnym cieniem, wspomnieniem
i duszność i zamknięcie
To ułuda myśli o niej na palu, o jej rumieńcach
to mgła opadająca z pola widzenia
odsłaniająca  baterie, poranione działa, perspektywy
kości przejechanych pijaków, szkła, rozbite samochody
i jej uśmiech drogi
O jak grzeje mnie myśl o niej, jej obraz
wypełnia pustkę od dni paru
Kruki kołują nad równiną
podróżnicy podpalają lonty
Rycerze świtu obudzili się w oddali
pozakrywali oczy na czerń nocy
na łachmany na ulicach
na opuszczone zgwałcone armaty
na pustych chłopców i głuche dziewczęta
na zaciskająca się obręcze na skroniach
na zgniłe odpadki sensu i kukurydzy
odwrócili oczy i pędzą
rozpatrzeni w muzykę ze swych głów
zanurzeni w głuchoniemość
Trud rozpoznania rysów rzeczywistości już ich nie dotyczy
Orfeusz w piekle
Gdy nie mogę się ruszyć, to wspomnienie poprzednich wiosen
utwierdza w niemocy
Już kończy się maj
bunt świtu po nocy
rozdeptane robaki
dzień przetacza się srogi po zaułkach miasta
przez głowy pijaków
od rana do nocy
Zanurzam się w jej ciepło
to niezbędna dawka 
to nowy narkotyk, może to nie narkotyk
Ona się nie dowie, nikt się nie dowie
Kurwa, chciałbym ją dotykać, pieścić
Z myśli o trupach i potykającej się aktywności
do łagodnej rzeki, spokojnej czy burzliwej
nieważne, ważne że niezakłóconej


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 10 august 2012

Do śniącego

Bolesne przebudzenia ze snów bardziej pięknych i realnych niż życie

Spójrz wbity w poduszki. Oto słońce,
a ty jesteś martwy, milczysz
śpisz i śnisz piękny sen o lecie
pogrążony w nim całym sercem
Martwisz się, że cień gór na jeziorze
stoki, mały pełny ryneczek, karczma
rzeka, śluza, wędki, butelka wina
dziewczyny w krótkich sukienkach
ciała, które jestem gotowy zaczepiać
ciała gotowość na życie
zostaną stłamszone po przebudzeniu
Usłysz, to wiosna woła mnie
słyszę ptaki co śpiewają dla sztuki
by torturować nienarodzonych aniołów
Chcę wieść życie anielskie
Anioły są pierwsze, dopiero zawiedzione
zamieniają się w demony


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 10 august 2012

Maczuga i dalsze urojenia

to będzie moja wirująca maczuga
sto świec wbitych w gniazdo os
zasklepia otwory, dopala się
do góry nogami płonąc i po bokach
ruch ognia w kierunku centrum, dymu do góry
stearyna kapie i czego nie porwie otchłań
będzie uchwytem

wieczorem, którego nie było
odcina się nerwowe napięcie pomiędzy mózgiem
a ciałem krystalicznym skrępowanego zwierzęcia

nicość wypełnia przestrzeń
znikają sieci i powietrzne korytarze
nie gram w cygana z fatum którego nie ma

na 10 piętrze Pan Bóg rozdaje autografy

rano buduję co minutę od nowa swój wizerunek
z okruszyn chleba, drobin żalu, pyłu spojrzeń
łyków piwa
akwamaryny sensu i kukurydzy

wraz z prehistorią brzozy i jej polifonią

rusza maszyna, osy, windy i wiertarki dnia
z morza wynurza się Wielka Ośmiornica
i chwyta lecący samolot

ciąg dalszy nastąpi


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 9 august 2012

Gospody płaczu

świty szaleństwa
gospody płaczu, opatrznościowi dziadowie i dziewczęta

ptaki, które znają twoje myśli o poranku
i płaczą z tobą aleje

w ciebie biegną labirynty, wschody i zachody słońc
- gdzieś na stronie zgubiłem magiczny klucz do mojego życia -

wiosna, która błądzi z tobą po strychu
i odkurza bruzdy obrazów

szukamy, na pewno widzieliśmy coś
co umknęło naszej uwadze
a było dowodem na istnienie Boga
- pragnę poznać tą Prawdę -

pociągi lipca gnają przyprószone kwieciem akacji
żyją
nigdy się nie zestarzeją

wszyscy bliscy już w nich są
i z dziś i z wczoraj i z jutra
i ze snu i z jawy


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 9 august 2012

Łabędzie

wielkie białe ptaki na horyzoncie nadziei!
zstąpcie spłyńcie na moje powieki
niech zamkną się podwoje szaleństwa
na wieki

swoimi litościwymi dłońmi
przybijcie mnie do krzyża cierpienia
ciosem w kark przerwijcie, z błyskiem litości w oku
agonie nic nie rozumiejącego

szyją wygiętą w uroczy łuk
białością skrzydlatych ramion
bezwzględnością ruchów
bezlitością dzioba
wężowym sykiem nagiej szyi
spojrzeniem podkrążonych oczu -

nic do mnie nie mówicie i nic do mnie nie mówiłyście?


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 8 august 2012

Lot otwartej agrafki we śnie

nad płaszczyzną świateł w owym mieście
błyskawica
lotem jaskółczym przemykam
wchłonięty

gromadami snują się przechodnie
degenerują w grupkach na podwórkach
ukulturalniają w lożach i na sofach
bomb snu w dole mało
piękne jest miasto
obce

zamykam oczy we śnie
głowę porwał jastrząb
nogi pląsają daleko
gdy ołów walczy z jastrzębiem o głowę
niech zapłonie stos
gdzieś tak głęboko jak na szczycie góry

otwartej agrafki lot
samoloty i pociągi
przez ludne wolne przestrzenie
drzazga
maczuga
lot

Książe obudzony obrotami Ziemi
udał się na bal
otwiera spuszcza nad miastem
z żołądka i głowy przemienionej
lecą cienie
flaki
bomby
łączy się ze snami mieszkańców

nie wiadomo czego chcą burze błyskawice
wiatry deszcze śniegi
sny


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 7 august 2012

Przystań

przystań na rogu
w niewyjaśnionym zamiarze
przy ich milczącym współudziale

bezwolne
powiew unoszący rzeczy
w pytającej, chłodnej ciszy

czy ktoś za tym stoi?
zapytać to zniszczyć magię

ku przystani przepaści


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 6 august 2012

Zagubiona polana

biją dzwony, dzisiaj wszystko ma znaczenie
wzywają do radosnego poznania Boga
co się z tobą dzieje?
dlaczego nie pomagasz ludziom?
wstań, na raz!

ja się nie żalę, bo kocham życie, ale...
może wszystko jest radosnym misterium
może właśnie kapłan odprawia mszę, gdy ja się zamyśliłem...
wiem jak wielkie to bluźnierstwo
stary przyjaciel podaje rękę

na polanie księżycowej byłem i nie
na polanie ze snu -
milczącej, żyjącej, oddychającej, mówiącej inaczej
zagubionej i odnalezionej ponownie
cisza, księżyc śle promienie
to ja

sam słuchałem mszy
potok przeciął jej ciało
rozbił na tysiąc kawałków promienie księżyca
z lasu wyszedł wilk
czekałem na niego
ma mi coś ważnego do powiedzenia

to ja
tak mówi do mnie wszystko
krety wychylają łebki z ziemi
ptaki milczą
świat nieobojętny

zagubiona polana
przez wszystkich zbrukana
leży pokonana -

To śmietnisko

-

- Pomóż mi doktorze.
- Zresztą nie. - To ja powinienem pomóc Tobie.


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 5 august 2012

Ośmiornica

Mam w sobie wroga z wijącymi się mackami.

Ten dzień wyciąga po mnie palące łapska co minutę,
a więc lawiruję, a korytarzem co nie ma wyjścia biegnie młodość,
roześmiana bryła głosów chłopców i dziewcząt,
otwarła drzwi i wypadła na słońce...
Jak zwykle senna ściana przyparła mnie do muru, coś mnie pochwyciło
i wciąga do ściany, gdy biegłem za tatą ciemnym korytarzem...
Czekam na prześwietlenie głowy, które znowu niczego nie wykaże,
nie może wykazać.

A moja młodość błąka się wciąż w tym korytarzu,
gdy czekam tu przygłuchy na Lekarza.


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 28 july 2012

Wszystko jest ciągłością

Wszystko jest ciągłością
prosta linia, biegnijmy wraz z nią, linia której nie ma
wnętrza głów, tutaj zima, mróz, odchody na trawie
Może to nie musi być linia prosta cały czas, wystarczy że przecina na wylot
Umarłem, zniknął sen, zabiła go dziwka i zabił go rój wieprzy udających ludzi

ciało modli się do księżyca, liście spadając potrącają struny liry
dziwka na obramowaniu w futrze, ani sublimuje, ani nic - takie coś w istocie
albo wokół istoty - takie prawo pustki, pasożytnictwo
czysta pięta depcze węża, twarz wyraża spokój
ale wszystko jest ciągłością
i dlatego potrzebne są rytuały przejścia

byłem dzieckiem, miałem myśl, miałem wilgotne ręce i strach przed Bogiem,
a także ból, wyrzuty za zawody poczynione starszym
i ponure wieże, na które się wspinałem dla rozkoszy
wygarbowana skóra ducha, ulotnił się przodek
czarno - czerwona szachownica
Jest też rudy włos u innych, jest ręka Ojca w trzewiach
Ja zniknąłem

poskładać to lustro, by znów niewolnicy nosili wodę w Egipcie mych myśli
przerwane studia nad nieśmiertelnością duszy, ucieczka ciała bez snu
kosmici wysłali informację - Uwolnić Erosa
w zakładzie dla obłąkanych Nowy Chrystus został uśpiony
a wszystko jest ciągłością

lata szczęścia w lata smutku przechodzą faraonie, pył po ziemi, nowa Ziemia,
dzieci na huśtawkach, pusty plac, łąka - nic się nie bój -
tu pająki przyjaciele na szmacie w łazience i na ścianach rozpinają sieci gwiezdne,
w których nie doświadczymy kary zbawienia, łapią innych w nie nie wpadając
niedosięgnięte niczym drobiny bez poezji

potem maszyna się wspina, ruch metaliczny - użyteczny - nieużyteczne obudzenie, dalej...
niewiasta marzy o dziecku, ucho wypuszcza mnie w mrok nocy, listowie drzew szemrze
- wszystko jest ciągłością

potem szereg głów z myślami i szereg atmosfer w domach
anioły Wendersa mają szerszy ogląd, Lucyfer strącony na kolejną planetę
ścierwo znów, znów twarz dziecka, znów twarz kobiety
sceny seksu, znów konający
wszystko jest ciągłością

potężna symfonia śmierci i życia
handel energią, walka, a w tym wszystkim ciągłość -
pocieszenie dla filozofa widzącego wielkie koła
w dół i w górę
nic nie umiera w ciągłości
bez zarysów nagłe przejścia

przerażający inny wszechświat - nie - niemożliwe
to tylko trup psa na łące w lecie

-

miłość stapiająca wszystko za sobą, nienawiść stapiająca anioły i demony w jedno
śmierć i życie, rozpacz i radość, czystość i brud, wszystko ma jakieś ciało
kłamstwo jest najczęściej maską żarłocznego egoizmu
prawda to czasem czyste okrucieństwo, miłosne uniesienie na skrzydłach
dobro to czystość, czy kłamie, czy nie
prawda to wnętrze

purytanie przegrali, wszystkie rzeczy przechodzą łagodnie w siebie
sąsiedztwo bez świadomości, sąsiedztwo, które nas zjada,
w które chcę się zapaść, w którym moja dusza zamieszka, w której przetrwam
mocą marzeń i energią atomów
wraz z resztą
muszę wierzyć w jakąś nieśmiertelność

-

myśli są wnętrzem, myśli są prawdziwe
ciało ma ustalony zakres kompatybilności z myślą
u dziecka jest właściwie równoważność
wyraz jest bezpośredni, niezafałszowany
na początku nie szuka się granic
nie dyskutuje nad pierwszeństwem akcji i reakcji
organizmu i środowiska, myśli i ciała

myśl wyraża się poprzez ciało w reakcji na bodziec lub odgórnie
każdy z nas pamięta, każdy powoli staje się aktorem
ciało służy maskowaniu
czasem myśl maskujemy inną myślą, przed sobą, przed innymi,
czasem myśl wirus maskuje się przed nami,
środowisko naciska cały czas, a my już niczego nie wiemy - to cudowne -
a przecież myśli są niejednorodne, dlatego ciało to z czasem wielkie kłamstwo,
wielki labirynt - im dalej od pierwszego nieświadomego zetknięcia
myśli i środka wyrazu (mieszkania),
a obu ze środowiskiem zewnętrznym (światem, łonem)

maski teatru japońskiego Kabuki wywlekają te pierwsze uczucia
pewnie jest też tam maska Kłamcy, jedyna maska wśród masek
chyba najbardziej obleśna, złożona, zagmatwana, cielesna, nienawistna i wielowarstwowa
kłamstwo też ma swoją prawdę

a jeśli każdy myślogest zapisuje się w pamięci po to byśmy tam sięgali, grali
żyjemy pamięcią i tylko pamięcią
przecież już dzieci mają pamięć gatunkową organizmu zanim wykształcą osobistą,
zanim będą odgórnie sobą kierować
może nawet to pamięć żywej materii
jesteśmy młodsi od robaków, mamy mózgi złożone, ale przecież wszystkiego z ery nędzy i mroku nie zapomnieliśmy
ale na szczęście jest też uśmiech dziecka, nowa karta

-

Więc pamiętasz - to twój bunt, to twoja ciągłość,
przywiązanie do dawnej bezpośredniości, dostęp do prawdy szczęścia
Jestem aktorem Jestem Rycerzem Pamięci
pierwszego zetknięcia, marzeń, gestów
Jestem niewolnikiem pierwszych zachwytów
Jestem wierny

Nie chcesz zgwałcić Czasu i Zmian, ale nic na to nie poradzisz
że stałeś się Rycerzem Pamięci
W ciągłości drzemie anioł, w końcu Ciągłość to Pamięć, ale też Wyróżnienie
Zaufaj życiowej sile
Nie pozwólmy umrzeć pięknym gestom
Niech się odbijają w jakichkolwiek zwierciadłach
Może to nienadaremnie

Moje ciało chce pomagać
Moje ciało chce pomocy


number of comments: 5 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 july 2012

Przedświt

zjawiły się na ściółce punkty światła
w prześwitach listowia na ciemnej leśnej drodze
wiodącej do chaty z dziada pradziada niezamieszkanej
do zbiegu moich czucio-myślo-wrażeń i świata

w kulach światła leżą Angeliki i Bradamanty
ni kobiety ni mężczyźni ni dzieci - istoty
w kokonach embriony ciasno skurczone śpiące
muzyka cichych szepczących organów nie budzi a dociera
do duszy

dusza komunikuje się z aurą a aura udziela jej siebie
wzajemnie się sprzęgają w miejsce, kontakt mistyczny,
mimowolny, wzniosły
jest cicha godzina, wszystko na granicy
dzienni nie powstali, nocni się położyli, rozejm

dwie, sto armii uszanowało godzinę świtu
płyną kokony światła z ciałami dziewic, w bluszczach, jaszczurkach
igliwiach, roślinnych i martwych przedmiotach i żywych
połączonych mistycznie, bez słów i ciał

czy to istnieje? czy wyobraźnia wnika w promień czy
promień wnika w wyobraźnie? obrazy senne
tworzą się gdzieś poza granicami
wielkość nie istnieje, odległość nie istnieje

to drżące pyłki treści, ozdrowienie i nasycenie
nie jestem sam, oczy wyciskają swoją wolę
ktoś ukradł mi energię, byłem słaby
muszę powstać, mam szczere zamiary i swój prawdziwy kształt

jem te kule, wchodzę w te kule
dusza nie zna granic
z Syna na Ojca odzyskany wzrok
czekająca obecność samotnej głuszy
teraz jestem częścią tego miejsca


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 17 july 2012

Wyróżnienie miłości (mydło)

"Cóż to znaczy,
Gdy jesteś tutaj..."

Ale spanie jest ważne zawsze,
I jedzenie, a już picie to dopiero.
A brudny kochanek, któż to widział,
A więc mydło też jest potrzebne.

Tak, ale o tym się nie myśli,
Gdy się jest zakochanym -
No wiem, że dla ukochanego lub kochanka
Bardzo się czyścimy, ale o tym nie myślimy -

Chociaż dlaczego nie miało by się o tym myśleć
I organizować całego życia po dostąpieniu
Wyróżnienia miłości, w miłości,
Przez miłość, dla miłości...

Od pyłku do gór, wszystko,
Bo nawyki się przenoszą
Na bazie przyjemności.

Na delikatnym płynie do prania "dreft" obrazek
Matki świętej i czyściutkiego niemowlęcia
W żółtym kaftaniku.

Namydlam długo ciało kobiety
I mam z tego przyjemność.

Jezus bierze chrzest.
Jezus daje chrzest.

Małpki się iskają.
Papużki się skubią.

Proszę się umyć przed jedzeniem, po jedzeniu,
Przed miłością, po miłości,
Przed śmiercią i po śmierci.

Może kochać to być czystym, świeżym,
Chłonnym jak gąbka.
Bez tego i miłości i rozkoszy zbraknie.
Gdy się dba o siebie i o innych
To jest prawdziwa miłość.

Świata można nie rozumieć,
Ale trzeba się tak odnosić do Niego
Jak ukochany z kochankiem do siebie.
Tak trzeba o Niego i o siebie dbać.
Upiększać się wzajemnie.
Przymierzać suknie na czystą duszę.
Powinno nam zależeć.

Gdy już jesteśmy sami i nie ma z nikim kontaktu, to myć nam się nie chce, dbać o siebie, bez przyjemności nawyk zanika, bez tej miłości - aktu dbania o nas, o kogoś - znika życie. Gdy uważam się za zero.
Nie wiem czy rozum to jest zło, czy uczucia - i to jest potrzebne by być i to. Czasem i uczucia odzielają nas od kogoś (prezerwatywa uczuć).
Mój nawyk został przeniesiony. I z uczuciami raz walczyłem, raz z książkami, raz z mędrcami, raz z tym, raz z owym by ten kontakt powrócił.
Myłem się, oj myłem i nadal uprawiam mycie bez kontaktu, bez miłości, choć mniej.
Jak tego zaniecham to znak, że można mnie dobić.
Dopowiem jeszcze, że kiedy czasem głaszczę się po głowie wieczorem przed zaśnięciem to robię to jak mama i czuję jej obecność.
A może to żona mnie pogłaszcze czasem.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 17 july 2012

W jutrzence

noc ze śmiercią życie pożera
słodki biznes się rozpościera
diabel szuka świata
ból rodzenia w nicość ulata

wchodzą miłośnie w uda rodziny ogni
śmiechy na łąkach chęci zatraty
szybują, rezygnują, jedzą, myślą, czują
do wyjścia żeglują

głód spina się ku granicom
ku odległościom i namiętnościom
odnajdzie łania drogę do nieba
dziecku i psu rękę podać trzeba

w środku na szczycie dogania nas małość gór
dumny silny samotnik dokonuje cudu

mimowolne ruchy warg na widok lodów
pająk głodu powstałych z martwych
każdej duszy podróż ku gwiazdom
złożone ręce prośby modlitwy szczęścia
rozpaczy rozmowy
zużywanie się wszystkiego
nawet życia wolnego
pająk światła gnije
życie osiada na wolnych orbitach

kształt butelki to głód wody
życie to głód życia
ciała to przygody,
wody, ognia głody,
które pożerają mnie, aż zanikam,
gdy ich sens się urzeczywistnia
tylko dzięki mnie

muszla wypełniona oceanem
ciemne zasklepienia bólu hostii świętej
gnicie czystości w mym sercu
sen przeprowadza
bezpiecznie ku oczom dnia

zgarniam surowe blizny oczami dniem nocą
wylęknione zwęglone wylęgnięte
w mglistą wilgoć
w ślad za uciekającym dniem
za jutrzenką z nocy gnicia dążę
w poranne mgły szczęścia

ludzie nie są całkiem przezroczyści
to magazynki kilku naboi
filtry do kawy czarnej nocy
samobójcy zabójcy ofiary i święte krowy
ukształtowane raz na wieczność
na końcu trzeba rzucić się w otchłań
bo koło wiecznego powrotu jest ogromne
odnawia się pająk światła i głodu
po platońskim roku

przez te rury mkną demony
dzieci przyciskały sobie płuca
i tak zobaczyłem śnieżenie wieczności

koła się toczą, zdobyte punkty wyjścia poza
opuszczanie koła za kołem, ta jedna myśl to tyczka
wędrowiec, koło najszersze
mediator przepaści, pokonanie bólu
wirus zdrowia, madiator pomocy

Ale i tak wszystko należy do rzek
i przyszłości...

na końcu DNA w Robocopie
wyruszy w kosmos z Księgą Żywych i Umarłych
by doskonalić się wśród istot niemarnych


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 6 july 2012

Na oślep

jak biec to tylko na oślep

kochać wiatr
nie widząc granic
tylko czując

bo tylko tak drży ziemia
i płynie krew
z przepaści zakrytej zasłoną

na oślep do końca bez końca
w rozmiary ogromne

w zanik i wściekłość absolutne
do mgły do wolności śmierci
i do zmartwychwstania

bez planów płynie rzeka
bez celu grzmi
bezinteresownie matka karmi dziecko
bez lęku wojownik uczestniczy w bitwie
bez sensu pisze się wiersz

i krzyż nas znajduje na oślep
i piękno którego dotykamy
i czyste - nieprzefiltrowane...
a szczęście i rozkosz to błędni rycerze moi

oplata bluszcz bramy cmentarzy
w zwierzętach wypala się święty ogień
żeglarze szukali nowych lądów i dni
żyli w rozmowie z bezkresem pragnień
z pełnią Boga na pustyni życia

trzeba w zawikłaniach
wzajemnych ukąszeń zwolnień
przeniknięć pozostać otwartym
na nieskończoność

posłuszeństwo to wolność absolutna
szalona mądrość

wojny są bezkresnym wrzynaniem się w siebie
opór podnieca
lecz lęk pęta

jak bać się to tylko
w oazach ostrożności
tam śmierć pożera od wewnątrz
nosi naszą twarz
niewidomi składają się w ofierze
bóstwom przerażenia

a ja chcę jak ogier biec w step
jak żyła złotej krwi
torować sobie przejście

zewsząd tutaj
i dalej przed siebie
potrącając o strunę którą jestem

bezinteresownie to na oślep
jak dziecko


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 22 june 2012

Zaświaty

wszedłem w krople
wniknęłam w modlitwę nieba
pod rozpostartym niebem rozpostarte chwile Ziemi
krótkie urywane oddechy pcheł i pająków
oddechy pantofelków i wierszy
dywany łąk i miast

..i nagle spada deszcz i nagle spada światło
przez 5 miliardów lat
to marzenie błękitów i szczęście wielkiego wachlarza smutków

młodzi Bogowie wypierający starych
Bogowie życia prawdziwego, wydostającego się z kiełków pszenicy
z bagien, krzyków konania i z pustyń

kiedyś sen tych miliardów dotrze do kresu
może do celu
a może celu i kresu nie będzie dla tej pieśni
tego omdlewania tej rezygnacji tej walki
dla życia - tej słabości

dusze żyją w wodzie, w skale, w ziemi
ognie - ogień więc jest Ojcem
wędrówka ogni

duszne pokoje wpadają w piekła i nieba
i odnajdują się po wiekach pod tym samym parasolem nad morzem
w rękach się trzymając i oczami głaszcząc
uszami, mackami, skafandrami
oddechami myślami aurami.. nogami
obejmując

zawsze jakieś odległe wspomnienie
zabłyśnie w ruchu formie poznaniu

sądy zmartwychwstania ukrzyżowania i bachanalia
akty strzeliste nienawiści i miłości
okrągłości upadłe wschodu
medytacje wyjścia medytacje wejścia
spłoszone światy
echa
odbicia
korespondują
marzą..


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 june 2012

Zasada pragmatyczna

Żeby skończyć ostatecznie
to wiele jest zagadnień co trzeba wyśnić
przetrawić rozwiązać
ale jeśli zajmujemy się nimi w oddaleniu od praktyki
znika jakikolwiek sens życia
na cóż rozwiązywać coś jeśli nie przyda się w życiu
nie pomoże zdobyć obiektów pragnień
Tak, dopóki toczy się gra i my w niej gramy o coś z życiem
nasze życie ma sens
Jeśli nie można użyć tego co się śni, przemyśliwa,
rozwiązuje - zanika rozwiązywanie, myśl, sen
Bo po co?
Zasada: pragmatyzm określa sens życia
sens marzeń to widok na ich realizację
grozi gorycz, cała sfera problemów zastępczych
diety, psychoanalitycy, modlitwy
wybaczanie i proszenie o wybaczenie
I co z tego jeśli nie można przez to tak naprawdę
dorwać się do życia
Grozi gorycz jeśli takie praktyki życia wewnętrznego i zewnętrznego
jeśli nasze sny
nie dają się użyć
Śmierć nie przekreśla sensu Mówię to z prostotą
Mi wystarcza że sny się ziszczą w połowie
Więc cóż śmierć Jest spełnienie doczesne i koniec
Dla mnie to ma sens chociaż może jest bez sensu
Tak że ze śmiercią sobie poradzę
Ale ze ścianą niemocy nie.


number of comments: 4 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 16 june 2012

Bunt demona (kot nicości)

jezioro nie obejmuje mnie delikatnie
drogi się rozmgliły

mój demon obudzony nie ścierpi dłużej buntu
nie ścierpi dłużej pokory

wspominania wątpienia
wybór bez nazw wybór niewyboru

-

przybity przez siebie samego
kontemplować chce ogólne zarysy piękna

już kiedyś świadomość uwolniła się z tej klatki
przez dowcip okrucieństwo ciekawość i szalone piękne łzy

jak się przezwyciężę by żyć jeśli nie mam w swej naturze przezwyciężeń
jak się sprężę do śmiechów

-

wojna u podstaw
wybuch daje się słyszeć przez całą drogę smutku i radości

od węzłów i rozlewisk trzeba odejść by stawić czoła swemu końcowi
i żadna mądrość nie znaczy tu nic

skurczone ciałka giną
pożerane żywcem przez kota nicości

-

demonie mój kochany
dzisiaj wczoraj odkryty albo w dziecinnym pokoju
gdy oczy pełzały po przedmiotach konstytuujących moje ludzkie ja

dlaczegóż nie porwały mnie wilki
piaskuny, niedźwiedzie, Bóg
gdy jeszcze nie było za późno

pójdę na pomost dużo ciał
płomienie słońca
uśmiech nie dla mnie przechwycony w locie


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 15 june 2012

Cmentarze zwierząt (martwe życie)

naturalnie czyli w wolności przekroczyć granicę jak martwy lub słaby posłuszny prawu pyłek
żywa jest śmierć w liściach i ludziach pokornego serca
śmiech dziecka i prukanie przez sen starca to natura
ucieczka gazeli z miejsca zbrodni i jak stado zabiega drogę jednemu ze skazańców
i te jego wołania w pustkę...
i te odpowiedzi narcyzów pochylonych nad potokiem

nadnaturalny horror w naturze - człowiek
śpiący i martwy daje się prowadzić, ufa, o nic nie pyta
idzie tak samo za samicą jak promieniem księżyca - dlaczego? -
takie są tunele zmysłów

zagrzebani w ciele żywego trupa, pomieszani ze sobą
nadzy pod prysznicem godzinami pieszcząc swoje ciała
odzyskujemy utracone ja, z którym nic nie można zrobić
oprócz przypomnienia marzenia nasienia o kochankach
- z czego kiedyś były przygody, zachwyt i przyrost żywej masy -
na pustej widowni idei tej kultury
stając się coraz pustszym i pokornym
nie potrzebując już żadnej widowni oprócz Lustra

ciało pod prysznicem, ubranie na łóżku
broda do ogolenia, tłuszcz na brzuchu - atrybuty ja pozaprysznicowego czekają
teraz są tylko marzenia, czyste migawki ze świata snów
spływają z magazynu do butli

-

marynarz rzuca się na rejs, porzuca klatkę
w której otępiali tkwią i już całkiem naturalni... Zombi
prowadzeni za rękę przez strach i życzliwość sąsiadów
nie psychopatyczni i nie paranoidalni
takie osiedle otoczone przez wilki, ze swoimi obrońcami i wojskiem
niedługo - ci obrońcy i wojsko - oni jeszcze nie wiedzą co to znaczy
grunt utracić pod nogami - strefa mroku jest im obca -
są naturalni jak marynarz - marynarz umie się puścić

zwierzęta u wodopojów tęsknie zasypiają
mogą być takie bo już są przecież nieżywe
jak październikowa mgła połowiczne
ciągła graniczność

rozbudzona świadomość wypchnęła mnie
w sferę bezgraniczności - w sferę możliwości wszystkiego -
niebezpieczeństwa utraty tej resztki naturalności jaka ludziom została
żyję śmiercią pełnej świadomości bez posłusznych tuneli zmysłów
bez zdolności zapomnienia o starym płaczu nadaremności - Króla Leara, Niobe
to musiało się kiedyś zrodzić - Reanimator
"światło Bardo Chwili Śmierci"

brak uczuć, brak snu i głód trzewi
super chirurg racjonalista uśpił móżdżek i podwzgórze
rozkład nie jest przeszkodą
gnijąca forma życia opanowuje świat
w oczach żółte światło, w żyłach trupi jad
jedzą co wydalają, nie znają granic
robaki na nich żerują, robaki mają instynkt
żyją z gnicia, wiedzą czego im trzeba

w pomroce lasu odcięty żywy dwunożny stwór
chwyta dźwięk syren, być może "nie ma już świata"
być może spadły bomby, zaatakowały obce formy życia
albo wzburzone morze - Atlantyda

i jeszcze noc w której nie wiesz czy wstając
dojrzysz jezioro wody czy ognia, drzewa czy zombi
czy będziesz uciekał, chował się do dziupli, czy gonił
dziecko z siekierą by je pożreć - mity o tym opowiadały -
że wszystko może lec w gruzach - Apokalipsa

i ci zamknięci - oni są szaleńcami poza naturą
nie są prowadzeni, są rozbudzeni, przelała się czara
ludzkiej wytrzymałości, zgody na świat możliwości
wejścia do pracy czy wypadnięcia na rejs
wola bycia panem poza motywacjami
z daleka patrzący na kłótnie, wojny, miłości i siebie -
kroczący w martwym krzyku w bezkształt i zanik -
Hamlet, Makbet, Edyp, Mirosław z Lublińca

-

żywa śmierć to coś innego niż martwe życie
zachowana chronologia i bilans całości

dając się prowadzić śmierci żyją
umierają dając się prowadzić życiu
spokojne, poetyczne, martwe jak wiatr
żywe jak kamień, ze swymi kośćmi śniącymi sen
wierny, leczniczy, głęboki
już od początku

a my z naszą świadomością śmierci
nie umiemy umrzeć ani żyć
nie umiemy się dać prowadzić
wyrwani ze snu - taka natura czujna -
jak zające, płochliwa, rozpustna
żeglująca w ciała bez miłości
żądza doprowadzona do nudy i przesytu
lęk do odrętwienia obrazem
mającej nadejść zgnilizny i choroby
przesadzony człowiek

nie da się do nich zbliżyć - do Ludzi
bo gdy umierasz co dzień i wysyłasz SOS
to wszystko pozwala się omijać i omija się i ględzi
o wzajemnym zrozumieniu, tak wiele potrafią sobie nie dać
mierzą ci parametry życiowe, ale czytać z urządzeń dobrze nie umieją
i urządzenia mają do dupy
połowa ciebie czy trzy czwarte, i tak reszta może iść do pracy
i pozdrawiać się jak dobry trup z dobrym trupem
chociaż już nienawidzisz niektórych z nich

a wynaturzenie się z siebie marynarza
zatarasowanie przejść do jaskini
terapia przestrzenią
zmieszanie się z niebem
jej gnicie w moim sercu może powstrzyma...

...bo inaczej to chyba chce zostać Zombi


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 june 2012

Killswitch Engage

Ci którzy leżą w grobach
w studniach
oni kiedyś wstaną
oni podtrzymują świat
śnią
przechodzą drogę mistrza ran
w dół i do góry
z bólu narodzin do śmierci
i z powrotem

poznali cenę wstania
poznali ból rozstania z życiem
i powrotu do niego
za wszelką cenę
wampirycznie lub
osjanistycznie
iluzorycznie bądź podle

rzucając się w blask
w grób
w otchłań
w gnicie pod niebem usianym gwiazdami
wybrali czystość i żądzę
znajdą uchwyty
i kiedyś wstaną
jako samurajowie
wojownicy
skąpani w śmierci poza śmiercią
w życiu poza życiem


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Belamonte

Belamonte, 7 june 2012

Wszystko jest we wszystkim (stara umywalka)

Osa ma w sobie wściekłość słońca
Chwast mądrość węża
Jaszczurka złość ryby i przenikliwość powietrza
Ja mam wiarę przodków
Przodkowie ból końca świata
Poranki żal do Boga
Zmierzch nadzieję zmartwychwstania
Ropa energię starych drzew
Kopalnie rud wabiące głosy dla narodów

Narodziny i śmierć podają do nas swe twarze
Ręce modlitw konają co noc
Oczy mgławic plują nam w twarz

Bogacze utracili dobra w zamkach
Samotni są pełni przyjaciół oddanych wokół
Złość opuszcza ciało Wchodzi w osę
Dogania rącze jelenie i wraz z nimi
Odpiera ataki na cnotę rozwiązłą pięknej kurtyzany
Łani z ulicy przegranego życia
Bo oto atakują nauczyciele sędziowie moralni
I inne bestie

Z każdym słowem oddechem spojrzeniem
Wykrwawiał się coraz bardziej Ośmieszał
Kiedy myślał że realizuje swoje marzenia
Aż zasnął na dnie wulkanu
Znów od nowa dojrzewają nasiona krwi i chlorofilu
Zarodki mózgu i pieczary ożywione wilgocią
Miłosnego skurczu

Przedzieranie się energii przez świat na drugą stronę
Pomiędzy pustką skurczoną a pustką wolną
Paniką a orgazmem
Życiem a śmiercią
Głodem a sytością
Pomiędzy życiem w pałacu ojca a uśmiechem pod drzewem
Modlitwą w ogrodzie a zmartwychwstaniem
Wszystko zostało rozdane
Nic nie zostało utracone
Powrót córki marnotrawnej w bogactwa
Wracający z głodu miłości w pokorze po resztki
Dostająca wszystko

Nogi umyte w starej umywalce w ośrodku wczasowym
W górach nad morzem za pięćdziesiąt lat lub sto lat wstecz
Słodkie nogi Angeliki Odnaleziona książka z moimi wierszami
Zmartwychwstanie w aurze smutnego pięknem końca początku
Wśród śmiechów dzieci na koloniach
Wśród zmartwychwstałych
Dróg przejścia Róż
Skupisk wolnych fontann
Żywych muszli
Filtrów wszechświata
Znów


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 6 june 2012

Piosenka o teraz

starorzecza i wstęgi żywe ku źródłom biegnące
wczorajszy bieg rzek
wodospad jutra
rzeka nie zna swego wodospadu
zagubienie linii ręki w wieczorze
celu życia w podróży
spłoszone i skomplikowane bańki mydlane
zapach kwiatów których już nie ma
i wołania wieży radia
echa przyszłych zdarzeń, atom znikąd
zabłąkany wojny nowej śmiech
której jeszcze nie ma
i nie było

w teraz jest wszystko co było
i prawie wszystko co będzie
płynąc ku prawie
stajemy się prawie prawi

jednostka głupia i dołączona w klęsce do wieży
narody tworzy ślepe i przerażone
oprócz narodu wojny ze śmiercią
co mieszka w gniazdach ciepła
w bólu rusałek krzewiących sny zmarłych

najwyraźniej wole a raczej prawa nieba
widać w insektach a najmniej w istotach wrażliwych
chociaż tyrania ma w sobie coś boskiego
i sadyzm i masochizm

w sercach pokoje czułości i krzyże poświęceń
zbudował nowy nosiciel maski spokoju
nowe labirynty, zamknięci w przepływie krwi
prorocy mistrz bunt życia
miłości Bóg, wyrzutek, prawie wolny
musi i chce wrócić

w ptaszkach, delfinach, ludziach
skłonności altruistyczne
trud pomagania sobie i porozumiewania się
bo samemu źle, nie bo się opłaca
niebo się opłaca śmiercią dla życia

w teraz jest wszystko co było
i prawie wszystko co będzie
płynąc ku prawie
stajemy się prawie prawi


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 4 june 2012

Znikomość

tak się tylko przyglądam
kochają się od wczoraj, dziś zblakli
niezłe wzruszenie członka, ależ połączenie puzli
czułe słówka, zarobi na życie, ich domy się stykały
rodzice znali

pielgrzymki do świętych miejsc
tłumy na wybiegu
mozaiki to piramidy znużonych cywilizacji
motyle kwiaty - żeby się dobrze jadło
w lęku panicznym

połowa na wodzie, połowa w wodzie
wiatr deszcz śnieg w lędźwiach
zawiśnięcia w opadzie żagli
pochwalić się nowymi piersiami, "swoimi" piersiami
łapanie wiatru

przechodzą, obcierają krzesełka, wgniatają ziemię
na świątynnych kamieniach ślady łez
- Przygnębia mnie tłum. - "Przywiązujesz się do ludzi. "
tylko domki i leżaki są w tym trwałe
jak się skupić na kolejnej twarzy?
po co? utopić to w szklance
jutro będą szli znowu

- Ja nie wstaję.
- Trawienie zastąpiło dążenie.
nagły zryw do żagli
zachwyt kolorami zachodu
zryw i zachwyt
- Przecież płyniemy Razem.
drzeworyt radosny

Czy jego ostatnia droga też była taka?

- Tato, a on wziął Moją Kaczkę.
- Oddaj Jej Kaczkę.

Każdy mężczyzna musi mieć Swoją kobietę.
Każda kobieta musi mieć Swojegomężczyznę.

motylek, ważka, kafelek w ubikacji na wzór bizantyjski
winogrona pną się w górę, wzrost owocu
pochód rdzy i śmierci, pochód flaków wyrwanych rybom
co głosu nie mają jak dzieci i poeci

gdy skończy się urlop klatka się zamknie?
miłości tych ludzi to najgorsze klatki
myśl o śmierci na dobre zagnieżdżona
niektórzy nie wiedzą gdzie idą
potrzebni są organizatorzy wypoczynku

myśl o prawdziwej miłości wypierającej samotność
miłość wypiera sprawiedliwość i chaos
staruszka zdana na leżenie i opiekę
To jedno uczucie nowym Bogiem niech się staje.
Zrodzone we wspólnej walce Słowo.

Osiąść na jakimś kafelku, na źdźble trawy,
na cipce eksplodować, kulką Potockiego się bawić,
chwytać sny, może to sny chwytają sny
Może to przodkowie się powtarzają
może to fale się przelewają, a życia truchleją
i ludzie swe Dole urzeczywistniają
Nikt nie spocznie póki się nie zniszczy, nie zabije
nie ukryje pod powierzchnią, nie zaśnie w końcu
Stąd te pozdrowienia gwiezdne, mrówcze, kamienne
nie wiadomo kto do mnie kiwa i kto we mnie kiwa
ręką i komu, gest, sens gestu, chcenie, życie
Chcenia - oto cała marna mądrość.

A może to greccy Bogowie, ich dialog w nas,
życie uczuć i myśli - obiektywność psychiczna.

Ten co siedzi i się patrzy wcale jakoś bardziej nie jest.
Zawsze największą nocną rozpacz budziło we mnie to,
że nie mogę wziąść udziału w znikomości ruchu.

duchy rojów w zaświatach bliższych i dalszych
komunikacje komunie i święte wojny

Lekarze wyleczą nas ze wszystkiego.

żegluga ku końcu ja
w pełnie ja, w pełnie uśmiechu i wypukłości bioder
w pełnie śmierci
ciągle zrzucać skórę, maskę
jak z rana nocny strój
Tylko demony żyją naprawdę.
Stać się demonem.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 29 may 2012

Tajemnica

może kiedyś została mi przekazana tajemnica
wyszeptana i zdradzona liściom komuś czemuś
przez łzy przez siostrzyczkę
gdy o bramy bólu łamałem kości
szeleściło złoto w blasku ogniska
płynęło ciało przyszłości przyjaźni
łez i szczęścia
odparowanych śmierci duszy
obojętności i dumy
odpychających rąk i spojrzeń

uwolniona łabędzica
przyjaźń bez miejsca na Ziemi
miłość i zawód mojego taty
nie chcę pieniędzy, nie chcę od was niczego
nigdy nie złapie już nikogo za rękę
o pewnych rzeczach nie trzeba było śnić
tylko je robić
czekałem na start
pamięć ćwiczyłem od dzieciństwa
by sobie przypomnieć

słodki ciała jęk, syren nocnych zew
ogromu ból, wiosnę kolebki myśli
na Ziemi
pomiędzy liśćmi morzem fontanną i oczami
rozpięta tajemnica

odprężenia
pokochania się
przylgnięcia mchu
zamykania oczu
wygładzania twarzy
rysowania własnych kraterów na księżycu
linii papilarnych snów

życia


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 27 may 2012

Wąwóz Kryszny

ciągła świadomość
szukanie cieni, powiek, straty jej nieposiadania
zagubienie w aurze, florze, faunie
kształtach, przypomnieniach tej pierwszej

przewiny, ogromne perspektywy utraty
to posiadanie duszy
niewłaściwa droga szatana przez wieki
ciągnąca się wędrówka ludów
w bród przechodzenie, rzucanie się na dzidy, na potwora ze snu
mądrzy starcy głupi po latach zdobywania wiedzy i erudycji

to posiadanie duszy

zaklinacze węży
użytkownicy wioseł i rzęs
błądzące echa godziny jedności
wygnanie długie i przewrotne
niezużyte do końca namiętności
wygaszone
wypuszczone na wody, słowa, słońca
szeroka linia błękitu
i pigułka życia w Wąwozie Kryszny

to posiadanie duszy

strumienia starej liny
mieszkańca sensu w języku, w drodze
Boga, w prawie światów, w prawie kwiatów
w dalekościach, ale z nami ciągle, z winą, brakiem

to posiadanie duszy

przedłużam gesty węży, pająków, motyli
ubieram się
królowe na zakupach jaźni
łagodnie rządzą poddającymi się łagodnie
smutnie zarzucam ręce na poręcz
szal na bal, ucztę na śmierć
rozczarowanie na nic

to posiadanie duszy

inny świat, świat chcenia bycia przedłużeniem czyjejś woli
silniejszej i oczywistszej
i zawsze z boku, rozpatrywaniu prostoty męskiej negacji pozoru
na rzecz chłodnej analizy głębi przedmiotu, ha, ha
utraty wzroku, umożliwiających życie gwoździ
życie sworzni, żywoty pań swawolnych
żywoty słów z państwa idei bezcielesnych, nie...

to posiadanie duszy
jednak męczące i jednak ruchome
i nie czuję się jakoś, jakiś, jak
to moje posiadanie duszy
jak skowyt bez duszy
bo to skowyt nagiej duszy
maligna
no może i śpiew


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 21 may 2012

Powidoki

Przed zaśnięciem trzeba poszukać w głowie
- pustej ale jasnej - mniej znudzonych sobą obrazów
myśli nie o sobie
widoków pocztówkowych, ujęć przypadkowych
potężnych jak katedry, otwartych jak areny
miejsce gdzie usiadł motyl

Wracają i są głosami wołającymi na puszczy
- byle nie o sobie, to męczy i znów nie dyscyplinuje mięśni do wygodnej pozycji -
szczur szukający klatki
Okręt na mieliźnie jest lepszy
stary zamek, jak brat, lub "obcy, który czasem kocha cię nad brata"
drzewa, które szepczą nad rzeką
przepojone miejsca na ryby, nie tylko rybami
raczej zanikaniem, które nie jest śmiercią
"starzy żołnierze nie umierają, oni rozpływają się w nicość"

... Zostawiła mnie, bo jestem Nikim - ta i oni wszyscy
Cały świat wie, że jestem Nikim
Przekona się - ale to ja ją zostawiłem,
jest wredna, nieszczera, będę sławny, nie będę,
śmierć mnie dopada, O!, zaczęło się umieranie...

Wreszcie zasnąłem myśląc, a raczej widząc
swój bieg w pola z dzieciństwa
psa goniącego cień jastrzębia
Tak, tam było powiedziane, a...
No to teraz trzeba iść w te dale
w te pocztówki, obrazy, z filmów, książek
żeby zasnąć

Sen to zapomnienie o swym ja
Tchórzostwo to brak szacunku dla samego siebie
Zasypiając opuszczam się
ale nie pastwię nad sobą
jak szczur w klatce

Pewnego razu rzeka zasłoniła przede mną obcą osobę
i rozmawiałem z nim jak równy z równym
bo szum blask i zapatrzenie w spławik
sprawiły, że zostały tylko odezwania na odezwania
dorzucanie opowieści do legendy o Eldorado Ryb
cichych, wielkich, milczących
błyskawicznie atakujących, porywających...

My je wszystkie złapiemy...


number of comments: 3 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 20 may 2012

Strzała i tchórz

lęki odkształcają trajektorie dążeń
pustych do bezcelu wypuszczonych zwierząt
mrzonek zamarzniętych w bursztynowym oku
ciśnienia pochodzące z głębi, racjonalne i nieracjonalne
obrony przed rozsypką w pył podjęte przez nasze komórki
myśli wyciśnięte z mózgu szaleńca
dążącego do piękna spoczynku

sytuacja - rozdwojenie, ty przeczysz już sobie w sobie
tchórz w tobie dostaje spazmów, powstrzymuje torpedę
mknącą do przodu Angelikę
marę nocy, pociąg ku nieskończoności
ku miłości i radości, w tobie drzemią wątpliwości
obcych gości, podświadomości
co chce cię złapać za włosy, przytrzymać
byś nie atakował słońca nad grzbietem rekina
smutna dziewczyna

dlaczego nie dałeś krzyża, dlaczego
oni cię chronili z twierdzy
nie panujesz nad wyobraźnią
nie boisz się czegoś, boisz się o siebie,
więc boisz się niczego
złudy, to nie ty się boisz, to ty się boisz
nie dojdziesz do celu, nie postawisz jej drinka
Aids, mordobicie, wrażliwiec, asceta, pedał
papież, leń, Bóg, mięśnie, wyobraźnia
stwory z głębin

który z nich jest tobą, ten co dąży do czegoś
tylko On, tylko na nim trzeba się koncetrować
jego żywić złudzeniami
nurkiem nieskończoności jesteś
bratem zemsty
oszczepem wiary i namiętności
hartem wypuszczonym ze smyczy
cele są niejasne, ale dążenia do nich rzeczywiste
niczego nie wiesz, wiesz tylko że chcesz
siebie z czymś połączyć lub rozdzielić
strzała i tchórz, mgła...


number of comments: 4 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 17 may 2012

Silny

może oni kiedyś
postawią nowe granice
albo nauczą się żyć bezgranicznie

nie boli mnie tak jak kiedyś
brak prawdy
każdy przetrwać chce - stroje temu służą
naśladownictwo, udawanie, trochę miłość - to natura

istoty o których olśnień już miałem kilka, niewyczerpane
te co służą ciała estetyce, czyste dziwki
japońska sztuka kochania
zostaw na boku czułość, zawieś
Czy żeby dobrze zrobić stół potrzeba zasad moralnych?
Czy żeby dobrze użyć ciała potrzeba...

albo tchórz, wylewający się jad dominacji i odwetu
na chorej matce, ojcu, dziecku
w obliczu personifikacji niemocy
głowa w piasku, ucieczka
ale wstręt z dystansu pojęty i odczuty -
lęk przed lustrem pokonuje chęć spoglądania w nie

ja - zmęczony sobą tchórz transcendujący
człowieczeństwo to odwaga ujmowania się za skrzywdzonymi
zrozumienie konieczności poświęcenia
spalenia się by żyć, otwarcia by twierdza upadła
ten obrońca to tchórz, poddający się to eksperymentator
ruchomy cel, obraz rozbiegany
prawda każdej chwili
dziecko - człowiek w ruchu
kontrola z przepastnych głębin bożych
coś raz poznanego co rządzi - Belamonte -
stracony w ciężkiej chorobie
niestracony ideał w sercu i pamięci silnego
władca, wyniesiony ponad tłum
bezkrólewie to rozpad
on chciał tylko byś przedłożył ideę życia nad przetrwanie samych flaków i złudzeń
a raczej byś stale czuł i wiedział to co on
musisz się z nim zlać w jedno

rodzice ze snu patrzą smutno, gdy krzyczysz by dali ci klucz
do jakiegoś mieszkania
a ty już dawno się wyprowadziłeś
ale się nie wyprowadziłeś
nie poprzestawiałeś duchowo
słabi ludzie potrzebują kozłów ofiarnych i Bogów
muszą dać sobie klucz

uspokajasz się gdy wspominasz ich spojrzenie


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 14 may 2012

7. Zapatrzenie (oddalenie)

"Hej, miłego wieczoru
Na Jowisza to chyba jestem za cieńki
Już dawno przyciągnąłbym księżyc
Ja się nadaję na wpatrzone w księżyc oko
i głaszczące go promienie
Na wilka i lunatyka
księżycowego błazna
wpatrzonego w lunetę"
Na opłacanie, na branzlowanie
niedokończenie
na małżeństwo

bo na pełny cykl, obieg wokół Słońca mnie nie stać
tylko zastępowalne chwile i przedmioty, udawanie
rozmarzenia, przypomnienia, zapatrzenia w podobieństwa
bo znalazłem się na zewnątrz strumienia

Wejście było by życiem, którego objawialne rekwizyty przewidywalne ogólnie
zjawiały by się nieprzewidywalnie w szczegółach, nagle: dziecko, kłótnia, pies, dom
rzeczpospolita boska
Ale mnie wyrzuca, wyrzuciło, wyrzucili, wyrzuciłem się - nie wiem

Może nadzieja na romans z nikąd -
został przecięty węzęł gordyjski mojej czterdziestki
gotowość w niegotowości osiągnąłem -
Może jakoś inaczej - ja jestem raczej sympatyczny, są prace codzienne
są zżycia z czasem, z ludźmi, z przyrodą...


Może kiedyś się okaże, że ja w tym jestem, że w ruchu gwiazd, wody, ognia, roślin
i w rozkoszy bliskości autentycznej z kobietą też uczestniczę,
że Ona to ta jedyna, przy której dokonała się komunia, z którą dokonała się -
w ogóle, że się dokonała - a niech tam, jakakolwiek

Tak trudno porozumieć się z kimś poprzez Erosa
Po nocy upojnej nastaje ranek trzeźwej świadomości
zdziwienia decyzjami Boga, odwrót

Jestem z kimś bliskim, wiernym, szczerym...

Ciekawe jak szybko będę się od dziś rozpadał

KONIEC


number of comments: 0 | rating: 0 | detail

Belamonte

Belamonte, 13 may 2012

6. Płacz

Może księżyc i odpowiednia dieta
spokój narzucony sobie
siła i przychylność rzeczy martwych
ich dusze -
mnie uzdrowią
ożyją
A może ja się już skończyłem?
To co mi zostaje - milczenie,
czynienie dobra bez przekonania,
bicie rekordów Guinessa?
A może będzie dobrze
Nóż - no i cóż
Jestem dobrej myśli
Jeszcze nie Zadowolony z Życia


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 may 2012

5. Choroba

Te oczy i usta pociągnąć za sobą
spocząć - nad palem, nad kamieniem, nad bólem przeszłości -
nad wszystkim co bolało
ze wszystkim co bolało
być wchłoniętym
a równocześnie wchłonąć na własnych zasadach
dzięki odbiciu

Szczęście nowych chorób
odsunęło ścianę i zastąpiło, pomoc destrukcji
boska strategia
... gnicie droga choroby
droga życia bez nazw
sen czas szczyty i doły
droga zdrowia...

Odejście bliskich i ten jej milczący fałsz
drętwienie i drżenie Nowa ściana?
Co będzie kuracją?

ograniczone życie przełamuje tamę
raz na jakiś czas, przyleganie do świata własnych granic
dynamizmu duszy - trwale było by zdrowiem -
i można by zostać kotem, psem, jastrzębiem, Bogiem, ale..

zaczarowane miejsca i myśli - projekcje - ściągają z drogi życia
wewnątrz musi być jakiś chory atom, chory Bóg, chore wspomnienie
czciciel przejęty zgrozą rytuałów
kar, sugestii, nie przez siebie odkrytych znaczeń
przylegania do matryc, przywiązania do złud

choć stare choroby się wyczerpują, zostaje nawyk patrzenia wstecz
łagodny bieg wsteczny czasu, za mały kontakt z zewnętrznością
tylko gnicie się rozwijające poszerza klatkę
życie bez węzła nie dla Ciebie, znudziło się
atakowanie starych jest niebezpieczne i wtedy...

pojawiła się nowa choroba, nowa miłość, nowy ból
znów żyjesz, odczarowywujesz, liczysz nawet na -
wyjście, ustalanie wartości, znaczeń, sycenie zmysłów,
odkrywanie dróg do gwiazd, przez chwilę bez nazw,
by potem móc skojarzać od nowa

Tak to już jest, że z szalonych dróg do gwiazd
lądujemy znów na ziemi, w ciele, przywiązani, przygnieceni
Ale napięcie ku przyszłości utrzyma zdrowy stan
Naprawdę nie chciałbym ruszać tego mego ja
chociaż chciałbym się zmienić

Cywilizacje, wojny, terapie grupowe -
skupiają nas, system więzi -  Poza tym,
jest raj komunii

Choroba to zatrzymany ruch, albo ruch wsteczny, dryfowanie z mocą

Walka to wyzwolenie energii
Niszczyciel Śiwa, Tworzenie, które zabija
Droga bez nazw

Czasem dusza wchodzi w podtunel, w odgałęzienia
w szalone wiry Nie określisz fazy

Choroba jest rozpadem więzi
Więzi pozorne - to też choroba

Autentyczna więź jest też wolnością

W ciele wreszcie się objawiła fizycznie psychiczna skaza
Moja choroba, wiedza, więź


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 10 may 2012

4. Pocieszyciel

Okna patrzyły martwo
Martwe przedmioty zatrzymały okręt
dążący ku mnie
Jeszcze nie odmienił się Los
Czy to były dzieci ogień czy motocykliści?
Do mnie jednak kamienie zaczęły się uśmiechać
Uwrażliwione błonki skór
Na styku dłoni iskra
Zdobywają o mnie informacje
Jestem ważny dla chmur i puszek piwa
dla noży i kobiet
Odbijają przychylnie szukając sposobów
by zapaść w sen
Sen rzeczy które wzajemnie się zagubiły
zapominając o wyodrębnieniu

Życie to sen który śni nas


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Belamonte

Belamonte, 9 may 2012

3. Lęk

Nagle niebo wali się na głowę
W świecie gdzie ją chłoszczą a mnie głaszczą
Sensy obce gwałcą Walka to suka
Kubek w kwiatki pociesza
Stacja benzynowa z racji zażyłości z nią też
Powietrza jeszcze nie skalał demon czasu
Ani demon upału Jest błękitne
Widzę jak oddychają drzewa
Rosnę dzięki gładkości skóry pluszowych misiów
Dzięki jaskółkom
Dzięki wędrówce słońca na tafli wody
To mnie pociesza
Lecz lęk budzą jestestwa pełne życia
Kształty przedmiotów to ich dusze
Dogadują się bezwiednie
Lecz ryby i ptaki i ludzie prują przestrzeń
I psują siebie nawzajem


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 8 may 2012

2. Dalej

Przejście do duszy, do bezcielesności
Z ruchu, z kontemplacji - bardzo daleko stąd
Kontakt ze swoimi tworzy rozrost ja
Lecz czasem jakości psychiczne stają się czyste
a potem znikają w Bezkresnym

Czasem lot przez moment jest bezkresną ucieczką w nicość
wejście-wyjście
zbiorowe przejście, powiązanie
mędrców i gołębi, kochanków i dzieci

Gdyby nie rzut oka w bok na innych - zwolnienie
od razu coś by się stało - trzeba życia nam
duszy też trzeba nam, pośrodku jest uchwytna
budzi się w ruchu


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Belamonte

Belamonte, 7 may 2012

Leki na lęki utraconej więzi 1. Ruch (bezcielesność)

Dziwna czujność Ślady
Odtwarzanie się wzajemne
Zdobywanie informacji
... przez wiatry, deszcze, zwierciadła, wgłębienia
i powierzchnie wypukłe
atak klonów i mózgów owładnięcie
szukanie równowagi, celu, drogi
wytracenia drżeń poziomów
uspokojenia w świecie
jego elementu drogi mocy
celu wewnętrznie zdeterminowanego
do zrealizowania nieprzewidywalnego
na zewnątrz

jestem w świecie
jestem poza światem
kolorowe motyle zostawiają mnie
na pastwę wiekuistej
błękitności nieba...

mary ptaków rozpierzchają się
jak ławice niebieskich ryb
nieuchwytne w locie
uchwytne w znieruchomieniu

Kiedy wiedzą o sobie więcej -
w locie czy na ziemi?
Kto z nas wie więcej o świecie?
Czy wiedząc o sobie wiem o świecie?
Wiem od zewnątrz czy od wewnątrz?

dla siebie w locie istnieją też
czuwają gdzie będzie co jeść
czują na sobie spojrzenia jastrzębia
bez tego zjadła by ich gołębich głodów głębia

bez samic nie ponawiały by groźnych gestów
są duszą co tu mieszka ze mną
nie rozumiemy się za dobrze
ale lepiej niż człowiek nielot i człowiek latający

w locie zdają się jednak być ograniczonej poczytalności
czuję ich

zdradzę ci tajemnicę
nas też ktoś myśli i czuje
nie można czuć tylko siebie i o sobie wiedzieć
jakaś część świadomości staje się wspólnym udziałem
ja wiem o nim więcej niż on o sobie

a on wie o mnie więcej
obserwujemy się gdy zwalniamy
przenikamy
gdy ktoś szaleje uważamy za niego
gdy śpimy nasi przyjaciele jedzą nas

boska świadomość transcendująca
gdyby była całkiem obca nie wnikła by w nas
mam w sobie oko proroka

tak samo wyświetla się
tłum wychodzący z metra, z nieba
spadający kurz
powtórka

powidoki, wyraźny wir wróbli
ze szczytu widok grzbietów, pląsy prądów
rzecznych
w błękicie
w śmieciach fale energii stają się świadome

płacz kobiety jest buntem który podejmują
wszyscy rycerze tego świata

dziki ruch, wieczna matryca rozpuszczająca
uzdatniaczka matka
samobójcze wyroki losu z własnej ręki
by zakwitł śmiech dziecka w rozmowie liści

duch drzewa lampy
napada odchodzi, a gnicie
muliście pieści, gasną myśli, sugestie
cierpiące pozy patyków, gałązek, papierków, szkieł
materia zbuntowana zasypia

elementale, aury
triumfuje subtelność, zanik
niewidoczność
sen


number of comments: 0 | rating: 2 | detail


10 - 30 - 100




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1