Pietrek, 30 june 2015
to tylko delirium
ukąszenie słońca
olśniony mantruję
różańcami knajp
tramwaj mnie wypluwa
przed pętlą golgota
białe mewy
czarno kraczą
sikam na ulotki burdeli
nim porwie
je je je
wiatr
Pietrek, 23 june 2015
starzejemy się milordzie
jednak starzejemy
włosy nam ze skroni policzków
znad ust
spływają lodowcami
studzącymi puls
mądrzejemy niemrawo
milordzie
oczy nasze zielone
od zamglonych snów
rozświetlają polarne zorze
drepczemy milordzie
uparcie drepczemy
do wodospadów
do źródeł
do wrót
a południe
za naszymi plecami
rozpala cienie skamlące
u stóp
Pietrek, 28 march 2015
już dawno należało
odświeżyć
wszystkie niebostyczne sufity
w głębioszarą dorosłość
przedświtów
warowne mury umbrą ochrą
i sieną rozpalić pomiędzy
stołem a łożem unikając jednako
światła jak cienia
okien wytrzeszczonych
na obojętne podwórka
powieki powlec pejzażem jak śniedzią zielonym
sporyszem
się sycić
ołowianym
błękitem
cukrem umarłych
Pietrek, 16 march 2015
otula pyłkiem
miąższem zieleni
rosi by rosło
aż siwe włosy seledynieją
opuszki bielmem
ziarna pęcznieją
głosy się dalej
i czulej niosą
głosy co proszą
zostań
Pietrek, 25 february 2015
tato po wylewie leciutki
półprzezroczysty niezauważalny
mantrował bezgłośnie o trybach
konstelacji przekładni i bloków
o całym żelastwie które można było kupić
od ruskich na targowisku w Skoczowie
by zbudować ręczną windę drogę
do nieba pracowni na piętrze
sprzedałem ten dom pełen duchów
bez żalu szybko i poniżej ceny
lecz ani pieniądze rodziców
ani czas ukradziony samemu sobie
nie ustrzegły mnie przed pustymi nocami
ciemnością krzepnącego umysłu
nie planowaliśmy z tatą
że po wojnie pójdziemy na ryby
że się dogadamy
wyszło to jakoś samo z siebie
nieśpiesznie i bez wysiłku
śmierć jak kuweta z utrwalaczem
wykadrowała nasze wspólne
nigdy nienaświetlone fotografie
Pietrek, 21 january 2015
*
Tej nocy wróciłem do domu potykając się
o klamki, lustra i książki, więc napisałem
list
- nienawidzę cię ty skurwysynu!
*
Odnalazł się po latach w blaszanym pudełku
po egzotycznym tytoniu których ojciec zgromadził setki,
tak chroniąc swoje najcenniejsze skarby.
Negatywy portretów mamy, do której wracał
czasami jak żeglarz znudzony egzaltacją tropików;
pełen fałszywej skruchy i jeszcze bardziej
fałszywej godności.
Szkice tego co pomiędzy a nigdy
nie trafiło do druku, oddzielając
ojca od kartki papieru.
intymność nieporównywalna
z niczym prócz aktu tworzenia
Wszystko co było w jego życiu
dobre, złe lub nijakie,
lecz w dobroci, nijakości czy złu
istotne.
Jak mój gówniarski liścik.
Niewyschły zbiór
relikwii miłości.
Pietrek, 20 december 2014
zostały tylko orchidee
kwitnące z rzadka
lecz gwałtownie
jak wschód
klucza bladoliliowych gwiazd
nad horyzontem parapetu
poza którego krawędź
żeglować brak mi słów
Pietrek, 5 december 2014
tego wieczora kupiliśmy
pierwsze w życiu półlitrówki jarzębiaku
w Piwnicznej gdzie śnieg parzył dłonie
w jądrze supernowej
niebo czarno czarne było jak wilgotny kleks
który nas ścigał aksamitnymi mackami
i nawigować musieliśmy w nieznane
na naszych jarzębiakowych płozach
wśród śniegów po gwiazdach
gwiazdkach gwiazdeczkach
pośród czarnej zamieci
pośród absolutnej bieli
samego skrzenia
dobra to była szkoła żeglowania
dla dwóch na rafach bukowych
iglastych mieliznach do ciepłego
Domu Wypoczynkowego Promyk
tej nocy gdy pierwszy raz wolni
na jarzębiakowych saniach
jej oczy szare zielone i głodne
wpatrzone we mnie a człowiek
jak głupi
wciąż głupi
nawet nie pamięta jej imienia
na kolanach przed inną miłością
nadal opłakując
po męsku
uparci dorośle wytarzani
w rzygowinach osiemnastuletni
Wojtek i ja
hurrraaa!
Pietrek, 30 august 2014
jak mam wypełnić
zwiotczały kontur lat
to nie do pomyślenia
bym się urodził
tak dawno we mnie jest
jedynie kilka nocy dni
czy zim
ostatnie lato przemieszane
głosy przyjaciół czyjś wysoki
zawstydzający śmiech
szepty co niosą się jak mgła
i chłód w głąb fiordu
od strony zdrętwiałego
morza
Pietrek, 27 august 2014
interesują mnie długofalowe
inwestycje mrówek
mrowie bladych larw
niebotyczna sypkość kopca
królowe zawsze w cieniu
i zawsze gotowe
arabeski robotniczych ścieżek
molekuły budującej niepamięci
prosty cel który akceptują
nawet bezrozumne trutnie
niezbędne
choć jakże często
pogardzane
Pietrek, 21 july 2014
szkic na kolanie
w domu obumarłej miłości
żałobnicy stadkami
pogodnie ćwierczą
o nieboszczce
giętkie wszystkie są języki
te złe dobre i łany złociste
tylko się oblizujących
w domu pogrzebowym pan doktor
z panem od ceremonii bracia
w surdutach z syjamskiej korporacji
profesjonalnie stopniują powagę
siostrzyczki niemiłosiernej łagodności
wzlatują bezszelestnie jak duchy
nietoperzy rozsiewając zapaszek
ostatnie tchnienie miłości wciągnięte
łapczywymi nozdrzami astygmatyków
rozchodzi się po zapadniętych płucach
akurat tyle śmierci
i tyle świętości
by starczyło na tydzień
powszednim skłonnościom
nad trumną zmarłej miłości szepcze się
wzwodząc blade wcześniej płatki uszu
diakryty dreszczy tatuowane sokiem z limonek
pod wpływem którego skóra żałobników twardnieje
kurczy się i na nic kąpiele w rosie oślim mleku
we łzach
bo jest już po ceremonii duch miłości oddany
nakarmiona jej ciałem ziemia ogień woda i powietrze
są syte przyszedł czas na spory o porządek spadku
a wszyscy liczą
nie - spodziewana
mnoży się rodzina
miłości która
rozdała wszystko
za życia
naga umierając
w ubłoconej koszuli
Pietrek, 16 july 2014
ledwie ponad kreską
jak świąteczny karp
z buźką w o?
żeby to jeszcze
stanowić posiłek
a tu tylko mewki
kra kra kra kra
Pietrek, 14 july 2014
ponieważ od którego
nie zaczyna się nic
jest niezłym początkiem
tak pomiędzy
niepewnością a zawstydzeniem
zardzewiałymi kawałkami
blach szkiełek wszystkim
co niesie aproksymację
gangreny
rozkład
jazdy
potykając się
z mordą jaką mam
by mieć
cokolwiek
ucho do rosy
na torach
przykładam
z rosą się wyniosę
rosa mnie a ja ją
roso moja roś
się
wyrośnij
ponad
ściek
*„Stacja nigdy w życiu” - Kulmowa, ilustracje
Butenki, kisiążka niezwykła, nie wiem czy dla
Dzieci.
Pietrek, 4 july 2014
Jak rój pszczół
do ula
przed nocą powracam*
lat osiemdziesiąt kilka
niegroźnych choć nużących
chorób trzyma na dystans serca
dzwon miarowo pompuje
coraz to słodszą krew
jak miód
zlatują się złotouści
pszczoły nektar spiją
aż do dna
lecz jeszcze
nie dziś
dziś jeszcze nie
___________________________
* http://e-poezja.pl/wiersze/65078_konary.html
Pietrek, 30 june 2014
Jak to możliwe, by jeden doktor
wiedział aż tyle o miłości.
Wszystko jest miłością, brakiem miłości,
jej opisem lub opisem nienasycenia.
Obiekty, te seksualne i te kosmiczne,
krążą w podobnie nieskończonej pustce,
poddawane działaniom niewidzialnych sił.
Trajektorie koronkowych determinacji.
Źdźbło wznosi pieśń ku spopielającemu słońcu,
które w każdej sekundzie traci bezpowrotnie
swą niewyobrażalną, lecz skończoną energię.
Jeśli jest coś prawdziwie wzniosłego,
to agonia gwiazd.
Wszelka wilgoć wysycha. Tysiącletnie ziarno
zadziwia kiełkując i to też jest aspekt miłości.
Pleśń pożera niedojedzony chleb, a wygłodniały
nie wzgardzi nadgryzionym bochenkiem. Z nielicznych jaj
lęgną się pisklęta, jednak żadne jajo się nie marnuje.
Wino i chleb zawdzięczamy zakochanej pleśni.
Urodzony, niosę w sobie, za sobą i przed sobą śmierć.
Ani to złe, ani smutne.
To tylko aspekt. Możliwość opowieści.
Tło dla pocałunków.
Światłocień.
Pietrek, 27 june 2014
*
w domu wszyscy zapracowani
wchodząc wychodząc świergolą
tylko my
ja z Babcią
leniuchujemy
Babcia zajmuje się włóczką
krzyżówki mając za nic
gordyjskie węzły
ja próbuję wyryć
Słowo o pułku Igora
w odnalezionym jesienią
ziarenku babcinego różańca
**
staramy się
pamiętać
nawzajem
o swoich tabletkach
odbudowując
basic legoland
z klocuszków
kurzu
Pietrek, 16 june 2014
w żadnym języku
nie ma wszystkich
słów
brakujące
pęcznieją
w gardle
jak proso
nawoływania które słychać
pośród nieomalże
bezludnych wysp
zbełtane monsunem
mleczno słodkie
osiadają na palmowych liściach
szczypcach krabów na piasku
mieszając się z księżycem
martwo lśnią
Pietrek, 17 may 2014
któregoś dnia ojciec przepiłował
małżeńskie łóżko i połowę w której
sypiała mama wstawił do mojego
pustego pokoju bo byłem wtedy
w wojsku a podchorąży jest bezbronny
i wolno anektować cywilną przestrzeń
podchorążego bezkarnie
niewiele w tym honoru Boga jeszcze mniej
ojciec przepiłował małżeńskie łóżko po tym
jak zdjął z mamy włochatego adonisa
samobieżne prącie niezwykle użyteczne
na melinach gdzie damom przystoi wszystko
mama sypiając w połowie małżeńskiego
łóżka rozchorowała się bardzo lecz ojciec
był twardy jak granit mimo że krwawiła
obficie i ledwie odratowano moją biedną
niewierną mamę
żyli potem jeszcze wiele lat razem zaskakująco często
szczęśliwi lecz ja swojego pokoju nie odzyskałem
już nigdy nawet gdy ostatecznie wykreślono mnie
z rejestrów wojskowej komendy uzupełnień
Pietrek, 29 april 2014
na fotografii wygląda cudownie
ruda i opalona w letniej sukience
stoi na schodach wymarzonego
przez ojca domu z uśmiechem
osłaniając dłonią oczy jakby wypatrywała
porzuconego trochę wbrew sobie miasta
tego lata wyznała mi że ojciec nadal
kocha się z nią szepcząc jak jest piękna
a jednak wszystko przed nami ukryła
przekonana że koniec końcem i tak
zostanie zupełnie sama
więc nie miało sensu
byśmy przez tych kilka miesięcy
usiłowali umierać wraz z nią
Pietrek, 23 april 2014
od matki jestem starszy o pięć zim
żeby dorosnąć ojca trzeba mi jeszcze
dziewięciu jesieni wiosen może i lat
półśmierci na ścianach błyskają
matowo niczego nie tłumacząc
moszczą się w rytmie coraz to
wolniejszym znośniej miękcej
aldebraiczność rocznic
sętymatyka zysków
i strat
Pietrek, 15 april 2014
czternastoletnia Om
walczy za tysiąc batów
muay thai to droga wyzwolenia
spoceni sahibowie sączą
martini droższe od życia
fantazjując o zwinnych
małych kurewkach
dalej im do Nabokova
niż na Alfę Centauri
oglądam to wszystko w telewizji
pomarszczony od szarej zimy
biedny
biały
fiutek
Pietrek, 18 march 2014
wojna wojenka
wojniusia
żołnierz żołnierzyk
żołnieżądełko
karabinek puk puk
postrzałek farbuje
tup tup hyc hyc
i leży
jak długi
jak drugi
jak nic
pstryk!
Pietrek, 5 march 2014
kiedyś
wytrzeźwieję
być może
lecz dziś
niech lodowce
spływają
jak ślina
po podbródkach
gór
Pietrek, 28 february 2014
kobieta płaci cenę żyjąc po wielokroć
oddaje włókna skóry blask przemienia
w chleb krew ciało i wino
jej mężczyzna chytrze wyłgany
cudzołoży z własną młodością
choć biedak i tak pewnie umrze
wcześniej szczerze lecz praktycznie
opłakany jak chomik
póki co dogląda orchidei
kwitnących z rzadka choć nadal
tak obficie że nieomal drwiąco
pośród ścian w blednącej sepii
okien na zachód
pośród dłuższej niż wszystkie dotąd
a przetrwane zimy
Pietrek, 22 february 2014
pies to Obecność karma
dobrej jakości lecz niezbyt obfita
nie powinna zalegać dbaj
też o wodę by była
nieustannie chłodna
spacer jest wyzwaniem
intymną rozmową
depcząc ziemię otrzymujesz wsparcie
więc spaceruj jakbyś czytał lub
był czytany
w skupieniu
codziennie
obserwuj psa on nie musi czując i słysząc
twoje serce pot wczorajszej wódy seks
który był i nie był zatraceniem i stałeś się
uboższym człowiekiem lecz bogatym
zwierzęciem
pies wie że pan doktor
od tygodni nie patrzy
ci w oczy
ciesz się ciepłem które wygniotło
przeceniane obicia w kształty
senne i leśne nadając im treści
zrośnięci smyczą
noście się łagodnie
obroże jak amulety
mgła jedynie
z oddechów
dzień dniem jest
kolejnym a noc
uczciwie
przesapana
Pietrek, 17 february 2014
będąc bliskim
rozmywasz się
zlewasz z tłem
dalekim
kochanki odchodzą
od zmysłów
do kochanków
na zachód pod prąd
rodzice jak zwykle
na poboczu
ciernistych alejek
dzieci ech dzieci
tylko wódka i dziwki
pozostaje pomilczeć
z Jesse Stonem
bo Boomer odszedł
i nie ma już Boomera*
______________________
*pies Stone’a, psy tak już mają [przyp. Aut.]
Pietrek, 27 january 2014
mysie zimy mają mleczne
niebo które nie oddycha
opada oblepia obciska
pasaże mysie
z wapiennej bieli
i nie mogą myszy iść
do mysiego nieba
biały szum zagłusza
ultradźwiękowe
modlitwy
Pietrek, 25 january 2014
dzieci są młodsze
przez pewien czas
jednak zużycie
następuje szybko
jak równy z równym
chciałoby się pogadać
a ono się
uśmicha!
Pietrek, 23 january 2014
stara kobieta czesze szklane włosy
przed lustrem myje się dokładnie
rozciąga zmarszczki sine
tatuaże wzbierają krwią
teraz skóry starczyłoby wielu
stara kobieta spaceruje
godzinkę plotki wypominki
Zosiu nie oddałaś mi soli dziś
sama jesteś jak sól puchniesz
w ustach aż język drętwieje
czy w niebie będziemy dalej
mogły się kłócić jeśli nie to piekło
każda z nas będzie sprzątała
osobne
stara kobieta patrząc w lustro
nie czuje się zdradzona
lustra wszystko zamieniają
miejscami
Pietrek, 20 january 2014
subtelnych myśli
echo słyszę
jedynie co
mnie zwodzi
well błądzę
błądzę w ciszy
bo grzechem było
by nie błądzić
Pietrek, 19 january 2014
nasze kobiety przewodziły klanom
niedźwiedzia wilka jelenia
więc odebraliśmy należne
i nie ma już klanów
niedźwiedzia wilka jelenia
rodzą matki kościane figurki
amulety wieszane na szyjach
ryty i rytuały
wypełniają cały czas
wolny lecz nieustępliwy
tatuując oblicza znikamy
pośród poszycia bezcieleśni
z zagryzionych warg
skapuje tusz
Pietrek, 14 january 2014
moi krewni umierali obficie i bez ceregieli
więc w zasadzie przywykłem nie lubię tylko
odwiedzać cmentarzy gdzie śmierć zagląda
od niechcenia z urzędniczego głównie obowiązku
jest tam zbyt wiele dopowiedzeń wszystko
precyzyjnie wyryte na pamięć
Mama Terenia dobroduszna teściowa
/znam ją dłużej i lepiej niż znałem rodzoną/
też tam nie bywa coraz więcej czasu
spędzając w łazience
na porządkowaniu ciała fryzury garsonek
całe wieczory przesiaduje z nami wsłuchana
w rozmowy kłamstewka dzwonki filiżanek
dyskusje z reklamami czy prognozą pogody
śmiech
bo staramy śmiać się
w domu jak najwięcej
Pietrek, 7 january 2014
podmiot to takie liryczne kłamstewko
tajna furtka którą można czmychnąć
gdy coś pójdzie nie tak
słuszny wiersz dobrze broni
bezpieczny poeta pewną ręką
celnie strzela jak pan bóg kule nosi
przemocą do środka
nie wedrze się nikt
są też poezji rzecznicy prasowi
co umieją gładko wymlaskać
ci mają przedmioty liryczne z systemem
ratalnym więc każdego stać bo takie mamy
czasy manna i dziewanna że wypada
mieć długi dużo jeść a srać
Pietrek, 5 january 2014
najwięksi artyści
to antypodyści
na jędnym ręku
stoją bez lęku
jedno nogo
wiele mogo
a dwiema
to wprost
poema
.
.
.
.
.
t
Pietrek, 29 december 2013
moje prawnuki usypiając
absurdalnie starych rodziców
będą wierzyły w społeczny
interes i prawa jednostki
wyswobodzonej z ucisku macicy
wprost na rozpalony bruk
by jak w zamierzchłych czasach
mogła uczyć się ziemi sama
pełzając
poprzez obiecujące niezależną
pełnię indywidualnego rozwoju
rozległe puste przestrzenie
zeszklonych ersatzem słońca
miast
Pietrek, 25 december 2013
szepczą często śmiertelnie ranni
bohaterowie filmów akcji
być może dlatego
że nieoczekiwanie mocno zrośnięci
z wilgotnym betonem chcieliby jeszcze
zobaczyć jakiś ludzki gest
czułe drgnięcie postaci mających
przed sobą kilka dubli więcej
szans poprawienia makijażu czy dialogu
choć wszystko to byle jak zwykle tanio
i na wczoraj
niebawem ktoś z dalszego planu obrysuje
kształt groteskowo skręconego ciała kredą
która rozpływając się w deszczu
wyblaknie jak niewcześnie rozbłysła
aureola
*
- Wziął, kurwa, i umarł. Naprawdę. Mamy to.
- Cięcie!
Pietrek, 20 december 2013
“One more cup of coffee for the road,
One more cup of coffee 'fore I go
To the valley below.”
Dylan, Bob
wiatr świszczy jednostajnie
to ze świata uchodzi powietrze
porywając wszystkie inne dźwięki
śnieg i lód
wycięte z nieba nożycami wron
zaułki obrastają w szkliste pąkle
porzucanych słów
już czas z naftaliny
wietrzyć życie wierzchnie
Pietrek, 8 december 2013
edward bijał mamę czasami
rytmicznie bez zaciekłości
jako muzyk bardziej słuchał
niż dotykał instrumentu
którego nie był do końca pewien
spotkałem go któregoś wieczora
w opustoszałym pasażu
długo dopasowując
nieruchomą wąską twarz
delikatne dłonie skrzypka
do całej reszty
zniknął wtedy na dobre
a ja jeszcze trochę wyrosłem
mama i tak płakała najgłośniej
kilka lat wcześniej w dniu
w którym się wyprowadził
Pietrek, 4 december 2013
nie potrafię spać ani jeść
poza domem to wszystko
wlokę ze sobą pozostawiając
opalizujący cesarski trakt
ślimaczy car tnie świat na pół
Pietrek, 27 november 2013
skrępowani chowają rodziców
wraz z serwetką serwantką rosołkiem
miękko w całunie podmiotów i wyrzeczeń
w cieniu fotografii
czasem przynoszą wiązankę
chwilę mamrocząc do siebie
żeby lampka nie zgasła
trudno być martwym ojcem
używając żywego języka
człowiek ciągle się gryzie
Pietrek, 23 november 2013
u Tolkiena panienki są
do nie dupcenia
to w zasadzie elfom na rękę
ułatwia wymieranie
podbrzusza gładkie i majestatyczne
jak lodowce styczniowych króliczków
po których ześlizgują się
najzwinniejsze fantazje
przestańmy więc narzekać
na Erę Ludzi
Pietrek, 16 november 2013
poczuwam się
do tego wiersza
zmawiam świadomy
skrajnej naiwności
doboru słów
kadencji zgrzytania
zębami
Pietrek, 16 november 2013
grubasek w cieniu trampoliny
stroszy błękitne płetwy
prezent od ojca z wakacjii
bezpieczny poza zasięgiem
fontann delfiniego śmiechu
to miejscowi obskakują piszczące dziewczyny
z trzech metrów na bombę i na główkę
książę trytonów jest pełen obaw
kropla wilgoci na zawstydzonej skórze
mogłaby zmusić go do powrotu
w najgłębszy malachit
między bezsłownych
swoich
Pietrek, 13 november 2013
przymarznięte do ziemi
jabłonie skąpo roniły
a my wiecznie głodni
z dzwonków strażniczych
z leszczyn spijaliśmy miód
łopiany splądrowane
jak pałace zimowe
na wolność
Pietrek, 11 november 2013
nie bardzo umiem żonglować oczami
ociężale ślepią zapadnięte
w wilczodołach
kukułczyć w cudze gniazda
oczami wielki strach
nie rzucam okiem pierwszy
kamiennym spojrzeniem
opatrzność ciągnie
w muł
szklistymi przednówkami
akomoduję z cichym poświstem
głodny
soczystych wschodów
akwareli pól
Pietrek, 11 november 2013
patriotyzm się budzi w narodzie
by wypić setę lub dwie
i smacznie mamrocząc zasnąć
w patriotycznej mgle
Pietrek, 4 november 2013
groby są puste
wygłodzona ziemia
zamyka usta połyka i trawi
(rosną jej od tego włosy
zielone jak drzewa)
w milczeniu przyszliśmy odchodzimy
milcząc zmarli mi nie ciążą na wietrze
dmuchawce
za pazuchą noszę
nim odpłyną
gdy zasnę
Pietrek, 1 november 2013
piekło jest wybrukowane
dobrą wolą zbyt dosłownie
traktując przysięgi
słono płacimy za teatralną
wierność rekwizytom
ty ciągle ze mną
a mimo to czuję
że jestem kimkolwiek
pełna zgody na wszystko
godzisz się nie na mnie
jak kolumb
lekceważąc amerykę
niezmiennie przepływasz
w urojony orient
Pietrek, 30 october 2013
w szpitalu wszyscy
chorują w choroby
kroplóweczki pigułeczki
szczajniczek na siczek
gadki galaretki
kolorowe gazetki
opatrunek takielunek
kleiki zastrzyki wstrząs
a nocą tylko
bicie serc
łup łup
łup łup
pięściami
Pietrek, 26 october 2013
a oni tam tablety łykają garściami
nie słysząc krakania mew na wysypisku
nad którym rozlało się miasto by wyschnąć
na wietrze ukryte
a oni tam kruszą nim połkną nie gryząc
bo kpią z goryczy gorycz mając za nic
i to się im opłaca to się wciąż udaje
a oni tam pytają wiedząc co odpowiesz
bo lubią dzwony bohaterskich tenorów
własne głosy
szkoloną do polowań sforę
Pietrek, 21 october 2013
zabiją ich wszystkich
a my bezpieczni w kamizelkach
logo – no – logo spacerujemy
promenadami
dewocje promocje bajdocje
humanitarne esemesy
kurwa ile jest w stanie unieść
eter współczucia i troski
a oni i tak
zabiją nas
wszystkich
śpijmy spokojnie
śmierć we śnie jest
błogosławieństwem
Pietrek, 19 october 2013
rozdęci pomiędzy szczerym kiczem
a kiczowatą szczerością opalizujemy
mydlane bańki
mordki upaprane lukrem
rozglądają się bezradnie
gdzie wata strzelnica cukier
gdzie szukać
odpustu
Pietrek, 19 october 2013
najbardziej przesrane mają
pluszowe misie
wyleniałe od przytulanek
trociny sypią się przez koślawe
ściegi zdawkowych rewitalizacji
no cały dywan zaświniony
oczka z niedobranych guzików
mają po kilka źrenic ciesz się tu
kolorowym światem przy takiej optyce
bezradne dyndanie gaci
wietrzonych w deszczowy poranek
melancholia wilgoci zapleśniały kicz
ach ach w kontener peceka
i do afryki być naprawdę kochanym
choć niejadalnym to absolutnie
według zapewnień producenta
nieszkodliwym
dla dzieci od lat
trzech
Pietrek, 19 october 2013
jeśli chodzi o jałmużnę
to owszem owszem
chętnie
nie unikam
skamlącej hołoty
wdzięcznym gestem
wyłuskując miedziaki
z obiecująco rozwartych
kapeluszy
Pietrek, 17 october 2013
zabawne że w młodości
wcale młodzi nie byliśmy
zupełnie
jak teraz
piękni wcale wcale
silni i mądrzy
zwyczajnie wiele
na sucho uchodziło
po kropelce
aż uschło
Pietrek, 9 october 2013
szeptem łaszą się wody
do stóp
miękko śpiewają wody
między palcami
chłodno srebrzą się wody
smakując sól
a ciebie wiatr
już osuszył
inne wzywają oceany
Pietrek, 8 october 2013
historia którą chciałbym opowiedzieć nie wydarzyła się
dotąd i nie będzie miała miejsca w przyszłości
jej bohaterowie pozostaną nienarodzeni bezimienni
po kres czasu
prawdopodobieństwo niezaistnienia jest czymś wyjątkowym
w naszym kosmosie mnożących się jak króliki szans i możliwości
mniemam więc że byłaby to opowieść doskonała
gdybym tylko znał odpowiednie słowa do jej zapisania
alfabet ujemnych znaków
jak fasety czarnego koh-i-nor’a
pożerające światła słońc
Pietrek, 5 october 2013
zmąconą mam głowę
jak stawik a włosy ołowiane
ciągną w muł
oczy
rozpostarte wewnątrz
nie widzą co wiedzą
wypływa moja głowa ze mnie
nade mną buja boja głowy
rozdęta
chrzczę więc dłońmi głowę
bojo płyń leć fruń lewituj
nietoń
w dnomorskie
morszczyny
na brunatne nice
falowania w mrok
Pietrek, 29 september 2013
na szerokim parapecie kwiaty rosną tak bujnie
jak gdyby żywiły się nostalgią i kurzem
ciocia Marysia każe mówić na siebie Magda
bo trudno inaczej uprościć Marię Magdalenę
w ciasnej norce rozkłada i wietrzy wspomnienia
była archiwistką więc potrafi się opiekować
nieistotnymi drobiazgami które przesądzają
o życiu
ponad sześćdziesiąt lat na Śląsku a dalej
biegnie przez Mokotów oddycha spalenizną
czyta list od Sendlerowej
cieszymy się żeś przeżyła Marysiu
na szerokim parapecie kwiaty rosną tak bujnie
jak na rabacie strzegącej bezimiennych kości
Pietrek, 29 september 2013
„Nawet bogowie nie powstali z dnia na dzień”
Mr. Spock
pomięty samizdat
fałszywka którą porwał
z kałuży słoneczny wiatr
naparstek
dryfujący w oceanie
absolutnego indygo
zaiste śmiałe to
przedsięwzięcie
ścigać się po omacku
w czasie i przestrzeni
z radiem telewizją
dymami stosów
skwierczeniem
opalanych ciał
Pietrek, 19 september 2013
idziemy w góry
po męskość
po kobiecość swą
idziemy w góry
przecież są
schodzimy w dół
by zgolić mroźny zarost
wczorajszy strach
i ból
lecz życie wciąż umyka
nie łasi się do nóg
więc zaganiamy je
na piarg na grań na szczyt
ogniem pochodni naszych
płoną gwiezdne łby
nadziane na wierzchołki gór
pamięci AH
Pietrek, 10 september 2013
chytrze rozliczony
z tym co będzie
targuję się o to co było
patyczki krwawnika
w heksagramie minionego dnia
nietrwałe izotopy czasu
przenikają mnie
obnażając
gąbczastą
strukturę kości
Pietrek, 30 august 2013
sierpień 2013
stadka dronów sejmikują przed odlotem
do ciepłych krajów
Jesień idzie
Pietrek, 27 august 2013
Prąd jest szybki, rwący. Zdradliwy.
Jak światło. Miriady fotonów. Bitów.
Werble. Werble.
Zbyt dużo werbli. To nie muzyka.
Nakłucia. Tatuowanie nieba.
Bity pędzą. Wirują nie tańcząc.
Od werbli aż gotuje się piach;
nawet suchorośl zmieniona
we mgłę. Nawet mgła.
Zwiotczali, przenicowani, osiadamy.
Jak kurz.
Ani odrobiny wilgoci.
Tylko trzaski. Zero. Jeden.
Zero.
Pietrek, 17 august 2013
mama biła mnie drucianym
wieszakiem do ubrań
później płakaliśmy razem
wujkowie przychodzili chwytać
mamę za krocze płakała wtedy
zawsze sama
wszyscy oni powysychali jak owady
pozostawiając puste skorupki
w nieodkurzanych zakamarkach
pod łóżkiem
stała butelka na siku bo łazienkę
mieliśmy w odległej galaktyce
a jak tu w pojedynkę pokonać
galaktyczny mrok i chłód
nie pisałem o tym ojcu
tylko zbierałem widokówki
z madrytów warszaw rzymów
po szkole przynosiłem do domu
zapchlone szczeniaki karmiłem je
przypaloną kaszą i biłem wieszakiem
jeśli nie jadły
później płakaliśmy razem
Pietrek, 8 august 2013
ech spłynął bym sokiem
jak wiersz po twej brodzie
po szyi piersiach po brzuchu
bym spłynął wierszowo
owocowym potokiem
i usechł u stóp twych jak listek
w bezruchu
Pietrek, 4 august 2013
pierwszego sierpnia ojciec upijał się
inaczej jak mężczyzna w milczeniu
a przecież był opuszczonym ośmiolatkiem
który przedzierał się przez archiwa czerwonego krzyża
i listy ofiar Groß-Rosen
na próżno
nie pomogła nawet ucieczka na południe
oczy miał szaroniebieskie od dymów Chmielnej
[pewnie widział jak płonie świat
a tego nie da się ugasić]
a ja
śląski zuch śpiewałem przy ognisku
Pałacyk Michla Warszawskie dzieci
i w szczeniackich fantazjach byłem pośród swoich
mój ośmioletni ojciec upijał się zawsze
pierwszego sierpnia bo dziadek poszedł
wieczorem po wodę chociaż był inżynierem Shell'a
i nie wrócił
a co to za życie
bez wody
Pietrek, 2 july 2013
ojciec uwielbiał romanse Wertyńskiego
zapisane na wiotkich płastinkach więc zasłuchany
po wódkę posyłał Leszka
środowiskowe ucho z Piwnicy
knajpy dla artystów
wierzył w sprawiedliwość dziejową
talent i wysokie stawki ministerstwa
Leszek wierzył w ojca więc raportował
przez palce dobrodusznie
z troską
lubiłem naszą oswojoną kanalię
uczył mnie chwytów i o czym gadać
z dziewczynami choć nie wiedział
co to sumienie
lojalność i wiarołomstwo
miał wytatuowane jak zek
dwa serca przebite strzałą
szpicel to szpicel nawet jeśli
donosi tylko wódkę
dziś nie ma już sentymentalnych tajniaków
ani plakatów podobnych egzotycznym motylom
w gablotach zapyziałych sklepów czy kin
hamletowskie dylematy rozwiązuję
zaciągając się kolejnym złym kredytem
a prostej formuły przyjęcia spadku
nie bierze pod uwagę już nikt
Pietrek, 24 june 2013
winny jest zawsze ojciec
jego wina jego wina
matka niewinna oczy piwne
dłonie zmęczone oddech słodki
i te dziwki tylko dziwki
wszędzie dziwki na wyrywki
a ojciec w pracy kołacze
w domu nikomu na wódce
na dziwce na waleta
karta nie idzie
matka niewinna oczy puste
oczy do dna serce ze szkła
kruchutkie
winny ojciec kwaśny ojciec
zdmuchnijmy go sobie
świeczkę
na drogę
na grobie
Pietrek, 24 june 2013
ojcowie mrą na nawóz
grudki życiodajnego gnoju
między odwróconymi skibami
matki umierają na pacierze
by się ich nauczyć już nigdy
niczego nie zapomnieć
dzieci jak małe zwierzątka
odchodzą w ciszy i skupieniu
całkowitej ciszy
absolutnym skupieniu
sekunda po sekundzie
eon za eonem
dzieci umierają bez końca
poza śmierć
Pietrek, 5 june 2013
spłyń wierszyku płyń dachami rynnami
ciekiem ściekiem rynsztokiem do rzek
meandrów estuariów morzami w oceany
wpłyń
horyzontem się przelej
aż za świata kres
wiem że do mnie wrócisz
gdy znów spadnie deszcz
Pietrek, 27 may 2013
jestem tylko mężczyzną który zasnął
u boku waszej matki pewnie jedynym
lecz mogło by być nas wielu nieważne
żaden i tak nie mógł dotrzeć głębiej
niż pod neuralgię opuszka jak drzazga
przyjęta przez ciało z westchnieniem
a po czasie odrzucona zepsutą krwią
to bez znaczenia
dla architektury gniazda moszczonego
trawą ziołami i popiołem z żeber
to smutne
bo nigdy nie
zaznaliśmy
wesela
Pietrek, 23 may 2013
*
słabnący to jedyna siła mocnych
więc zwycięzcy niech wiedzą
z czyich drzew liście na laury
*
wzgardzeni nieczułym winni są
rozgrzeszenie miłość zbyt rzadka
by pochopnie rozcieńczać ją łzami
*
u progu śmierci zbieraj godnie resztki
życia dla żywych bo kruche jest
i zewsząd potrzeba mu wsparcia.
Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
Pietrek, 20 may 2013
nastroszony królik miał tak samo
zdezorientowany wyraz pyszczka
jak artysta
który ukrył w zakamarkach cylindra
tresowanego gołębia
cóż magia jest niepojęta
i nieprzewidywalna
podobnie jak pulchne
nadąsane asystentki
Pietrek, 11 may 2013
moje nogi stoją obok
gotowe na rozkazy
ze złotą rybką
rozumiemy się
bez słów
obracam w dłoniach
klepsydrę jak kalejdoskop
by zająć czymś czas
Pietrek, 30 april 2013
podobno historia
zatacza kręgi
lecz nasze historie
jak challenger kowalskiego
znikają za horyzontem
widzowie wychodzą z sali
pozostawiając puste fotele
i napisy
blednące zbyt szybko
by nadążył za nimi wzrok
Pietrek, 30 april 2013
Stalową delbanę o pięknie rowkowanej tarczy i wskazówkach
w kolorze chromowej zieleni roztrzaskałem młotkiem zamknięty
na klucz w łazience by przyjrzeć się agonii kunsztownego serduszka
pamiętam bezradne osłupienie ojca i troskliwość z jaką podnosił
z posadzki obumarłe trybiki
odnalazłem je po latach w osobnym pudełku pośród błyszczących
dox atlanticów i certin a wszystkie te zegarki ożyły pod moim dotykiem
wszystkie za wyjątkiem złotego shaffhausena
otulonego w bibułkę i irchę z firmowym logo
najwidoczniej nie miał jeszcze okazji
by uratować czyjeś życie
cóż
pewnie nie pozostawię po sobie
żadnej pamiątki nawet swatcha
a chronometr dziadka przejedliśmy
pewnej wyjątkowo mroźnej zimy.
Pietrek, 19 april 2013
Przywędrowali tu podczas okupacji, z Tarnowa;
przyzwoicie mieszczańscy gorliwi katolicy.
Dziadek Kazik pieklił się na leniwych czeladników,
w zakamarkach Kryształowej spijając brandy
do nasączania ciast.
Na babcię mówiło się Blondynka, jakby jej platynowe włosy były
dumą całej rodziny; zawsze w ruchu, w wirze interesów i mężczyzn,
których dobierała sobie zależnie od koloru nieba, kursu dolara
czy aromatu kawy.
Mama nie była wcale to a wcale podobna do dziadka.
Mogłaby być naprawdę piękną żydówką. I nie farbowała włosów.
Nigdy. Dopóki całkiem nie posiwiała. Jednego dnia.
Pietrek, 17 april 2013
gdy po ojca przyszła irena moja
mama w asyście czarnego jak obsydian
doga o anielskiej sile i cierpliwości
pan doktor chciał odsunąć mnie
od łóżka – tylko bez histerii – chociaż
widziałem jego twarz i być może
mówił jedynie do siebie a ja próbowałem
nadal trzymać ojca za rękę jak gdyby
rigor mortis powinien dotyczyć nas obu
korytarzami sfrunęły troskliwe siostrzyczki
z surowym płótnem spowijając ciało czystością
i spokojem nieuniknionego a tato został ze mną
rozmawiamy czasem
niemal się zgadzając
Pietrek, 13 april 2013
cóż po pustych korytarzach
że ach! bez kapciuszków
po ciemku przed ciemkiem
tylko szuru szur stópka
macu mac rączka o się!
coś dało po nosie
w szufladki schowki składziki
podnóżki podłóżka a psik! arrasik
piesek mlask kotek prask
szczurek myk tatko w krzyk
matula bidula i się stało
pstryk!
światło wpadło
co mię zjadło
potem przychodzili
dziewczyny jak kaliny
obcy chłopcy dziarscy
starcy silni i mobilni
pili co śpiewali posnęli wstawali
nie było kogo to nie pochowali
a ja znów szuru szur
cmoku cmok ciii!
cichuteńko tuż o krok
bok w bok
jak obłok
Pietrek, 8 april 2013
płacimy chętnie i słono
za niezbędne towary
lecz niczego więcej nie da się już upchnąć
w minimalistycznych wnętrzach
więc patrzymy z wysokości balkonów
na lśniące osiemnastokołowce
o łbach wściekłych byków
jak pędzą wprost z fabryk na wysypiska
pustynie pustyń gdzie nawet ptaki
wyzdychały z głodu mimo skrzydeł
zwolnieni z obowiązku zasypywania latryn
i przymierzania wieczorowych kreacji
nadzy patrzymy z balkonów na zachód
nadzy
aż do kości
Pietrek, 10 december 2012
znużony
z lekką nadwagą
w zenicie duszy
w sile zwątpienia
roztrwoniwszy wszystkie uśmiechy
mężczyzna zasiada
na wprost balwierskiego lustra
szron osypuje się ze skroni
w małe zaspy u stóp
jest wielkie ukojenie
w pogodnej paplaninie
chłodnym dotyku
zręcznych rąk
alicja w wieku jego córki
jest bezpieczna i swobodna
po drugiej stronie
myśli:
kto ostrzyże go
ogoli umyje
to już inny sen
Pietrek, 13 november 2012
rozpiździuchany jestem jakiś
no
każdy kawałek
kawałeczek z kawalątków
kiedyś puści fastryga
klej kit nit
i wszystko frrruuu!
droga mleczna andromeda
rozsypana
tylko
nie dla astronogów
paproszki
pośród nerwów zdeptanych
alejek
szkielety ławek
sterczą
przy szkieletach róż
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 april 2024
The VoyagerSatish Verma
18 april 2024
1804wiesiek
18 april 2024
ItinerantSatish Verma
17 april 2024
....wiesiek
17 april 2024
Nim kur zapiejeJaga
17 april 2024
Between Done And UndoneSatish Verma
16 april 2024
Przed zmrokiemJaga
16 april 2024
1604wiesiek
15 april 2024
I RememberSatish Verma
14 april 2024
....wiesiek