28 february 2012

Sekret (Daucus carota)

Wbijanie widelczyka w marchewkowe ciasto zaczynało Kicię intrygować.
Duży, trójkątny kawałek, oblany wilgotnym lukrem, rozpadał się w zwolnionym tempie, a im dokładniej wymierzała miejsce, tym efekt był ciekawszy.
Już po pierwszych kęsach straciła apetyt. Stoliki obok, pełne ściśniętych gęsto postaci, przypominały bezbronne pnie obrośnięte grzybami o zmierzwionych kapeluszach. Muzyka przebijała się przez nakładane na siebie echa głosów. Kicia miała wrażenie, że widzi w powietrzu krystalizujące zmęczenie. Jak szary duch zawisło pod zakurzonym, prowizorycznie zawieszonym sufitem herbacianej knajpki.
Popołudnie zahaczało ostrym brzegiem o najwrażliwszy punkt serca, gdzie mieściły się wszystkie emocje, jakich doświadczała. Teraz ciągnęło niczym zębata brona karpę starego drzewa. Zielona herbata stygła powoli w wysokim kubku otulonym wikliną. Zapach mango i cytryny drażnił i uspokajał jednocześnie. Gdyby Kicia wiedziała, czego tak naprawdę chce od złotej rybki, wybiegłaby w jednej chwili, wskoczyła w tramwaj, aby jej to powiedzieć. Tymczasem wbijanie widelczyka skupiło wszystkie myśli dziewczyny, jak soczewka światło. Czas bujał zawieszone pod sufitem zmęczenie. Kołyska minut obejmowała coraz większą przestrzeń. Nikt nie dostrzegłby w tym nic dziwnego, gdyby nie jedna jej niedokładność, takie małe załamanie, błąd fizyki i późniejsze konsekwencje.
Za wieszakiem na płaszcze, po lewej stronie sali, ścianę podpierał betonowy słup, pewnie element konstrukcji budynku, w którym znajdowała się kawiarnia. Zawieszono na nim portrety. Ze zdjęć drukowanych w sepii uśmiechali się pogodnie ludzie; być może szczęście, którym promienieli, było tylko na użytek tej jedynej chwili, gdy fotograf prosił ich o pozowanie.
Co takiego się stało, że Kicia nagle wstała i podeszła do jednego z
portretów? Tego nikt nie potrafił wyjaśnić, chociaż wezwany przez
policję detektyw długo zadawał pytania obecnym w tym czasie w kawiarni. W jaki sposób dziewczyna znikła z sali w ciągu kilku sekund? I co działo się późnej, po drugiej stronie pękniętego szkła, na jednym ze zdjęć śmiejącego się, śniadego chłopaka, grającego na dziwnym instrumencie?
Profesor Nihil Novi, który pojawił się godzinę później, postawił na
jednym ze stolików wielki czarny neseser i wyjął palmtop. W notatniku spokojnie dopisał do tabeli kolejną czarną dziurę. Spojrzał pobłażliwie na detektywa, proszącego akurat kelnerkę o próbkę herbaty, którą chwilę wcześniej piła zaginiona, by schować ją do foliowej torebki.
Lokal przy wyłączonej muzyce i włączonym pełnym oświetleniu, wydawał się ponury. Fotografie na ścianach odbijały światło w przybrudzonych szybkach. Gdyby Kicia w tym czasie nie była po innej stronie, pewnie widziałaby teraz pod sufitem krystalizujące przygnębienie, kulące się z przerażenia.
Wizjoner, z którym przyszła krótko ostrzyżona, długonoga dziennikarka, wbijał widelczyk w marchewkowe ciasto. Jego uwagę zwróciła, odwrócona brzuchem do góry, pękata połówka truskawki.
- Może ktoś wie, czy zaginiona miała uczulenie na czerwone owoce? -
zapytał głośno, ku zdziwieniu obecnych, bo przecież to od niego
oczekiwano informacji.
- To była dziwna dziewczyna - ledwie słyszalny głos dochodził z miejsca niedaleko półek z herbatą. Wszystkie spojrzenia utknęły w pustce nad barem. W pobliżu stała kelnerka. Speszona usiadła. Poczuła, że wieczór zagiętym ostrzem wczepia się jej pod żebro i ciągnie za serce, jak brona, dokładnie w miejscu, gdzie codziennie upycha emocje, niczym w ciasnej szafie, aby tylko domknąć...
W jednej chwili wstała, chwyciła tacę z marchewkowym ciastem i cisnęła nią o ścianę. Zapadła cisza. Właściwie spadła znad jednego miejsca w okolicach wieszaka na płaszcze. Przez kilka sekund rozpadała się na drobne kawałeczki, tak, że każdy z obecnych mógł zabrać ze sobą swoją część i wyjść.
Profesor Nihil Novi już wsiadał do auta, kiedy przypomniał sobie, że rano nie nakarmił złotej rybki. Postanowił wracać do domu skrótem. Tym razem ominie wspomnienia: moc tkwi w teraźniejszości.
Sprawdził w kieszeni, czy zabrał z kawiarni kawałek ciasta. Sklepy już zamknięte, nie zdąży kupić karmy.


number of comments: 8 | rating: 10 |  more 

MARCEPAN 30,  

Bardzo zgrabnie opisana scenka.

report |

lajana,  

Dziękuję! :)

report |

Istar,  

z przyjemnością :)

report |

lajana,  

Miło Marzenko, że znalazłaś chwilę na moje ulubione marchewkowe! ;)) Pozdrawiam!

report |

Magdala,  

no proszę! nowe oblicze Lajany. kilka przecinków za dużo w porównaniach: "jak" i "niczym" - jeśli dalej bez orzeczeń = bez przecinków. :)) gdzie indziej przecinków braknie :)) styl epicki sprawny, bez zastrzeżeń. treść warta kontynuacji. pozdrawiam serdecznie! i czekam na dalej.

report |

lajana,  

;) Myślisz Magdalko, że czujne oko korektorki było przymrużone? Bardzo mi miło, że poczytałaś! Pozdrawiam serdecznie. :))

report |

Magdala,  

:))))) jeśli myślimy o tej samej korektorce, to mruga oczami, rzuca wte i wewte i te przecinki zaczynają latać jak helikopterki :D pozdrawiam! (wiem coś o tym) :))))))))

report |

lajana,  

:) O tej samej! Mruga uroczo, to fakt! ;-)))

report |

bosonoga,  

Przeczytałam i to nie tylko dlatego, że uwielbiam marchewkowe ciasto :-) Zgrabnie! Buziaczki :-)

report |

lajana,  

Dziękuję Bosonoga! :) Takie opowiastki, jak ta, co i raz, umykają; już nawet weekendy nie zdążą zapuścić brody, nie wiadomo, jak i kiedy ucieka czas. W pośpiechu zostawiają tylko podpis wierszem. ;-) Buziaki! :-)

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1