24 june 2010

ROZDZIAŁ II “Stanął w ogniu nasz wielki dom”

ROZDZIAŁ II
“Stanął w ogniu nasz wielki dom”

JESTEM…KIM?
… dzień to strzępy wspomnień… ból gojących się ran…
Zabrali mi wszystko… łyżkę, widelec, nóż, pasek, maszynkę do golenia, tabletki, zapalniczkę.
Myśli … zabierzcie je też, skoro odbieracie wszystko czym skrzywdzić mogę siebie samego… nie wzięli. Jak grom uderzyła mnie pierwsza.
- Kurwa, to nie są przelewki. - Sala wypełniona różnego rodzaju psycholami. Łóżko obok łóżka. Na jednym, jakiś moczy się tocząc strumień niezrozumiałych słów razem ze strużką piany z pyska. Jakiś starszy gość z charakterystycznym “szur, szur” wędruje, miarowo szurając filcowymi kapciuchami. Obskoczyło mnie kilku. Jedni tępo patrzyli na rozpakowywane rzeczy, inni brali je do ręki. Na koju obok spał jakiś wytatuowany recydywa z kroplówką przy łóżku. A Łysy, w wieku 25 -30 lat, bez przerwy gadał.
- Stary, spokojnie, trzymaj się mnie, damy radę! Skąd jesteś ? O kurwa, ja też z Głogowa. Ziomal, my tu będziemy rządzić. Mogę batona? Palisz? My palimy w kiblu, zapalniczkę Ci pewnie zabrali, ale ja mam schowaną. Daj papierosa. Tamtego się nie bój, on niegroźny jest. Jak nas sanitariusz wypuści z Obserwacyjnego, to poznasz mojego przyjaciela Grubego, on też jest ziom. Ten to Grzesiu - podszedł do otyłego, sympatycznego w szpitalnej pidżamie z wyrazem twarzy siedmiolatka i patrząc mu w oczy ryknął – Co!! - tamten skurczył się, spojrzał na pielęgniarza i swoje:
- On mnie znów zaczepia, zróbcie coś, bo nie wytrzymam – Grzesiowi oczy naszły łzami. Sanitariusz pokiwał głową. Grześ odszedł a łysy zaczął znów swoje bezmyślne gadanie.
Kiedy przestałem być największą atrakcją na sali Obserwacyjnej i inni “domownicy” zajęli się powoli – każdy swoim obłędem, rozejrzałem się w poszukiwaniu tych “bardziej normalnych”. Jakoś nie zauważyłem. Kilku spało, więc nie wiedziałem, czy i jak z nimi się może da pogadać. Przed wieczorem zadzwonił telefon. Bratowa, chciała się dowiedzieć “jak tam jest”. W kilku słowach opisać wariatkowo od środka... chmmm... nie da się. Opisałem warunki bytowe i zanim zdążyłem jej opowiedzieć o ludziach, ona wypaliła:
- Dobrze, że się zdecydowałeś. Oni Ci tam pomogą – słowa utknęły mi w gardle. Pierwsza myśl: Czy mają rację, to tu jest moje miejsce?... Zakład dla obłąkanych… Obserwuję, szukam tych “normalnych”, czy może tych “popierdolonych tak jak ja”? Mam wrażenie, że jestem jedyny normalny na sali, ale pozostali też tak przecież myślą. Nie pamiętam jak skończyłem rozmowę. Chyba coś tam opowiedziałem wesołego o niektórych skrajnych przypadkach. Pożegnaliśmy się. Położyłem się. Myśl: “Ja też mam coś z garem, ze mną też jest źle, tylko ja tego nie widzę” była ze mną. Nie mogłem zasnąć. Usłyszałem szmer. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jak staje nad moją pryczą, chudy z nieobecnym wzrokiem. „Daj mi… ja też Ci dam” mówi w środku nocy, świdrując spojrzeniem. Przestraszyłem się. Spojrzałem w kierunku drzwi, pielęgniarz siedział i czytał jakąś gazetę. Poczułem się pewniej. Spytałem.
- Co chcesz? - pokazał na szafkę.
- Daj, jak będę miał, też Ci dam. - mówił z miauczącym akcentem i zaśpiewem. Otworzyłem szafkę. Miałem wodę i kilka wafelków.
- Weź sobie – pomyślałem, że to jedyny sposób, aby się go pozbyć. Stał tak nienaturalnie obojętny, chudy i to potwornie przeszywające spojrzenie. Nawet nie spojrzał do szafki. Chciałem tylko żeby już poszedł.
- Weź mi daj. Ja też ci dam. - Na sąsiednim łóżku leżał młody, umięśniony koleś. Po stroju i sposobie mówienia pomyślałem “Wśiowy jakiś”. Obudziła go nasza rozmowa.
- Weź gościu idź stąd! Daj kurwa spać! – podniósł głos, nie partolił się. Chudy odwrócił się do niego.
- Daj, jak będę miał, też Ci dam. - zaczął, tym razem do niego. Pomyślałem, że to będzie lepsze rozwiązanie. Zawsze chudego poślę do kogoś innego prostym “Idź tam, on ma”. Na każdego pojeba będę musiał znaleźć jakiś sposób. Zacznę od jutra. Sklasyfikuję ich sobie, rozpoznam. Dojdę do tego jak sobie z takim radzić i cwanie pomanipuluję, aby jakoś się “ustawić”. No i trzeba szybko pokazać ludziom z obsługi, że ja jestem normalny... właśnie, jestem?
Podchodzę do pielęgniarza. Patrzy na mnie, czuję rodzaj spojrzenia. Prawie mogę odgadnąć jego myśli: “A Ty co? Anioły widzisz? A może jesteś diabłem?”. Zacząłem ot tak, o jego pracy, czy o szpitalu. I nagle zauważyłem jak trudno mi z nim rozmawiać. Nawet kiedy mówię – słowa cedzę przez pryzmat „jestem normalny” i jakoś nie wychodzi… właśnie, jestem?
Wycofałem się. Zwątpiłem w to czy aby Oni tu nie są bardziej wyczuleni na obłęd, oni mogą znaleźć mój we mnie, jeśli jest. Ogarnęło mnie przerażenie. Wpakowałem się. Może jutro się wszystko zmieni.

CDN




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1