Yaro, 22 march 2024
życie co raz bardziej
staje się puste
bez echa bez zapachu
brakuje wody marzeń i kredytu
drążą kamień wiertła diamentowe
w środku jak na ulicy
zaparkował straszny ból
pełen obaw niepewności
mrok czarna sadza
spija krew niewinnych ofiar
w zamian nałóg strzał w żyłę
odlotowa promocja na jedną chwilę
zatrzymanie na granicy w kamasze
lub obklej się trotylem jak most przed wysadzeniem
siedzę i myślę
gdzie jest prawda
gdzie życie toczy się
gdzie sens
nie widzę nic nie pojmuję
Yaro, 22 march 2024
mamo, dlaczego nie mogę
za sobą zamknąć drzwi
przekraczając próg domu
odchodzę w oczach w nieznane
nie zapomnij o mnie
jak o dziewiątej kompani
nie zamykaj drzwi
przyjadę
ta wojna wiecznie nie będzie trwać
zapukam staniesz w drzwiach
przytulę cię w ramiona
wszystko będzie dobrze
będziesz przy mnie
siądź podaj swoją dłoń
Yaro, 22 march 2024
zbudujmy swój mały świat
bez trosk i wad bez obaw
nie bój się mnie myśli moje czyste
czerwona krew róża biały bez
wyciągam dłonie do nieba
ku pokrzepieniu serc daj
spokojnie żyć marzyć śnić
w tym świecie tylko my
niech zapłonie milion świec
słońc tysiące uderzenia serc
oddech głęboki na sen
przez noc w dzień kochamy się
Yaro, 21 march 2024
bądź mi kwiatem
co zaraża umysły criminal
bądź ostatnim piwem
które wygania gwiazdy do domu
bądź pierwszy raz
jak na głowie cierń
po prostu
bądź życia echem
dajesz tak wiele
czasem brakuje tchu
bądź śpiewem ptaków
co pieści uszy
potrafisz absolutnie zrozumieć
moją pasję i filozofię każdego dnia
bądź przy mnie siądź
odpowiedz cytując ten sam post
Yaro, 21 march 2024
wciąż przez teksty łzy gwiazdy
nam słońce nad szczytem nieba
wiatr drzwi świata okna szkło
wychodząc dziś z futrynami
zostawię całe serce przed wami
wydarzenia w sosie w nosie
o czym świadczą słowa pieszczą
usługi dla koneserów
sztuki poetyki i homo twist
kochacie siebie reszty nie trzeba
zapomnieć nie pamiętać
wschodu i zachodu naszych lat
najważniejsze że dobrze że zdrowie
mimo wszystko cuchnie tandetą
cuchnie gnojem świnią w stadzie
skończony blask rzeczywistości
tylko podmuch wiatru zabiera resztki z asfaltu
Yaro, 19 march 2024
kochaj bądź kochaną,
z miłości przejście niewidzialnie
do nienawiści zabetonowanej
na amen w fundamencie fałszu,
wybrałaś na całe życie kamień milowy,
którego nikt nie podniesie,
Słońce płonie ziemia obraca ludzi,
wyrywasz serce z jej wnętrza,
bądźmy świadkami tego,
co się wydarzy, co nadejdzie,
miłość ugasi pragnienie,
człowiek zniszczy całe dobro,
zniszczy najlepsze lata dni beztroski,
po drodze zastała nas noc,
objęci w pół, ubezpieczałem cię
w ramionach moich poczułaś moc,
mogłem wszystko zrobiliśmy to
nawet dobrze wyszło i
to nie był ostatni raz
Yaro, 14 march 2024
słońce spadając na zachodnim brzegu
zabrało ze sobą kawałki mnie
strzaskany wewnętrznie podnoszę się
leżysz obok zimna, żyjesz to dobrze
nie będę sam przez resztki nocy
rozrzucone po niebie małe kropki
zapalam ostatniego papierosa
jeszcze łyk wina starego
jak ten las przed wydmami
razem ogrzejemy się w morskiej trawie
choć przytul się moja mała wilczyco
samotność dotyka gdy skulony śpię
obok pies zmęczony dniem
wypalony człowiek musi podnieść
parę cegiełek uzbierać choćby ziarno w niebie
na mnie nie czeka nikt nikt mnie nie zna
jestem byłem tak niech zostanie
nawet imię zapomniałem na jednym z portów
rozstałem się z przeszłością, przyszłości nie ma dla mnie
zostanę tutaj z psem na brzegu lepszego nie ma jak ten
tylko w snach dotyka i całuje mnie matka, mamo
Yaro, 14 march 2024
rozkołysane kołysał wiatr
wspomnienia tęsknoty
liście na drzewach
śpiew taniec fajne ukojenie
taniec pierwszy krok
rozpuść włosy
puść wodze fantazji
w wyobraźni miłość
idą słowa baśnie
krew co wrze wodą na ogniu
naokoło biec
ujrzeć światło i uśmiech
dlaczego jest tak wiele miejsc
wszystkich nie odwiedzę
zadzwoń proszę
będę daleko przysypany wspomnieniami
jak drzewo pod śniegiem jak ptak na drzewie
na ustach wszystkich stać się legendą
Yaro, 6 march 2024
dość bzdur
wytartych teksasów
bandamek
czarnych skór
dość ściszonej muzyki
wszystko na full
niech wali po ścianach
stare wredne babsko
na melinach zapach
w powietrzu etanol
ostatni gasi światło
nigdy nie zapłonie płomień
przy skalniaku w półmroku
ściskam flaszkę
patykiem pisane
dobroć sandomierskich sadów
muzyka cykad i te żaby
ciepła woda każdego szkoda
zbudujmy im żłobek
dziewczyny między nami
było dobrze jest inaczej
Yaro, 6 march 2024
człowiek z drzewa zszedł
kamienną siekierą ściął sośniaka
zbudował drabinę do nieba
nie sięgną szczytu
przegrał z Bogiem
zbudował wieżę Babel
by osiągnąć boskości
człowiek człowiekowi
dobry Bóg pomieszał języki
człowiek nie zrozumiał za wiele
ciągle mu mało
wymyślił wojny granice
zbudował czołgi haubice
kałasznikow w dłoni atrybutem pustej głowy
wszystko co się świeci zabierał mordował
niewinnych Indian i braci ciemnoskórych
mordował dzieci i przyjaciół
bo inni wolni i naiwni
nie są bogaci
na wojnach nic nie tracił
bogacił się i szmacił
nowe obszary pustej głowy
wypełniał diamentami
nie zabijaj nie kradnij
żyj biednie i ciesz się bogactwem
w duszy radość i odwaga
dookoła tyle piękna
zielony w kolorach świt
napaś wzrok
obrazami malowanymi palcem Boga
słuchaj dźwięków słuchaj ptaków
rzeką płyń pod prąd
nie narzekaj
nie uciekaj
sobą bądź
Yaro, 6 march 2024
w lustrze nie oglądam twarzy
nie pamiętam jak patrzysz
na nieogolonego faceta
świadomość kręci się po głowie
wiem że jestem
może mnie nie ma
może bywam iluzją lub snem
czas marszczy dłonie
układa bruzdy na twarzy
worki pod oczami
skronie spopielałe
życie niewolnicze
bogaci wiecznie piękni i młodzi
Yaro, 6 march 2024
jeden zachód
noc dzień
cień księżyca
słońca blask
dłoń dotykiem o dłoń
kolor róż ust
zapach włosów
pamiętam
smak ust dotyk drżenie
utkany dławiący głos
to jest to
kocham jak cud
miłość zakwitła w ogrodzie
pośród serc
stukotem kół pociągu
taksówkowy szpan
kwiaty mamie
teściowi gin
jeden zachód
ulotne chwile
pięknie razem
nad horyzontem
zachód pośród chmur
Yaro, 5 march 2024
polna droga piaszczysta
dookoła pachnie chlebem
kłos zerwany na wypieki
końca żniw nie widać
podzielony chleb
pomiędzy wszystkie głodujące narody
między dzieci starców i chorych
ciałem chleb i winem popić
przełknąć słowa Boga
usnąć w błogim śnie
boso i pokochać ludzi
wzniecić iskrę nadziei
zbawić świat od powrozów
Yaro, 4 march 2024
ćma krąży wokół lampy
odwrócona plecami do światła
śpisz dotyk odwróconego ciała
w naszym życiu codziennym
potrzebą czułych słów piękna
gdy się uśmiechasz śmieje się całe miasto
ćmy nie układają się tak jak my
są prawdziwe nietoperze o tym wiedzą
karmią się całą noc
by w dzień spokojnie spać
Yaro, 2 march 2024
słowa bez znaczenia
wychodzę boso z cienia twojej wyobraźni
jaźnią jest istnienie wzajemnego oddania
biorę na barki miłość jak ranną sarnę
dwa razy tyle przekazuję na datki
nie liczę na przyszłość niestabilne czasy
sam buduję w sercu miejsce
byś weszła w nie bez obcasów
teraz gdy zmrok zamyka oczy
gwiazdy wspinają się na rękach
na niebie w mgławicach twoje imię
płynę jest uczucie jest impresja
Yaro, 1 march 2024
jestem w rozkwicie kwiatem
czerwonej pomarańczy
trafić ciężko na dobry wiersz
szukamy słów każdym dniem
choćby jeden soczysty wers
strofa jak klin między refrenami
najlepiej pisać o sobie
na swoim fundamencie
na własnej skórze
na własnym grzbiecie dzielić sierść
by nikt nie zdołał podważyć prawdy
mleko się rozlało i tak w koło
ostatnio zmieniony nie czuję się sobą
wybacz ja nie dam rady to mój styl
popatrz wokół nas nie jest źle
Yaro, 25 february 2024
słońce zachodzi
z zamknięciem powiek
jak drzwi świata przed końcem dni
spadł ciepły deszcz
po policzku łza
jak wyplakana rzeka bez dna
krąży grawitacja spadam w dół
zasłaniam dłońmi twarz
kurtyna teatru okna na bruk
ile warte są tutaj dni
zmiany są wyraźne
miłość nie znaczy nic
ważne są statystyki
rozpadających się par
człowiek potrafił zabić Syna Bożego
to kim jesteśmy w oczach Boga
ile krwi ile kłamstwa potrzeba
by zrozumieć dlaczego prawda
traci sens na jakiś czas
tłum pędzi jeśli nie biegniemy z nim z depczą ciebie
stwierdzą że to wypadek nie będzie winnych można śmiało stwierdzić zgon winny tłum lecz nie on
Yaro, 23 february 2024
w pokoju na poddaszu
przekwitały nadzieje wspomnienia
promienie słońca patrzyły przez małe okna
czas zamykał trzaskał drzwiami
każdego poranka samotny staruszek
spoglądał w lustro patrzył na historię
herbatę pił
palił fajkę
siwy dym błądził po poddaszu
wypełniał zapełnioną hiperprzestrzeń
aksamitnymi perfumami i naftaliną z szafy
zapach dębowych mebli
przysiadał przy biurku
czytał wiersze
nieprzeczytane listy
wyczekiwał listonosza
co parę groszy
zawsze pierwszego przyniesie
kukułka postarzała się
czas się spóźniał
zegar wymagał naprawy
dziadek zbyt stary
z każdą chwilą umierał
cofał wskazówki
chwytał dzień póki sił
laska podpierała punkty trzy
nikogo nie znał
może nie pamiętał
cieszył się gdy ktoś go odwiedził
zostaną po nim kwiaty na poddaszu
puste koperty listy nie wiadomo do kogo
wiem
staruszek żyje w świecie innych barw
Yaro, 22 february 2024
błądzę z myślą nieprzespanych nocy
zachodzę w głowę co naszą przyjaźnią
wystarczy tych kłótni tych przykrych słów
usta milczą myśli swoje oczy patrzą
zwierciadło duszy się skruszy
los człowieka pełen zakres niespodzianek
niezbadane ścieżki dróżki kapliczki przydrożne
podaj dłoń w uścisku warto zapomnieć zaprzeszły czas
Yaro, 13 february 2024
ile zła zmieści świat pod skrzydłami wiatru
ile czekać wypatrywać oczy by zobaczyć
to co ma się stać przestać się bać patrzeć
dni płyną nieustanie godziny to chwile
szybko się zbierać przed nadejściem
być gotowym przed każdą drogą
zasypiam wiem że nie warto noc krótka
nad ranem sen najlepszy gdy budzik
wyciąga ciało spod kołdry wprost do roboty
mam dość tej nieprawdy tej odgrzanej zupy
jest dobra tylko pomidorowa z rosołu z wczoraj
zapominamy kto za nas umarł kto zdradził
na dworze zimno pada deszczyk
mam dość tego rapu tego ładu
wysiadam na stacji wypadam z gniazda
Yaro, 10 february 2024
świeży poranek
promień wpadł przez szkło
powiew wiatru zawirował liśćmi
porwał babie lato do tańca
złociste liście kołyszą
stare drzewa
szelestem szepczą
kanony piękna
czas senny zadumany
dalej ścieżki niewydeptane
napisałem imię
na ławce w parku
powiedział ktoś
wyglądaj miłości
przyjdzie z wiosną
Yaro, 5 february 2024
umieram dnia każdego
umieramy we dwoje
w domu przy pracy
przy stosunku jeden na jeden
ugina się grunt pod nogami
kopie grób razem z ZUS-em
firmy czekają na skórkę
nie dadzą za dużo
by się nie pojebało pod czaszką
jak cisza przed burzą
wycieram szkłem dupę
żyję bo życie cudem
śmierć nudą
nie wiem dokąd pójdę
przykryją mnie piachem
jakaś babcia puści bąka
przy modlitwie w ciasnej ławce
kwiaty na pogrzebie najpiękniejsze
mnie nie będzie na kolędzie
Yaro, 1 february 2024
ciężary wspomnień wracają
przygnębiony smutek w środku
sumienie targa flagą na maszcie
zabłądzić zdarza się nawet
najbardziej wymagającym
ciało zbyt słabe na zwycięstwo
w duszy czarne plamy to grzech
mówią o tym wszyscy co wszystko wiedzą
idę naprzeciw oczekiwaniom innych
lubię się szarpać wewnętrznie
lubię ten zimowy wieczór i
wiatr co po gębie ozięble głaszcze
wróć w moje ramiona nadziejo
pragnę tylko się cieszyć z tego co wiem co mam
zrobić coś takiego żeby wszyscy
się ucieszyli i przepadło zło złych ludzi
którzy źle życzą i drwią
Yaro, 26 january 2024
czuję się taki niczyj
z pustką w sobie
pusty dzban bez wody
wyschłe koryto rzeki
idę błądzę nie mogę
odnaleźć drogi ani frazy
do ciebie tak daleko
posyłam list w butelce
nie w kopercie jeszcze by zmokła
Yaro, 21 january 2024
kiedy skleją drewnianą trumnę
nie będę o tym myślał
co się stało
stanę obok
zobaczę jak wkładają
moje zimne ciało
gdy zaczną się modlić
i pożegnają
zostawię cały świat
bo tak być musi
jeszcze tylko wieko parę gwoździ
złamany sztil od łopaty obsadzą
wykopią płytki grób
gdy się ocknę żebym mógł wyjść
zapalę papierosa i usnę na wieki
jak kolejny rozdział brama się zamknie
Yaro, 21 january 2024
W tę noc spotkałem cię
wznieciłaś płomień żar ogień
w tę noc niebo pełne gwiazd
byłaś drogą mleczną odbitą w jeziorze
świeciłaś jasno na niebiosach
wiedziałem że będziesz moja
nasze dłonie splecione w warkoczu
taniec fal łabędzi pełno na wodzie
nasze ciała splecione
w ciasnym powrozie
ramiona
wyrosły z nich skrzydła
miłość nasze ciała okryła
serce mocniej biło
do niebios wzlot ponad sunące obłoki
nie zapomnę tej chwili
niech płynie wiecznie
po skałach naszej drogi
wymyśliłem sobie ciebie na świecie
teraz tak jest
noc okryła ogonem
Yaro, 16 january 2024
szarość wkrada się maluje obraz dnia
drzewa szare ostatni liść upadł na dno
zimnego czarnego jeziora jak studnia
pada zimny deszcz na bukowy las
rude łachy piachy pokrył szron śnieżnosiwy
skronie staruszka osusza wiatr znikąd
odkrywam smutek za tym co odeszło
szukam drogi na skróty byle uciec stąd
mój dom na wzgórzu pokryły wspomnienia
przeczekam dziwny czas
zanurzam się w sobie
widać twarze szarych ludzi
którzy błądzą w opętaniu zakupów
las szumi kołysze ciężkie gałęzie
co teraz zmierzcha się cicho i mrocznie
horror na drogach
zabierzcie sumienia
na boku jezdni mokną
w mżawce około dwudziestej
magia bukowa ukryta zamykam w sobie
ten czas gdy niczego nie jestem pewien
zasypiam by wstać
niewyspanym za wcześnie
Yaro, 16 january 2024
lecę wysoko frunę na Jamajkę
samolot chyba Ryanair - Tanie Loty
albo Lotem -nie wiem
dobrze że nie spada trochę trzaska
nie ma przy duszy a ni grosza
nie śmierdzę nim nawet na metr
dzieli mnie jedynie odległość
do Kingston miasta ciepła
wyobrażam sobie te gęby krzywe
poleciał zostawił dom rodzinę
kilku żuli pod sklepem najlepsi
co z żabki zrobią dwie małpki
lecę jak najdalej by odlecieć
wiatr wciska się między zęby
jak po posiłku jedzenia resztki
zapalmy mówi czarny zapalę
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
28 march 2024
It Is Getting DarkSatish Verma
27 march 2024
NarcyzJaga
27 march 2024
2703wiesiek
27 march 2024
To były piękne dniabsynt
27 march 2024
Drobiazgi.Eva T.
27 march 2024
Wearing The Crown Of ThornsSatish Verma
26 march 2024
Margo5absynt
26 march 2024
2603wiesiek
26 march 2024
Good ByeSatish Verma
25 march 2024
NaturalnieJaga