Sztelak Marcin


Duperelki


Duszone na wolnym ogniu
powietrze smakuje wilgotną ziemią,
nieoznaczoną śladami stóp.
Prawie jak czerstwa kromka chleba
z kiepsko rozsmarowaną grudą masła.

Twardą niczym orzech do zgryzienia,
z zeszłej jesieni, gdy zamglone słońce
leżało na potrzaskanej tafli ulicy.
Wiodącej do usianego cierniami raju,
skrojonego na miarę.

Dziś panuje kompletna ciemność,
po omacku szukam najmarniejszych nawet
płatków róż. Wyschły, rozpadły się w pył,
gdzieś pomiędzy uchylonymi drzwiami piwnicy
a ciężką klapą na dach.

To nic, w końcu wstanę
i uratuję świat.
O ile ktoś szepnie, że jest to tego wart.



https://truml.com


drukuj