Adam Pietras (Barry Kant)


Intermezzo I i II


Intermezzo


Sensualizm wprawia mnie w osłupienie. Ale ładny świat!
Ale świat jest tylko założeniem, mój przyjacielu...


A więc i ja stałem się Patańdżalim, ludzie zaś zdają się być ciężkimi, zwartymi w sobie kulami od bilarda. Pewne są tylko te kwiaty doloryzmu - kiedy w twoim mózgu lęgnie się piękna i krwawa motylica, zasiewając swoje wielobarwne, trujące jajeczka - pomiędzy nitkami neuronów przypominających szczypce skorka. Na przykład widziałem kiedyś, na festiwalu, jak mężczyzna rozbił na swoim czole butelkę po spirytusie, krzycząc - faceci też mają miesiączkę! Nic w tym szczególnego, jak i we wszystkim, dopóki nie osiągnąć stanu upojenia. Wystarczy wychylić się odrobinę z codziennego szeolu, a tam - porywają nas bachanalia i przepyszne, tonące w złocie i piórach egzotycznych ptaków, starodawne rytuały samookaleczenia. Jednak w tym ciele nie możemy posunąć się zbyt daleko.



Intermezzo III

Anything goes

Bezsensowne piękno. Patrzeć jak kamienne chodniki rozpływają się w jakąś eteryczną dyssubstancjalność, jak budynki wyłaniają się z krystalicznego snu, jak trawniki wirują z trzmielami, ostami, kaczeńcami, barwinkami i żytem w tej trzeźwej ekstazie. Widzieć, jak ludzie milczą milczeniem bez znaczenia i milczeć tym samym milczeniem, widzieć że są jak trzeźwe widma, jak sklepowe manekiny oplecione sztuczną siecią neuronową, w konstrukcji łączącej plastik i metal z tkanką biologiczną niczym szpiegowskie płaszczki. Jest jasno, choć niebo nieco po francusku zasiniałe od chmur, które właściwie są czymś w rodzaju jednorodnej, zimnopastelowej mgły, zza której słońce wygląda jak lśniący mocą miliardów kilowatów siniak pod okiem, wciąż taki sam, pomimo kolejnych metamorfoz tego leżącego odłogiem, aborygeńskiego bóstwa. Ależ to bez sensu!



https://truml.com


drukuj