Yaro


spacer lasem


świergotem słów 
sroko  rozmowę naciągasz
dzięcioł na drzewie
kurczowo pazurkami się trzyma
ostatkiem siły kornikowi głowę urywa
 
las życiem płonie tej jesieni
 
spacer szelestem liści i wszystko zapominasz
nie patrzysz na zegar czas w miejscu alejką umyka
złodziej chowa w kroplach rosy skarby chwili
nie uciekaj ode mnie zostań na moment 
 
trawy spieczone 
słońca promieniem
rozświetlone półmrokiem przechodzi obok
 
idę wplatam miedzy nas rozmowę
widzisz kochana las jest sam a nas przybywa
z każdym krokiem nowym rokiem
odejść chciałaś tylko dokąd 
przy mym boku dotrzymuj kroku
 
czas zgarbi ciała wspomniesz tą historię
zabiera mnie kostucha zdrowie nie to
wnukom o mnie opowiesz
w szpakowatej głowie zapisane chwile 
w zapachu leśnej konwalii



https://truml.com


drukuj